Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro polecił już wszcząć śledztwo z artykułu przewidującego do 10 lat więzienia za "bezprawne wywieranie wpływu na czynności urzędowe konstytucyjnego organu".
Niewykluczone, że w tym śledztwie pojawi się wątek byłego funkcjonariusza SB i UOP Witolda W. Według ustaleń, to właśnie Witold W. jest mężem przyjaciółki Gilowskiej ze Świdnika - Urszuli, do której w sobotę b. wicepremier dramatycznie apelowała: "Weź coś powiedz!".
"Apeluję do swojej przyjaciółki wieloletniej i zwracam się do niej: Urszula, czy ty Boga w sercu nie masz, przecież twój mąż najwyraźniej mnie wrobił w jakąś gigantyczną historię, tak przynajmniej twierdzą faceci od służb. Jeśli nawet nie jest winny, to musi coś wiedzieć" - mówiła Gilowska. "Mnie tłumaczyli przez całe lata, że on zajmuje się przestępstwami gospodarczymi i dlatego chodzi w cywilu" - dodała.
Już w 2000 r. media podawały, że pięciu byłym funkcjonariuszom delegatury Urzędu Ochrony Państwa w Lublinie - w tym Witoldowi W. - prokuratura zarzuciła nielegalne posiadanie i wykorzystywanie tajnych akt Urzędu. Prokuratura nie podała wtedy szczegółów tej sprawy - ujawniono tylko, że "funkcjonariusze ukryli w swoich mieszkaniach dokumenty, stanowiące tajemnicę państwową".
Ich proces trwa od 2003 r. przed Sądem Rejonowym w Lublinie. Nie jest znany jego przebieg, bo sprawa jest tajna. Wszystkim grozi do 5 lat więzienia.
Śledztwo wszczęto, gdy wiosną 1999 r. do dodatku "Gazety Wyborczej" w Lublinie trafiła paczka zawierająca kopie ściśle tajnych dokumentów UOP z lat 1992-96. W 2000 r. zatrzymano pięciu podejrzanych b. funkcjonariuszy UOP, wywodzących się jeszcze z SB (z UOP odeszli w latach 1997-98). Trzech z nich - w tym Witolda W. - wtedy aresztowano, ale po 3 miesiącach areszt zamieniono im na dozór policji i zakaz opuszczania kraju.
W 2001 r. "GW" pisała, że oficerowie dzięki wynoszonym z urzędu tajnym dokumentom mogli szantażować polityków i radnych. Według gazety, jeden z oskarżonych "w domku letniskowym na działce zebrał służbowe materiały dotyczące wpływowych mieszkańców Świdnika". Zdaniem "GW", najbardziej prawdopodobną hipotezą ich motywu była próba zemsty na szefostwie lubelskiej delegatury UOP. Marek Pawlikowski, ówczesny szef delegatury, wywodził się bowiem z kręgów solidarnościowych, a podejrzani - z SB.
Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek nie wykluczył, że w śledztwie, które poprowadzi gdańska prokuratura, może być konieczne zajrzenie do akt procesu Witolda W. Nie wiadomo bowiem, czy nie wynosił on z UOP jakichś dokumentów dotyczących także i Gilowskiej. Według Kaczmarka, jest też możliwe wystąpienie prokuratury do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o zwolnienie W. z obowiązku zachowania tajemnicy służbowej. "Ale to jest na razie teoretyzowanie" - dodał.
"My nie mamy sobie nic do zarzucenia i jesteśmy spokojni o wynik postępowania" - mówił zastępca RIP Jerzy Rodzik, który sformułował wniosek o lustrację Gilowskiej.
Premier zdymisjonował w piątek Gilowską, wobec której Rzecznik Interesu Publicznego wystąpił do Sądu Lustracyjnego. Ona sama uważa, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" ze strony Rzecznika i mówi, że nie była agentem SB. Rzecznik Włodzimierz Olszewski uznał, że czynność, którą wykonał "w ramach i w granicach prawa", została nazwana przez Gilowską szantażem w sposób "niedopuszczalny i brutalny".
pap, ss