Po wpadce Roberta Hanssena Rosjanom trudniej będzie wbijać klin między Amerykę i jej sojuszników z NATO. Kiedy w 1994 r. Amerykanie wykryli szpiegowską działalność Aldricha Amesa, z Waszyngtonu wyjechał tylko jeden pracownik ambasady Rosji. Po zdemaskowaniu Roberta Hanssena placówkę tę będzie musiało opuścić 50 dyplomatów. To najprostsza ilustracja diametralnej różnicy w traktowaniu Moskwy przez starą i nową administrację USA. Po latach łagodzenia konfliktów i wyciągania ręki w stronę Kremla (który wcale nie zrezygnował ze szpiegostwa i wojowniczej retoryki) nadszedł czas dialogu prowadzonego klarownym i stanowczym językiem.
Prezydent Bush wraca do stylu Ronalda Reagana, który w 1986 r. nie zawahał się zdziesiątkować personelu ambasady rosyjskiej zajmującego się "działalnością pozadyplomatyczną".
Moskwa doskonale zrozumiała sygnał wysłany przez George’a Busha juniora. Nie zamierza on kontynuować miękkiej polityki poprzednika. Rosyjskie siły polityczne - od komunistów po demokratów - jednogłośnie uznały więc, że nowa administracja Białego Domu wypowiedziała Kremlowi "wojnę szpiegowską".
Dimitrij Rogozin, szef parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznych, sądzi, że reakcja Stanów Zjednoczonych była spowodowana niezgodą Kremla na amerykański plan budowy systemu obrony antyrakietowej. To jednak zbyt proste wytłumaczenie. Rosja już od dłuższego czasu irytuje USA, próbując przy każdej okazji odgrywać rolę globalnego imperium, jakby nadal istniał dwubiegunowy świat, w którym wszystko zależy od stosunków na linii Moskwa - Waszyngton. Że tak nie jest, dostrzegają tylko nieliczni. Wiaczesław Irgunow, jeden z liderów Jabłoka, powiedział w rozmowie z "Wprost", że przyczyn wojny szpiegowskiej należy szukać w zbliżeniu Rosji z krajami uznawanymi przez USA za nieprzewidywalne. - Ponownie zaczęliśmy dostarczać broń Wietnamowi i Korei Północnej, a wizyta w Moskwie prezydenta Chatamiego i zapowiedź sprzedaży broni do Iranu przeważyła szalę - wyjaśnia Irgunow.
Większość przedstawicieli Kremla głosi tymczasem, że skandal szpiegowski na długo zamrozi wszelkie kontakty rosyjsko-amerykańskie. Mówił o tym zarówno minister spraw zagranicznych Igor Iwanow, jak i szef Rady Bezpieczeństwa Siergiej Iwanow - główny ideolog polityki zagranicznej i były pracownik wywiadu. Wstrzymano wszystkie oficjalne podróże do USA. Rosjanie dali też do zrozumienia, że spotkanie nowego amerykańskiego prezydenta z Władimirem Putinem nieprędko będzie możliwe.
To właśnie za prezydentury Putina Biuro Wywiadu Zagranicznego stało się istotnym elementem kremlowskiej polityki. Działalność wywiadu w znacznej części skierowana jest przeciwko Stanom Zjednoczonym i NATO, mimo że rosyjscy politycy wciąż deklarują przyjaźń we wzajemnych kontaktach. W języku polityki nazywa się to dążeniem do wielobiegunowego świata. W praktyce zaś oznacza to, że Moskwa popiera każdego, kto jest wrogiem USA. Politycy i politolodzy twierdzą wręcz, że Ameryka nie jest właściwie Rosji do niczego potrzebna. Wiaczesław Nikonow z fundacji Polityka przekonuje, że jego kraj i tak nie dostaje praktycznie żadnej pomocy ze Stanów Zjednoczonych.
Mimo ostrej retoryki nowa zimna wojna między Rosją i USA jest mało prawdopodobna. Putin oświadczył, że nie ma co dramatyzować. Niemniej jednak uczulenie Amerykanów na działania wywiadowcze utrudnią zapewne Rosjanom zdobywanie informacji. Przede wszystkim zaś skomplikują prowadzenie z państwami zachodniej Europy misternej gry, mającej na celu wbicie klina między Amerykanów i ich sojuszników w NATO. Tym bardziej że działania wywiadu rosyjskiego nie ograniczają się do Stanów Zjednoczonych. Podczas sztokholmskiego szczytu Unii Europejskiej gość honorowy Putin zamiast zwyczajowych uprzejmości usłyszał od Tony’ego Blaira żądanie ograniczenia działalności wywiadowczej nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w Europie Środkowej.
Moskwa doskonale zrozumiała sygnał wysłany przez George’a Busha juniora. Nie zamierza on kontynuować miękkiej polityki poprzednika. Rosyjskie siły polityczne - od komunistów po demokratów - jednogłośnie uznały więc, że nowa administracja Białego Domu wypowiedziała Kremlowi "wojnę szpiegowską".
Dimitrij Rogozin, szef parlamentarnej Komisji Spraw Zagranicznych, sądzi, że reakcja Stanów Zjednoczonych była spowodowana niezgodą Kremla na amerykański plan budowy systemu obrony antyrakietowej. To jednak zbyt proste wytłumaczenie. Rosja już od dłuższego czasu irytuje USA, próbując przy każdej okazji odgrywać rolę globalnego imperium, jakby nadal istniał dwubiegunowy świat, w którym wszystko zależy od stosunków na linii Moskwa - Waszyngton. Że tak nie jest, dostrzegają tylko nieliczni. Wiaczesław Irgunow, jeden z liderów Jabłoka, powiedział w rozmowie z "Wprost", że przyczyn wojny szpiegowskiej należy szukać w zbliżeniu Rosji z krajami uznawanymi przez USA za nieprzewidywalne. - Ponownie zaczęliśmy dostarczać broń Wietnamowi i Korei Północnej, a wizyta w Moskwie prezydenta Chatamiego i zapowiedź sprzedaży broni do Iranu przeważyła szalę - wyjaśnia Irgunow.
Większość przedstawicieli Kremla głosi tymczasem, że skandal szpiegowski na długo zamrozi wszelkie kontakty rosyjsko-amerykańskie. Mówił o tym zarówno minister spraw zagranicznych Igor Iwanow, jak i szef Rady Bezpieczeństwa Siergiej Iwanow - główny ideolog polityki zagranicznej i były pracownik wywiadu. Wstrzymano wszystkie oficjalne podróże do USA. Rosjanie dali też do zrozumienia, że spotkanie nowego amerykańskiego prezydenta z Władimirem Putinem nieprędko będzie możliwe.
To właśnie za prezydentury Putina Biuro Wywiadu Zagranicznego stało się istotnym elementem kremlowskiej polityki. Działalność wywiadu w znacznej części skierowana jest przeciwko Stanom Zjednoczonym i NATO, mimo że rosyjscy politycy wciąż deklarują przyjaźń we wzajemnych kontaktach. W języku polityki nazywa się to dążeniem do wielobiegunowego świata. W praktyce zaś oznacza to, że Moskwa popiera każdego, kto jest wrogiem USA. Politycy i politolodzy twierdzą wręcz, że Ameryka nie jest właściwie Rosji do niczego potrzebna. Wiaczesław Nikonow z fundacji Polityka przekonuje, że jego kraj i tak nie dostaje praktycznie żadnej pomocy ze Stanów Zjednoczonych.
Mimo ostrej retoryki nowa zimna wojna między Rosją i USA jest mało prawdopodobna. Putin oświadczył, że nie ma co dramatyzować. Niemniej jednak uczulenie Amerykanów na działania wywiadowcze utrudnią zapewne Rosjanom zdobywanie informacji. Przede wszystkim zaś skomplikują prowadzenie z państwami zachodniej Europy misternej gry, mającej na celu wbicie klina między Amerykanów i ich sojuszników w NATO. Tym bardziej że działania wywiadu rosyjskiego nie ograniczają się do Stanów Zjednoczonych. Podczas sztokholmskiego szczytu Unii Europejskiej gość honorowy Putin zamiast zwyczajowych uprzejmości usłyszał od Tony’ego Blaira żądanie ograniczenia działalności wywiadowczej nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w Europie Środkowej.
Więcej możesz przeczytać w 13/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.