Dodał, że nie wiadomo, kiedy miało dojść do tego przestępstwa, a więc na razie kwestia ewentualnego przedawnienia karalności tego czynu nie wchodzi w rachubę. Sam Kaczyński sugeruje, że mógł tego się dopuścić płk Jan Lesiak w ramach tzw. inwigilacji prawicy przez Urząd Ochrony Państwa w latach 90.
Kujawski zapowiedział, że prokuratura ponownie przesłucha Kaczyńskiego. Będzie też analizować akta śledztwa w sprawie inwigilacji prawicy; sięgnie też do akt procesu Marka Barańskiego z "Nie" za opublikowanie w 1993 r. sfałszowanej "lojalki". Za przedwczesne prokurator uznał pytanie, czy będzie przesłuchany sam Lesiak.
Kodeks karny przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności lub od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - dla tego, kto "w celu użycia za autentyczny", podrabia dokument lub go przerabia.
J.Kaczyński złożył w poniedziałek zeznania w tej sprawie. "Metody prawnej, innej niż złożenie wniosku do prokuratury, po prostu nie ma" - powiedział po przesłuchaniu. "Ja i tak chciałem to złożyć do prokuratury, ale najpierw chciałem mieć prawne potwierdzenie sfałszowania; niestety takiego prawnego potwierdzenia sfałszowania w ramach tych procedur, które w tej chwili są, nie można uzyskać" - dodał. Powiedział, że zeznania dokończy jeszcze w tym tygodniu.
Według szefa PiS, "fałszerstwo jest oczywiste". Tych materiałów nie było w Urzędzie Ochrony Państwa na początku lat 90., nie było w połowie lat 90., bo sąd o to pytał, a nagle znalazły się później w materiałach IPN" - podkreślił Kaczyński. Dodał, że chodzi o "złapanie za rękę tych, którzy to robili, i tych, którzy inspirowali".
Jak mówił Kaczyński na początku czerwca, ujawniając swą teczkę, chodzi o tzw. lojalkę rzekomo podpisaną przez niego w stanie wojennym.
Według stanowiska Ministerstwa Sprawiedliwości z początku czerwca, "istnieją dowody", że doszło do sfałszowania dokumentów J. Kaczyńskiego z teczki, założonej mu przez SB, a obecnie znajdującej się w IPN. Zdaniem resortu, nie budzi żadnych wątpliwości to, że "w ramach "inwigilacji prawicy" w latach 90. służby specjalne dopuszczały się fałszowania dokumentów, m.in. w celu skompromitowania działaczy prawicy, a szczególnie braci Kaczyńskich.
W 1998 r. stołeczny sąd uznał już, że Kaczyński nie podpisywał w 1981 r. żadnej "lojalki". Tak zakończył się proces karny wytoczony przez J. Kaczyńskiego tygodnikowi "Nie" za opublikowanie w nim w 1993 r. sfałszowanej "lojalki". Barańskiego skazano za to na karę grzywny (jeszcze przed wyrokiem przyznał, że "lojalka" była fałszywa, a on sam padł ofiarą "prowokacji UOP", za co przeprosił Kaczyńskiego).
Sąd uznał wtedy, że Kaczyński nie podpisał "lojalki" i że nie był współpracownikiem SB, bo notatki oficera SB są niewiarygodne, a zeznania Kaczyńskiego zasługują na wiarę. Zdaniem sądu jednak brak jest podstaw do "jednoznacznego stwierdzenia", że "lojalkę" sfałszowano w UOP.
J. Kaczyński ujawniając swą teczkę, oświadczył, że są w niej dwa sfałszowane, jego zdaniem - prawdopodobnie w 1992 lub 1993 r. w UOP - dokumenty, opisujące rzekome podpisanie przez niego tzw. lojalki ze stanu wojennego. Pytany, dlaczego nie ujawnił teczki wcześniej, lider PiS odparł, że "są tam ślady działania pana Lesiaka". Płk Jan Lesiak stał na czele tajnego zespołu w UOP, który od 1992 r. prowadził nielegalne operacje przeciw ugrupowaniom prawicowym, m.in. Porozumieniu Centrum - partii braci Kaczyńskich.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział, że wystąpi do ABW o odtajnienie przynajmniej części materiałów ze śledztwa przeciw Lesiakowi.
W pierwszej połowie lat 90. doszło do nielegalnej inwigilacji przez UOP prawicowej opozycji wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej - w tym m.in. Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Za przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań prawicowych, warszawska prokuratura oskarżyła w marcu tego roku płk. Lesiaka - grozi mu do 3 lat więzienia.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów, ale ostatnio wystąpił on o przekazanie sprawy Sądowi Okręgowemu, gdzie orzekają bardziej doświadczeni sędziowie. PAP dowiedziała się w sądzie, że na razie nie można rozpatrzyć wniosku o przekazanie sprawy, bo prokuratura wypożyczyła akta Lesiaka. Śledczy chcą sprawdzić, czy jest w nich coś, co mogłoby naprowadzić na ślad fałszerstwa teczki J. Kaczyńskiego.
Wątek ewentualnej odpowiedzialności przełożonych Lesiaka umorzono w 2002 r. z powodu przedawnienia. Niewykluczone jest jednak rozszerzenie kręgu osób podejrzanych, bo - jak informował wielokrotnie Ziobro - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego "ustaliła cały szereg nowych, wcześniej nieznanych czy wręcz ukrywanych dokumentów", dotyczących sprawy.
pap, ab