Jeśli prokuratura uzna, że nie doszło do przestępstwa w "aferze billboardowej", Jacek Kurski (PiS) jest gotów przeprosić PO i wycofać się ze swych twierdzeń, że kampanię kandydata PO na prezydenta - Donalda Tuska finansowało PZU.
Poseł PiS oświadczył tak we wtorek w Sądzie Okręgowym w Warszawie w procesie cywilnym, jaki Tusk i PO wytoczyli mu za tę wypowiedź. Pozew żąda od Kurskiego przeprosin w mediach i wpłaty 100 tys. zł zadośćuczynienia na Caritas.
We wtorek Kurski ujawnił sądowi swych informatorów w sprawie. Byli nimi: szefowa biura prawnego PZU Ewa Bechta, b. członek zarządu PZU Włodzimierz Soiński oraz b. ekspert PZU Janusz Szewczak. "Jeśli trzy osoby mówią mi takie rzeczy, to nie są to osoby niepoważne" - dodał Kurski.
Według Kurskiego, w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO. W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie. Sąd oddalił wniosek adwokata Kurskiego, by zawiesić ten proces do zakończenia śledztwa.
"Platforma nabyła powierzchnię reklamową od firm na zasadach i cenach rynkowych" - zeznał na poprzedniej rozprawie w sierpniu Tusk. Podkreślił, że PO nie była nabywcą powierzchni reklamowej od PZU ani pośrednio, ani bezpośrednio.
Zeznając we wtorek przed sądem Kurski wyjaśniał, że swoje zarzuty "podniósł pośrednio i bez osobistej intencji". Zaznaczył, że "nie zarzucał Tuskowi nieprawidłowego finansowania kampanii, a tylko powtórzył informacje innych osób, które w szczegółach były zbieżne". Przyznał, że działał w "pewnym afekcie" po atakach PO na PiS oraz na nowego prezesa PZU Jaromira Netzla. "Być może nie powiedziałbym tego, gdyby nie pewna emocja sytuacyjna" - dodał.
Kurski oświadczył, że nie sprawdzał prawdziwości swych twierdzeń, "bo nie ma natury śledczego" i nie przesądza, że są one prawdziwe. Przyznał, że swą wiedzę zdobył w lutym i marcu, a ujawnił ją w czerwcu - "będąc sprowokowany" w programie TVN "Teraz My".
Dodał, że jeśli prokuratura uzna, że "nic nie ma w sprawie, to jest gotów przeprosić i wycofać się ze swych twierdzeń". Gdy sąd spytał wtedy strony o możliwość ugody, pełnomocnik nieobecnego w sądzie Tuska mec. Ryszard Siciński powiedział, że podstawą ugody powinno być oświadczenie Kurskiego, że "lekkomyślnie podał informację, nie sprawdzając jej i przeprasza za to, że nie miał wiedzy".
Szewczak - jako świadek Kurskiego - zeznał przed sądem, że trzy razy spotkał się z informacją o tym, że kampania billboardowa PZU "może mieć związek z kampanią PO". Powiedziała mu o tym m.in. Bechta. Na związki z PO firm, wynajmujących powierzchnie reklamowe, zwracał mu zaś uwagę poseł Zygmunt Wrzodak.
Kurski powiedział dziennikarzom, że będą "nowe dowody i nowi świadkowie". Zdradził, że zgłaszają się do niego ludzie, którzy widzieli, jak zdejmowano plakaty z "wariatami" i wieszano plakaty Tuska. Zaapelował, by zgłaszali się też inni świadkowie.
Proces odroczono do 13 listopada, kiedy będą zeznawać m.in. Netzel i Soiński.
Zaraz po procesie Tusk-Kurski, miało dojść do procesu, który posłowi PiS wytoczyła Iwona Ryniewicz, b. dyrektor biura ds. marketingu PZU. Zwolniono ją w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień". Ryniewicz wytoczyła Kurskiemu procesy cywilny i karny.
Proces cywilny nie ruszył we wtorek, bo Kurski powiedział, że nie dostał pozwu. "Pan poseł skłamał, że nic nie wie o pozwie, bo jego pełnomocnik trzy razy do nas dzwonił" - oświadczył pełnomocnik Ryniewicz, mec. Jacek Dubois.
Aby nie przegrać procesu cywilnego, pozwany musi albo dowieść, że jego twierdzenia są prawdziwe, albo choć udowodnić, że działał w interesie publicznym.
pap, ss, ab
We wtorek Kurski ujawnił sądowi swych informatorów w sprawie. Byli nimi: szefowa biura prawnego PZU Ewa Bechta, b. członek zarządu PZU Włodzimierz Soiński oraz b. ekspert PZU Janusz Szewczak. "Jeśli trzy osoby mówią mi takie rzeczy, to nie są to osoby niepoważne" - dodał Kurski.
Według Kurskiego, w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO. W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie. Sąd oddalił wniosek adwokata Kurskiego, by zawiesić ten proces do zakończenia śledztwa.
"Platforma nabyła powierzchnię reklamową od firm na zasadach i cenach rynkowych" - zeznał na poprzedniej rozprawie w sierpniu Tusk. Podkreślił, że PO nie była nabywcą powierzchni reklamowej od PZU ani pośrednio, ani bezpośrednio.
Zeznając we wtorek przed sądem Kurski wyjaśniał, że swoje zarzuty "podniósł pośrednio i bez osobistej intencji". Zaznaczył, że "nie zarzucał Tuskowi nieprawidłowego finansowania kampanii, a tylko powtórzył informacje innych osób, które w szczegółach były zbieżne". Przyznał, że działał w "pewnym afekcie" po atakach PO na PiS oraz na nowego prezesa PZU Jaromira Netzla. "Być może nie powiedziałbym tego, gdyby nie pewna emocja sytuacyjna" - dodał.
Kurski oświadczył, że nie sprawdzał prawdziwości swych twierdzeń, "bo nie ma natury śledczego" i nie przesądza, że są one prawdziwe. Przyznał, że swą wiedzę zdobył w lutym i marcu, a ujawnił ją w czerwcu - "będąc sprowokowany" w programie TVN "Teraz My".
Dodał, że jeśli prokuratura uzna, że "nic nie ma w sprawie, to jest gotów przeprosić i wycofać się ze swych twierdzeń". Gdy sąd spytał wtedy strony o możliwość ugody, pełnomocnik nieobecnego w sądzie Tuska mec. Ryszard Siciński powiedział, że podstawą ugody powinno być oświadczenie Kurskiego, że "lekkomyślnie podał informację, nie sprawdzając jej i przeprasza za to, że nie miał wiedzy".
Szewczak - jako świadek Kurskiego - zeznał przed sądem, że trzy razy spotkał się z informacją o tym, że kampania billboardowa PZU "może mieć związek z kampanią PO". Powiedziała mu o tym m.in. Bechta. Na związki z PO firm, wynajmujących powierzchnie reklamowe, zwracał mu zaś uwagę poseł Zygmunt Wrzodak.
Kurski powiedział dziennikarzom, że będą "nowe dowody i nowi świadkowie". Zdradził, że zgłaszają się do niego ludzie, którzy widzieli, jak zdejmowano plakaty z "wariatami" i wieszano plakaty Tuska. Zaapelował, by zgłaszali się też inni świadkowie.
Proces odroczono do 13 listopada, kiedy będą zeznawać m.in. Netzel i Soiński.
Zaraz po procesie Tusk-Kurski, miało dojść do procesu, który posłowi PiS wytoczyła Iwona Ryniewicz, b. dyrektor biura ds. marketingu PZU. Zwolniono ją w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień". Ryniewicz wytoczyła Kurskiemu procesy cywilny i karny.
Proces cywilny nie ruszył we wtorek, bo Kurski powiedział, że nie dostał pozwu. "Pan poseł skłamał, że nic nie wie o pozwie, bo jego pełnomocnik trzy razy do nas dzwonił" - oświadczył pełnomocnik Ryniewicz, mec. Jacek Dubois.
Aby nie przegrać procesu cywilnego, pozwany musi albo dowieść, że jego twierdzenia są prawdziwe, albo choć udowodnić, że działał w interesie publicznym.
pap, ss, ab