Były poseł SLD Andrzej Jagiełło, skazany na rok więzienia w sprawie tzw. przecieku starachowickiego, opuścił zakład karny w Radomiu.
We wrześniu tamtejszy sąd okręgowy zdecydował, że może on warunkowo opuścić zakład przed upływem terminu. W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Lublinie podtrzymał tę decyzję.
Jagiełło powiedział dziennikarzom, że "dramatycznie" wspomina swój pobyt w więzieniu. "To jest dla mnie rzecz, którą chcę zapomnieć. To jest największy dramat, jaki człowiek może przeżyć, upodlenie, upokorzenie" - mówił. Dodał, że czuje się "w miarę dobrze" i nie narzeka na traktowanie ze strony współwięźniów. Ale, jak dodał, jego obraz więzienia zmienił się na gorsze i w związku z tym ma wiele uwag do ministra sprawiedliwości.
Jagiełło powiedział, że radomski sąd "był bardzo obiektywny", wydając zgodę na jego przedterminowe wyjście z więzienia. Jak podkreślił, pierwszy raz spotkał się z obiektywizmem w sądzie. Zapowiedział, że w ciągu pół roku napisze książkę o aferze starachowickiej i o swoim pobycie w więzieniu. Jak mówił, w najbliższym czasie zamierza zarejestrować się jako bezrobotny w urzędzie pracy, żeby mieć ubezpieczenie.
"62 lata przeżyłem bez wykroczenia, więc teraz trzeba się zderzyć z rzeczywistością na wolności, bardzo trudną i na pewno upokarzającą w dużym stopniu. Kolegów zostało mało. Wiem, że niewinnie też można długo posiedzieć w więzieniu w Polsce, łatwo to się robi" - dodał. Zaznaczył, że nie ma planów politycznych i zdecydowanie ma dość polityki, ale dodał, że nie można powiedzieć "nigdy".
"Ten dzień z telefonami (przeciek starachowicki) był najgorszy w moim życiu. Nie powinienem tego zrobić. Kiedy pytałem, czy brał łapówki, to nie myślałem, że z tego może wyjść taka gigantyczna afera. Jakby mi to przyszło do głowy, to bym tego nie uczynił, tylko wsiadł w samochód i pojechał, gdybym miał jakiekolwiek skojarzenia, że ktoś bierze łapówki. Wydawało mi się, że nie bierze, więc mogę go zapytać, a okazało się, że to było ostrzeżenie bandziorów" - podsumował.
Jagiełło został skazany na rok pozbawienia wolności. Do radomskiego więzienia trafił w lutym tego roku. Odbył już połowę kary, co uprawniło go do starania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie. Prokuratura Okręgowa w Radomiu sprzeciwiała się wypuszczeniu byłego posła z więzienia. Powoływała się na stanowisko dyrekcji zakładu karnego, która uważała, że proces resocjalizacji Jagiełły nie został zakończony. Jednocześnie zakład wydał mu pozytywną opinię.
Drugi ze skazanych w sprawie przecieku informacji o planowanej akcji policji w Starachowicach - były poseł SLD Henryk Długosz odbywa karę półtora roku pozbawienia wolności w zakładzie karnym w Krakowie-Nowej Hucie.
Sąd Apelacyjny w Krakowie w listopadzie 2005 roku skazał prawomocnie na 3,5 roku więzienia również trzeciego z oskarżonych polityków - byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewa Sobotkę. W grudniu ub. roku Sobotkę ułaskawił prezydent Aleksander Kwaśniewski, który złagodził jego karę do roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Również Jagiełło i Długosz wystąpili w grudniu do Kancelarii Prezydenta RP z prośbą o ułaskawienie. Prokuratura Krajowa skierowała ich prośby do sądów obu instancji orzekających w tej sprawie z prośbą o zaopiniowanie. Zarówno Sąd Okręgowy w Kielcach, jak i Sąd Apelacyjny w Krakowie zaopiniowały prośby negatywnie, co zakończyło procedurę ułaskawieniową. Sąd Najwyższy w lipcu oddalił jako "oczywiście bezzasadne" kasacje Jagiełły i Długosza.
Za niepoinformowanie prokuratury o wycieku z MSWiA tajnych informacji o zaplanowanej akcji CBŚ oraz wielokrotne składanie fałszywych zeznań i zatajanie prawdy przed Sądem Rejonowym w Kielcach stanął były komendant główny policji gen. Antoni Kowalczyk. Sąd uniewinnił generała od tych zarzutów, uznając jednocześnie, że był on pierwszym źródłem "przecieku starachowickiego" i za to powinien odpowiedzieć. Apelację złożyła prokuratura.
pap, ss, ab
Jagiełło powiedział dziennikarzom, że "dramatycznie" wspomina swój pobyt w więzieniu. "To jest dla mnie rzecz, którą chcę zapomnieć. To jest największy dramat, jaki człowiek może przeżyć, upodlenie, upokorzenie" - mówił. Dodał, że czuje się "w miarę dobrze" i nie narzeka na traktowanie ze strony współwięźniów. Ale, jak dodał, jego obraz więzienia zmienił się na gorsze i w związku z tym ma wiele uwag do ministra sprawiedliwości.
Jagiełło powiedział, że radomski sąd "był bardzo obiektywny", wydając zgodę na jego przedterminowe wyjście z więzienia. Jak podkreślił, pierwszy raz spotkał się z obiektywizmem w sądzie. Zapowiedział, że w ciągu pół roku napisze książkę o aferze starachowickiej i o swoim pobycie w więzieniu. Jak mówił, w najbliższym czasie zamierza zarejestrować się jako bezrobotny w urzędzie pracy, żeby mieć ubezpieczenie.
"62 lata przeżyłem bez wykroczenia, więc teraz trzeba się zderzyć z rzeczywistością na wolności, bardzo trudną i na pewno upokarzającą w dużym stopniu. Kolegów zostało mało. Wiem, że niewinnie też można długo posiedzieć w więzieniu w Polsce, łatwo to się robi" - dodał. Zaznaczył, że nie ma planów politycznych i zdecydowanie ma dość polityki, ale dodał, że nie można powiedzieć "nigdy".
"Ten dzień z telefonami (przeciek starachowicki) był najgorszy w moim życiu. Nie powinienem tego zrobić. Kiedy pytałem, czy brał łapówki, to nie myślałem, że z tego może wyjść taka gigantyczna afera. Jakby mi to przyszło do głowy, to bym tego nie uczynił, tylko wsiadł w samochód i pojechał, gdybym miał jakiekolwiek skojarzenia, że ktoś bierze łapówki. Wydawało mi się, że nie bierze, więc mogę go zapytać, a okazało się, że to było ostrzeżenie bandziorów" - podsumował.
Jagiełło został skazany na rok pozbawienia wolności. Do radomskiego więzienia trafił w lutym tego roku. Odbył już połowę kary, co uprawniło go do starania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie. Prokuratura Okręgowa w Radomiu sprzeciwiała się wypuszczeniu byłego posła z więzienia. Powoływała się na stanowisko dyrekcji zakładu karnego, która uważała, że proces resocjalizacji Jagiełły nie został zakończony. Jednocześnie zakład wydał mu pozytywną opinię.
Drugi ze skazanych w sprawie przecieku informacji o planowanej akcji policji w Starachowicach - były poseł SLD Henryk Długosz odbywa karę półtora roku pozbawienia wolności w zakładzie karnym w Krakowie-Nowej Hucie.
Sąd Apelacyjny w Krakowie w listopadzie 2005 roku skazał prawomocnie na 3,5 roku więzienia również trzeciego z oskarżonych polityków - byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewa Sobotkę. W grudniu ub. roku Sobotkę ułaskawił prezydent Aleksander Kwaśniewski, który złagodził jego karę do roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Również Jagiełło i Długosz wystąpili w grudniu do Kancelarii Prezydenta RP z prośbą o ułaskawienie. Prokuratura Krajowa skierowała ich prośby do sądów obu instancji orzekających w tej sprawie z prośbą o zaopiniowanie. Zarówno Sąd Okręgowy w Kielcach, jak i Sąd Apelacyjny w Krakowie zaopiniowały prośby negatywnie, co zakończyło procedurę ułaskawieniową. Sąd Najwyższy w lipcu oddalił jako "oczywiście bezzasadne" kasacje Jagiełły i Długosza.
Za niepoinformowanie prokuratury o wycieku z MSWiA tajnych informacji o zaplanowanej akcji CBŚ oraz wielokrotne składanie fałszywych zeznań i zatajanie prawdy przed Sądem Rejonowym w Kielcach stanął były komendant główny policji gen. Antoni Kowalczyk. Sąd uniewinnił generała od tych zarzutów, uznając jednocześnie, że był on pierwszym źródłem "przecieku starachowickiego" i za to powinien odpowiedzieć. Apelację złożyła prokuratura.
pap, ss, ab