Uchylenia immunitetu Jackowi Kurskiemu (PiS) domaga się pełnomocnik Iwony Ryniewicz, b. szefowej biura marketingu PZU, zwolnionej po wypowiedzi Kurskiego, że kampanię Donalda Tuska na prezydenta częściowo finansowało PZU.
"Wysłaliśmy już Sejmowi wniosek o uchylenie immunitetu posła, który albo może się go sam zrzec, albo też Sejm zdecyduje w głosowaniu, czy go uchylić" - powiedział mec. Jacek Dubois. Jest on pełnomocnikiem Ryniewicz, która wytoczyła Kurskiemu prywatny proces karny przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Sprawa czeka na decyzję co do immunitetu Kurskiego - bez jego uchylenia poseł nie może odpowiadać w procesie karnym, czy to z oskarżenia publicznego czy też prywatnego. Obowiązek wystąpienia o uchylenie immunitetu spoczywa na tym, kto wytoczył proces.
Ponadto Ryniewicz wytoczyła też Kurskiemu proces cywilny, który nie zaczął się 10 października, bo Kurski nie dostał jeszcze pozwu. Ten proces (w którym immunitet nie jest żadną przeszkodą) - odroczono do 13 listopada.
W czerwcu 2006 r. Kurski powiedział, że w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO. W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie.
Ryniewicz zwolniono z PZU w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień".
Trwa już proces cywilny, jaki Tusk i PO wytoczyli Kurskiemu za jego wypowiedź. W pozwie żądają od Kurskiego przeprosin w mediach i wpłaty 100 tys. zł zadośćuczynienia na Caritas. 10 października Kurski zeznał, że jeśli prokuratura uzna, że nie doszło do przestępstwa w "aferze billboardowej", jest on gotów przeprosić PO i wycofać się ze swych twierdzeń, że kampanię Tuska częściowo finansowano z pieniędzy PZU.
Kurski ujawnił wtedy sądowi swych informatorów w sprawie. Byli nimi: szefowa biura prawnego PZU Ewa Bechta, b. członek zarządu PZU Włodzimierz Soiński oraz b. ekspert PZU Janusz Szewczak. Kurski dodał, że "nie zarzucał Tuskowi nieprawidłowego finansowania kampanii, a tylko powtórzył informacje innych osób, które w szczegółach były zbieżne".
Przyznał, że działał w "pewnym afekcie" po atakach PO na PiS oraz na nowego prezesa PZU Jaromira Netzla. "Być może nie powiedziałbym tego, gdyby nie pewna emocja sytuacyjna" - dodał. Kurski oświadczył, że nie sprawdzał prawdziwości swych twierdzeń, "bo nie ma natury śledczego" i nie przesądza, że są one prawdziwe. Ten proces także odroczono do 13 listopada.
Aby nie przegrać procesu cywilnego, pozwany musi albo dowieść, że jego twierdzenia są prawdziwe, albo choć udowodnić, że działał w interesie publicznym. W procesie karnym trzeba udowodnić oskarżonemu, że jest winny.
pap, ab
Ponadto Ryniewicz wytoczyła też Kurskiemu proces cywilny, który nie zaczął się 10 października, bo Kurski nie dostał jeszcze pozwu. Ten proces (w którym immunitet nie jest żadną przeszkodą) - odroczono do 13 listopada.
W czerwcu 2006 r. Kurski powiedział, że w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO. W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie.
Ryniewicz zwolniono z PZU w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień".
Trwa już proces cywilny, jaki Tusk i PO wytoczyli Kurskiemu za jego wypowiedź. W pozwie żądają od Kurskiego przeprosin w mediach i wpłaty 100 tys. zł zadośćuczynienia na Caritas. 10 października Kurski zeznał, że jeśli prokuratura uzna, że nie doszło do przestępstwa w "aferze billboardowej", jest on gotów przeprosić PO i wycofać się ze swych twierdzeń, że kampanię Tuska częściowo finansowano z pieniędzy PZU.
Kurski ujawnił wtedy sądowi swych informatorów w sprawie. Byli nimi: szefowa biura prawnego PZU Ewa Bechta, b. członek zarządu PZU Włodzimierz Soiński oraz b. ekspert PZU Janusz Szewczak. Kurski dodał, że "nie zarzucał Tuskowi nieprawidłowego finansowania kampanii, a tylko powtórzył informacje innych osób, które w szczegółach były zbieżne".
Przyznał, że działał w "pewnym afekcie" po atakach PO na PiS oraz na nowego prezesa PZU Jaromira Netzla. "Być może nie powiedziałbym tego, gdyby nie pewna emocja sytuacyjna" - dodał. Kurski oświadczył, że nie sprawdzał prawdziwości swych twierdzeń, "bo nie ma natury śledczego" i nie przesądza, że są one prawdziwe. Ten proces także odroczono do 13 listopada.
Aby nie przegrać procesu cywilnego, pozwany musi albo dowieść, że jego twierdzenia są prawdziwe, albo choć udowodnić, że działał w interesie publicznym. W procesie karnym trzeba udowodnić oskarżonemu, że jest winny.
pap, ab