Prałat Henryk Jankowski ujawnił nazwiska 37 tajnych współpracowników SB, w tym 9 duchownych, rozpracowujących go podczas akcji "Zorza II" w 1987 r., związanej z pielgrzymką do Polski Jana Pawła II.
Według komentatorów, jako pokrzywdzony miał moralne prawo ujawnić nazwiska, ale ich podanie bez okoliczności współpracy, nie wnosi niczego do wiedzy o służbach specjalnych PRL.
Prałat przeprosił za "niecne" czyny osób, których nazwiska, udostępnione mu przez IPN, ujawnił. Powiedział, że im wybacza, oczekuje jednak, że przyznają się do winy. "Spełniam to zadanie z wielkim smutkiem, bo wśród akt są moi przyjaciele, są kapłani, których szanuję, ze względu na ich pracę, ale równocześnie muszę powiedzieć prawdę, która na pewno będzie bolesna dla nich" - oświadczył na konferencji prasowej.
Wśród wymienionych przez ks. Jankowskiego kapłanów znaleźli się m.in. - ujawnieni już w zeszłym tygodniu - biskup włocławski Wiesław Mering i wikariusz generalny kurii gdańskiej ks. Wiesław Lauer oraz kilku księży z Trójmiasta. Duchowni nie komentują tych informacji lub im zaprzeczają.
"Mnie te głupoty nie interesują" - powiedział proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Gdańsku-Migowie ks. Władysław Matys, występujący w aktach IPN jako TW "Wojtek".
Proboszcz parafii św. Anny i Joachima w Gdańsku-Letniewie Witold Strykowski, występujący w materiałach IPN jako TW "Śląski", powiedział natomiast, że nigdy nie był blisko związany z prałatem. "Ja zawsze byłem politycznie bierny" - podkreślił.
Metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski skrytykował prałata za podawanie nazwisk z akt "bez żadnych argumentów". Dodał, że w interesie duchownych leży, by oczyścić się z zarzutów.
Biskup Tadeusz Pieronek uważa, że postępowanie ks. Jankowskiego nie jest wyrazem postawy chrześcijańskiej. "Naprawdę nie ma co się tym człowiekiem zajmować" - powiedział o b. proboszczu św. Brygidy.
W opinii ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, badającego sprawę inwigilacji Kościoła przez SB w diecezji krakowskiej, prałat miał moralne prawo ujawnić nazwiska tajnych współpracowników SB. "Uważam jednak, że to jest dopiero pierwszy krok. Dlatego, że bardzo ważną rzeczą jest powiedzenie, w jaki sposób ci tajni współpracownicy szkodzili" - podkreślił.
Według szefa działu religijnego "Tygodnika Powszechnego" Marka Zająca, postępowanie ks. Jankowskiego ośmieszyło Kościół i samo chrześcijaństwo. Prałat "jako pokrzywdzony bohater tamtych czasów i jako obywatel ma prawo ujawniać zawartość własnych teczek, ale zarazem powinien kierować się racją odpowiedzialności, a tej zabrakło". Księża, których nazwiska podał prałat, zdaniem Zająca nie powinni milczeć, ale podjąć konkretne działania.
Według historyka krakowskiego IPN Marka Lasoty to, co zrobił ks. Jankowski, to dopiero początek procesu wyjaśniania historii. "Same nazwiska - ocenił Lasota - nic nie mówią, a zwłaszcza tym, którzy nie znają realiów danego środowiska czy danego miasta".
Inny historyk IPN, kierujący pionem edukacyjnym Jan Żaryn uważa, że pokrzywdzony może publicznie podać nazwiska agentów, ale pozostaje metodologiczny problem umiejętności czytania archiwalnych dokumentów.
Ustawa o IPN pozwala pokrzywdzonemu ujawnić otrzymane z Instytutu nazwiska agentów, którzy na niego donosili. Sądy oddalały już powództwa osób, które zostały wskazane jako agenci w takich sytuacjach, np. przez prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Prezes IPN Janusz Kurtyka wiele razy mówił, że nie jest to żadna "dzika lustracja". Urząd Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych uznał, że upublicznianie nazwisk agentów przez osoby pokrzywdzone nie narusza ustawy o ochronie danych osobowych.
Akcja "Zorza II" w 1987 r. miała związek z pielgrzymką do Polski Jana Pawła II i była wymierzona m.in. w księży zajmujących się przygotowaniami pielgrzymki papieża na Wybrzeżu; było w nią zaangażowanych prawdopodobnie kilkaset osób.
pap, ss, ab
Prałat przeprosił za "niecne" czyny osób, których nazwiska, udostępnione mu przez IPN, ujawnił. Powiedział, że im wybacza, oczekuje jednak, że przyznają się do winy. "Spełniam to zadanie z wielkim smutkiem, bo wśród akt są moi przyjaciele, są kapłani, których szanuję, ze względu na ich pracę, ale równocześnie muszę powiedzieć prawdę, która na pewno będzie bolesna dla nich" - oświadczył na konferencji prasowej.
Wśród wymienionych przez ks. Jankowskiego kapłanów znaleźli się m.in. - ujawnieni już w zeszłym tygodniu - biskup włocławski Wiesław Mering i wikariusz generalny kurii gdańskiej ks. Wiesław Lauer oraz kilku księży z Trójmiasta. Duchowni nie komentują tych informacji lub im zaprzeczają.
"Mnie te głupoty nie interesują" - powiedział proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Gdańsku-Migowie ks. Władysław Matys, występujący w aktach IPN jako TW "Wojtek".
Proboszcz parafii św. Anny i Joachima w Gdańsku-Letniewie Witold Strykowski, występujący w materiałach IPN jako TW "Śląski", powiedział natomiast, że nigdy nie był blisko związany z prałatem. "Ja zawsze byłem politycznie bierny" - podkreślił.
Metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski skrytykował prałata za podawanie nazwisk z akt "bez żadnych argumentów". Dodał, że w interesie duchownych leży, by oczyścić się z zarzutów.
Biskup Tadeusz Pieronek uważa, że postępowanie ks. Jankowskiego nie jest wyrazem postawy chrześcijańskiej. "Naprawdę nie ma co się tym człowiekiem zajmować" - powiedział o b. proboszczu św. Brygidy.
W opinii ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, badającego sprawę inwigilacji Kościoła przez SB w diecezji krakowskiej, prałat miał moralne prawo ujawnić nazwiska tajnych współpracowników SB. "Uważam jednak, że to jest dopiero pierwszy krok. Dlatego, że bardzo ważną rzeczą jest powiedzenie, w jaki sposób ci tajni współpracownicy szkodzili" - podkreślił.
Według szefa działu religijnego "Tygodnika Powszechnego" Marka Zająca, postępowanie ks. Jankowskiego ośmieszyło Kościół i samo chrześcijaństwo. Prałat "jako pokrzywdzony bohater tamtych czasów i jako obywatel ma prawo ujawniać zawartość własnych teczek, ale zarazem powinien kierować się racją odpowiedzialności, a tej zabrakło". Księża, których nazwiska podał prałat, zdaniem Zająca nie powinni milczeć, ale podjąć konkretne działania.
Według historyka krakowskiego IPN Marka Lasoty to, co zrobił ks. Jankowski, to dopiero początek procesu wyjaśniania historii. "Same nazwiska - ocenił Lasota - nic nie mówią, a zwłaszcza tym, którzy nie znają realiów danego środowiska czy danego miasta".
Inny historyk IPN, kierujący pionem edukacyjnym Jan Żaryn uważa, że pokrzywdzony może publicznie podać nazwiska agentów, ale pozostaje metodologiczny problem umiejętności czytania archiwalnych dokumentów.
Ustawa o IPN pozwala pokrzywdzonemu ujawnić otrzymane z Instytutu nazwiska agentów, którzy na niego donosili. Sądy oddalały już powództwa osób, które zostały wskazane jako agenci w takich sytuacjach, np. przez prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Prezes IPN Janusz Kurtyka wiele razy mówił, że nie jest to żadna "dzika lustracja". Urząd Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych uznał, że upublicznianie nazwisk agentów przez osoby pokrzywdzone nie narusza ustawy o ochronie danych osobowych.
Akcja "Zorza II" w 1987 r. miała związek z pielgrzymką do Polski Jana Pawła II i była wymierzona m.in. w księży zajmujących się przygotowaniami pielgrzymki papieża na Wybrzeżu; było w nią zaangażowanych prawdopodobnie kilkaset osób.
pap, ss, ab