Sprawa dotyczy telewizyjnej wypowiedzi Wyszkowskiego w maju 2005 r. Mówił on wtedy m.in., że w październiku 1981 r., podczas pobytu w Paryżu, delegacja "Solidarności" oskarżyła Wałęsę o kradzież pieniędzy, które otrzymał od związkowców francuskich.
Przeprosiny wobec b. prezydenta Wyszkowski ma przedstawić na własny koszt dwukrotnie wieczorem w TVP2.
Przeprosiny mają mieć następującą treść:
"W dniu 22 i 23 maja 2005 r. w Telewizji Polskiej Program II i Telewizji Polonia w programie 'Warto rozmawiać' oświadczyłem o powodzie Lechu Wałęsie, iż byłem z nim w Paryżu wtedy, kiedy właśnie delegacja 'Solidarności' oskarżyła go o kradzież pieniędzy, które otrzymał od związkowców francuskich. Były to rzeczy upokarzające niezmiernie, świadkiem był Bronisław Geremek. To są rzeczy okropne, oczywiście policja wiedziała o wszystkim. Jaruzelski zna to wszystko, ponieważ wśród delegacji były służby bezpieczeństwa. To są rzeczy, za które oni trzymają Wałęsę do dzisiaj", które to oświadczenie stanowiło oczywistą nieprawdę, czym naruszyłem dobra, dobre imię i godność osobistą Lecha Wałęsy. Wobec czego odwołuję je w całości i przepraszam Lecha Wałęsę na naruszenie dóbr osobistych".
Oprócz tego sąd zakazał Wyszkowskiemu podobnych zniesławiających wypowiedzi wobec Wałęsy w przyszłości.
Sąd uznał, że b. sekretarz redakcji "Tygodnika Solidarność" w poważny sposób naruszył dobra osobiste Wałęsy i w żaden sposób nie dowiódł podczas procesu, że jego słowa były prawdziwe.
Jak powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Katarzyna Przybylska, słowa Wyszkowskiego stanowią "skandaliczne pomówienie" i próbę poniżenia powoda w oczach opinii publicznej". "Wypowiedź pozwanego z punktu widzenia przeciętnej reakcji odbiorcy zawierała zarzut kradzieży, przywłaszczenia związkowych pieniędzy 'Solidarności'" - oceniła.
Sąd podkreślił, że wypowiedź Wyszkowskiego miała miejsce na kilka miesięcy przed obchodami 25. rocznicy "Solidarności", co "bezwzględnie godziło w autorytet" Wałęsy.
Wydając wyrok sąd wyjaśnił, że nie można dać wiary zeznaniom Wyszkowskiego, ponieważ żaden z przesłuchiwanych świadków, w tym m.in. Bronisław Geremek, nie potwierdził w kategoryczny sposób, że na paryskim lotnisku doszło do scysji o pieniądze. Wprawdzie świadek Krystyna Sobierajska przypomniała sobie jakąś wymianę zdań w autobusie wśród członków delegacji, to jednak nie pamiętała, czego dotyczyła ta kłótnia.
Zdaniem sądu, w trakcie wyjazdu delegacji "S" do Francji 26 lat temu jej członkowie otrzymali jedynie dary rzeczowe oraz drobne datki pieniężne, które zostały następnie podzielone między uczestników jako "kieszonkowe".
Sąd podkreślił jednocześnie, że od Wyszkowskiego jako dziennikarza i publicysty należałoby oczekiwać szczególnej rzetelności i staranności w publicznym głoszeniu opinii.
Zdaniem sądu, powód jako były prezydent i osoba powszechnie znana w Polsce i za granicą jest w "sposób szczególnie wrażliwy na wszelkie przejawy bezprawnego publicznego napiętnowania". Z drugiej zaś strony, z uwagi na to, że Wyszkowski do końca procesu "był nieprzejednany i nie chciał przystać na ugodę" sąd zdecydował o nakazie zapłaty zadośćuczynienia w wysokości 10 tys. zł. Wałęsa domagał się, by Wyszkowski wpłacił 80 tys. zł
"Każdą sprawę tego typu wygram dlatego, że uczciwie służyłem ojczyźnie, budowałem Polskę, zmierzałem do wolności (...) Sąd stanął dziś za prawdą i sprawiedliwością, tu nie ma żadnej wątpliwości. Taka rzecz nie mogła się w ogóle zdarzyć. Nie do pomyślenia było w tamtym czasie, że przewodniczący takiego związku jedzie na polityczne rozmowy związkowe, a tu jakieś pieniądze" - powiedział po ogłoszeniu wyroku Wałęsa.
Dodał, że nie jest jednak do końca zadowolony z orzeczenia sądu ponieważ: "tego człowieka (Wyszkowskiego) nie nauczyłem niczego, w dalszym ciągu łamie prawo i kłamie".
Wyszkowski zapowiedział, że złoży odwołanie od decyzji sądu. "Wyrok jest pełen sprzeczności, poza wszystkim wbrew faktom. Ja jestem pewien tego, co mówiłem, pewien swojej pamięci" - powiedział.
pap, ss, ab