W związku z aferą korupcyjną w polskim futbolu w poprzednim tygodniu odbyło się nadzwyczajne posiedzenie zarządu PZPN. Spekulowano, że Listkiewicz poda się do dymisji. Prezes zapowiedział jednak tylko, że decyzję ogłosi w poniedziałek 25 września. Zarząd, który nie jest władny odwołać prezesa, zdecydował wówczas o rozwiązaniu struktur sędziowskich i weryfikacji wszystkich arbitrów. Ustalił także daty dwóch zjazdów - 27 października odbędzie się Walne Zgromadzenie poświęcone zmianom statutowym, natomiast 2 grudnia zostaną wybrane nowe władze związku.
Większość członków zarządu przypuszczało, że prezes PZPN zrezygnuje w poniedziałek, a do czasu zjazdu jego obowiązki przejmie jeden z członków zarządu. Na jego decyzję - jak mówił - miałyby mieć wpływ także kłopoty rodzinne - zdewastowany grób matki, napad na żonę czy pobicie syna. Listkiewicz zdecydował jednak, że pozostanie prezesem związku do 27 października, kiedy odbędzie się Walne Zgromadzenie.
Jeszcze w poniedziałek po zakończeniu obrad zarządu PZPN, władze związku przedstawią odpowiedź na zarzuty sformułowane przez Ministerstwo Sportu po kontroli w związku. Wyniki te skłoniły ministra Tomasza Lipca do wszczęcia postępowania administracyjnego wobec PZPN, które może skutkować zawieszeniem władz związku i wprowadzeniem do niego kuratora. Przed dzisiejszym zebraniem nieoficjalnie mówiono, że zarząd PZPN, na którego czele - jak się wówczas spodziewano - stanie następca Listkiewicza, złożyć do ministra sportu Tomasza Lipca wniosek o umorzenie postępowania administracyjnego. Oznaczałoby to, że do PZPN nie zostanie wprowadzony kurator.
Na jego miejscu zrobiłbym to samo - skomentował Jan Tomaszewski decyzję Listkiewicza."Każdy dzień zwłoki jest zyskiem prezesa Listkiewicza - powiedział. - Dlatego też wcale nie dziwię się, że odwleka swoje odejście. Brakuje honoru, żeby podjąć męską decyzję. Najlepiej, żeby sami członkowie zarządu PZPN poprosili ministra sportu o wprowadzenie komisarza".
Jego zdaniem, jedynym rozwiązaniem "byłoby zawieszenie zarządu i wprowadzenie komisarza." "Cały zarząd aprobował podejmowane w ostatnim czasie decyzje i nie wyobrażam sobie, żeby jeden człowiek od przekrętów zastępował innego" - oświadczył Jan Tomaszewski, jeden z głównych krytyków obecnych władz związku. "Pełniącym obowiązki prezesa musiałby zostać ktoś z obecnego zarządu PZPN. Nie wiem jak to miałoby funkcjonować. Oni uchwalali, oni podejmowali decyzje. Czy ten co zastąpiłby Listkiewicza byłby w stanie rozliczyć stare afery? Czy byłby w stanie być sędzią we własnej sprawie?" - zastanawiał się Tomaszewski.
"Poza tym obecni członkowie zarządu PZPN nie powinni mieć możliwości kandydowania do nowych władz" - dodał.
pap, em