W poniedziałek przewodnicząca składu sędziowskiego Małgorzata Mojkowska powiedziała PAP, że ostatnio sąd "uznał za celowe" przesłuchanie żony Wieczorka - Urszuli oraz ponownie jego samego. "Widzimy konieczność doprecyzowania informacji, które pojawiły się w trakcie procesu" - dodała sędzia, nie ujawniając szczegółów.
Sąd dostał już akta sprawy karnej Wieczorka, w której lubelski sąd skazał go w 2005 r. na 8 tys. zł grzywny za wynoszenie tajnych dokumentów z lubelskiego UOP (dokąd przeszedł z SB-PAP). "Nie są prawdziwe informacje prasy, że były wśród nich akta +Beaty+" - oświadczyła sędzia Mojkowska.
Zaprzeczyła też doniesieniom mediów, by sąd chciał się zapoznać z ustaleniami śledztwa gdańskiej prokuratury co do rzekomego szantażowania Gilowskiej, gdyż ta sprawa sądu nie interesuje. Dodała zaś, że sąd już wcześniej dysponował protokołami zeznań świadków z tego śledztwa - tych, którzy zeznawali także przed sądem w sprawie Gilowskiej i tylko co do lat 80., nie co do kwestii rzekomego szantażu.
Mojkowska uchyliła się od odpowiedzi na pytanie PAP, czy fakt przesłuchania dodatkowych świadków może opóźnić przewidywane wcześniej na środę zamknięcie procesu. "Nie potrafię tego powiedzieć, bo to będzie zależało np. od czasu trwania środowej rozprawy" - dodała.
Według "Życia Warszawy", jest "niemal pewne", że proces nie zakończy się do końca sierpnia.
Proces lustracyjny b. wicepremier i minister finansów zaczął się 2 sierpnia. Wieczorek zeznał, że w 1986 r. fikcyjnie zarejestrował Gilowską jako tajnego współpracownika, by chronić ją przed SB. Inni oficerowie SB z Lublina mówili, że fikcyjne rejestracje się nie zdarzały, choć przyznawali, że Gilowska nie była agentem. Gilowska nie chce oceniać zeznań dotychczasowych świadków. Jako "bezbrzeżne łajdactwo" określa postępowanie Wieczorka, jej dawnego znajomego.
Gilowską zdymisjonował premier Kazimierz Marcinkiewicz po tym, jak 23 czerwca Rzecznik Interesu Publicznego złożył do sądu wniosek o jej lustrację - podejrzewając ją o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Ona sama stwierdziła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
W czerwcu sąd I instancji odmówił wszczęcia procesu, uzasadniając to tym, że Gilowska nie pełni już funkcji publicznej. Jednak - po zażaleniu Gilowskiej - w lipcu sąd II instancji wszczął sprawę z urzędu. Uznano, że choć nie pełni już ona funkcji publicznej, zachodzi tu przewidziany przez ustawę inny, "szczególnie uzasadniony przypadek", by prowadzić proces.
pap, ss