O procesie, w którym poseł PiS, szef sejmowej komisji śledczej ds. banków, jest oskarżony o pobicie, napisał w środę "Dziennik Zachodni". Incydent, który znalazł epilog w sądzie, miał miejsce w maju 2002 na przejściu granicznym w Łysej Polanie w Tatrach. Gazeta podkreśla, że choć sprawa toczy się już od czterech lat, prawomocnego wyroku nie ma, bo poseł nie pojawia się w sądzie.
Ryszard K. oskarża Zawiszę o to, że ten uderzył go w głowę podczas awantury przed przejściem granicznym. Polityk PiS tłumaczył po wszystkim - jak napisał "Dziennik Zachodni" - że była to tylko "energiczna gestykulacja", jednak K. twierdzi, że Zawisza "zachowywał się jak karateka". Do sprzeczki doszło w związku z korkiem na drodze do granicy. K. twierdzi, że jechał prawidłowo, Zawisza miał pretensje, że K. łamie przepisy. Państwo K. skierowali sprawę do sądu w Zakopanem. Potem miała trafić do Warszawy, ale tamtejszy sąd odrzucił taką możliwość. Ostatecznie proces rozpoczął się w 2004 roku w Jaworznie.
Jak powiedziała rzeczniczka katowickiego sądu, sędzia Teresa Truchlińska-Babiracka, podzielając zdanie małżeństwa K. w kwestii przewlekłości postępowania, sąd jednocześnie odrzucił ich wniosek o przyznanie po 2 tys. zł odszkodowania z tego tytułu. Sąd uznał, że nie uzasadnili oni swojego roszczenia.
"Stwierdzenie przewlekłości postępowania zawsze oznacza ambicjonalny cios dla sądu niższej instancji - w tym przypadku Sądu Rejonowego w Jaworznie - i wskazówkę, że powinien on podjąć wszystkie możliwe środki, aby prowadzić proces szybko i sprawnie" - powiedziała rzeczniczka.
Sędzia Truchlińska-Babiracka przypomniała, że w maju 2005 r. oskarżony został uniewinniony, jednak w grudniu sąd okręgowy skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia, wskazując m.in. na uchybienia proceduralne, niedostateczne wyjaśnienie okoliczności zajścia oraz konieczność przesłuchania jeszcze jednego świadka - strażnika granicznego, który miał widzieć incydent. Jego nazwiska dotąd nie ustalono.
Według rzeczniczki, ponowny proces de facto nie ruszył, głównie z powodu nieobecności oskarżonego i jego obrońcy. Część winy za przewlekłość obciąża jednak także sąd, który wyznacza terminy rozpraw co cztery miesiące oraz uznaje np. pisma pełnomocnika oskarżonego o odroczenie rozpraw.
Zdaniem sędzi Truchlińskiej-Babirackiej, wyjaśnienia wymagają m.in. sprawy związane z doręczaniem oskarżonemu i jego pełnomocnikom zawiadomień o rozprawach. Sąd dysponuje potwierdzeniami, że zawiadomienia o kolejnych terminach dotarły do adresatów, jednak zwykle potwierdzenia te docierały do sądu już po wyznaczonym terminie, w którym oskarżony się nie stawiał. Ponieważ zawiadomienia wysyłane są z wyprzedzeniem, sprawa tej zwłoki powinna być wyjaśniona w urzędzie pocztowym.
Sprawa toczy się przed sądem w Jaworznie, ponieważ w tym mieście mieszkają państwo K. Rzeczniczka przypomniała, że wniosek o przeniesienie procesu do Warszawy - o co wnioskowała obrona - został prawomocnie odrzucony, dlatego kolejne wnioski obrońców w tej sprawie nie mogą być uwzględnione, a ich składanie także można odbierać jako przeciąganie procesu.
W czerwcu 2005 r. Zawisza, po wcześniejszym zrzeczeniu się immunitetu, został uniewinniony przez Sąd Rejonowy w Jaworznie. Świadkiem w sprawie był m.in. obecny wicepremier Ludwik Dorn. Państwo K. złożyli apelację, uwzględnioną w grudniu 2005 r. przez sąd okręgowy. Według gazety, ponowny proces nie może ruszyć z miejsca, bo oskarżony w sądzie się nie stawia i przysyła usprawiedliwienia, tłumacząc nieobecność obowiązkami w Sejmie. Na kolejnych rozprawach nie pojawia się też jego pełnomocnik.
Autorzy aktu oskarżenia obawiają się, że za półtora roku sprawa przedawni się, dlatego poskarżyli się na przewlekłość postępowania. Przedstawiciele sądu okręgowego uważają, że środowe potwierdzenie przewlekłości powinno zdopingować sąd rejonowy do szybszego prowadzenia procesu, aby zakończył się przed terminem przedawnienia.
pap, ab