Internetowy świat oszalał na punkcie serwisów z plikami wideo. Rekordy popularności bije YouTube, serwis, który powstał niespełna półtora roku temu - informuje "Metro". Każdego dnia internauci przeglądają tam 100 mln klipów i umieszczają 65 tys. nowych plików. Co miesiąc stronę odwiedza 20 mln osób. - Fenomen YouTube polega na tym, że doskonale wykorzystuje on energię internautów. To oni dostarczają treść, mówi socjolog internetu Dominik Batorski. Pojawili się też naśladowcy, tacy jak polski Smog.pl.
Na YouTube można znaleźć wszystko. Serwis, który w założeniu miał być forum dla autorskich filmików nakręconych przez użytkowników, zyskał popularność, gdy zaczęły się na nim pojawiać fragmenty znanych programów telewizyjnych. Dzisiaj można na nim obejrzeć skecze Monty'ego Pythona, akcje Koby'ego Bryanta, słynny cios głową Zinedine'a Zidane'a, teledyski Abby, a nawet reportaże z bombardowanego Libanu i Izraela. Filmowe eldorado może się skończyć - pisze gazeta. Do sądu w Los Angeles wpłynął właśnie pierwszy pozew o 150 tys. dol. odszkodowania od reportera Roberta Tura, który nakręcił 14 lat temu film w czasie zamieszek w Los Angeles. Zanim usunięto go z serwisu, zdążyło go obejrzeć bez zgody autora ponad tysiąc osób. Nie musi to oznaczać końca darmowej wideoteki. - Amerykańskie prawo ogranicza odpowiedzialność serwisów internetowych, które udostępniają serwery użytkownikom, ale nie mają wpływu na ich działania, mówi Piotr Waglowski, autor książki "Prawo w sieci". - Jeśli właściciele praw autorskich poczują się zagrożeni, będą mogli domagać się od serwisu usunięcia treści, które do nich należą. Szefowie YouTube dopiero zastanawiają się, jak zarobić na bajecznej popularności. Zdaniem analityków serwis powinien pozostać darmowy i postawić na reklamy. Najpopularniejsze klipy ostatnich dni, m.in. reklamę komputerów Macintosh i trailer nowej wersji gry komputerowej "Gwiezdne wojny", w ciągu jednego dnia obejrzało 400 tys. internautów.
Na YouTube można znaleźć wszystko. Serwis, który w założeniu miał być forum dla autorskich filmików nakręconych przez użytkowników, zyskał popularność, gdy zaczęły się na nim pojawiać fragmenty znanych programów telewizyjnych. Dzisiaj można na nim obejrzeć skecze Monty'ego Pythona, akcje Koby'ego Bryanta, słynny cios głową Zinedine'a Zidane'a, teledyski Abby, a nawet reportaże z bombardowanego Libanu i Izraela. Filmowe eldorado może się skończyć - pisze gazeta. Do sądu w Los Angeles wpłynął właśnie pierwszy pozew o 150 tys. dol. odszkodowania od reportera Roberta Tura, który nakręcił 14 lat temu film w czasie zamieszek w Los Angeles. Zanim usunięto go z serwisu, zdążyło go obejrzeć bez zgody autora ponad tysiąc osób. Nie musi to oznaczać końca darmowej wideoteki. - Amerykańskie prawo ogranicza odpowiedzialność serwisów internetowych, które udostępniają serwery użytkownikom, ale nie mają wpływu na ich działania, mówi Piotr Waglowski, autor książki "Prawo w sieci". - Jeśli właściciele praw autorskich poczują się zagrożeni, będą mogli domagać się od serwisu usunięcia treści, które do nich należą. Szefowie YouTube dopiero zastanawiają się, jak zarobić na bajecznej popularności. Zdaniem analityków serwis powinien pozostać darmowy i postawić na reklamy. Najpopularniejsze klipy ostatnich dni, m.in. reklamę komputerów Macintosh i trailer nowej wersji gry komputerowej "Gwiezdne wojny", w ciągu jednego dnia obejrzało 400 tys. internautów.