W czwartek Rodzik podkreślił, że sąd, mimo że nie wykluczył, iż Gilowska była współpracownikiem SB, stwierdził zgodność z prawdą jej oświadczenia lustracyjnego, bo materiał dowodowy nie dał dostatecznych podstaw, iż akta SB wskazujące na "materializację współpracy powstały przy świadomym działaniu Z. Gilowskiej". Ponadto - przypomniał Rodzik - sąd rozstrzygnął nie dające się usunąć wątpliwości na korzyść lustrowanej.
"Te same wątpliwości, które sąd zgodnie z dyspozycją art. 252 kpk, musiał tłumaczyć na korzyść lustrowanej, obligowały Rzecznika Interesu Publicznego do zainicjowania postępowania lustracyjnego" - dodał Rodzik.
"Argumentacja użyta przez sąd jest materią ocenną, tak więc ewentualne odwołanie byłoby jedynie polemiką z ustaleniami sądu, której skuteczność oceniam na minimalnym poziomie" - oświadczył Rodzik. "Uzasadnienie jest sporządzone bardzo starannie, wnikliwie, zgodnie z regułami określonymi w kpk, a zatem jego podważenie jest wręcz niemożliwe" - dodał.
Uzasadnienie wpłynęło do Rzecznika 19 października - w czwartek mijał ustawowy termin 2 tygodni na wniesienie ewentualnej apelacji.
"W tej sytuacji skłaniam się ku niezaskarżaniu wyroku w sprawie Zyty Gilowskiej" - powiedział adwokat Gilowskiej Piotr Kruszyński na wiadomość o odstąpieniu przez Rzecznika od apelacji (dowiedział się o tym od PAP). Adwokat podkreślił, że ostateczna decyzja w tej sprawie należy do samej Gilowskiej. Po wyroku Kruszyński nie wykluczał apelacji, nieusatysfakcjonowany ustnym uzasadnieniem wyroku.
W czwartek mecenas nie krył satysfakcji, że argumenty, które zgłaszał w sprawie - o wątpliwościach, które należy rozstrzygać na korzyść lustrowanej - przyjął w orzeczeniu sąd, a teraz pogodził się z nimi Rzecznik. "A widzicie? Miałem rację i dziś byłbym hipokrytą, gdybym ukrywał satysfakcję z tego powodu" - dodał prof. Kruszyński.
Ministerstwo Finansów odmówiło w czwartek komentarza w tej sprawie. Biuro Ministra poinformowało jedynie, że Gilowska ma czas do przyszłego tygodnia, aby podjąć decyzję w sprawie ewentualnego odwoływania od uzasadnienia wyroku Sądu Lustracyjnego.
6 września sąd uznał, że Gilowska nie skłamała, oświadczając, iż nie była agentem SB. Według sądu pod przewodnictwem sędzi Małgorzaty Mojkowskiej, akta SB świadczą jednak o "materializacji współpracy", choć nie można tego potwierdzić, bo nie ma najważniejszych teczek TW "Beaty", a wątpliwości trzeba rozstrzygać na korzyść lustrowanej. Sąd odrzucił zarazem tezę kpt. SB Witolda Wieczorka, że zarejestrował w 1986 r. Gilowską fikcyjnie, by ją chronić.
Sąd uznał, że nie ma dowodów, by przypisać Zycie Gilowskiej tajną i świadomą współpracę z SB. Według sądu w procesie poszlakowym trzeba wykazać, że "łańcuch poszlak jest nierozerwalny", a tak nie było. Sąd obowiązywała też zasada domniemania prawdziwości oświadczenia lustracyjnego oraz rozpatrywania wszystkich wątpliwości na korzyść lustrowanej.
Sędzia podkreśliła, że korzystny dla Gilowskiej wyrok w świetle nowej lustracji (która teraz czeka na podpis prezydenta - PAP) nie będzie miał żadnego wpływu na procedury, którym Gilowska będzie musiała się poddać, jeśli zechce wrócić na funkcję publiczną. "Tryb występowania do IPN o zaświadczenie, przewidywany przez ustawę, nad którą kończą się prace w parlamencie, ustawi ją na pozycji osobowego źródła informacji, współpracującego ze służbami specjalnymi PRL" - mówiła wtedy Mojkowska.
Sama Gilowska mówiła po wyroku o sędzi Mojkowskiej: "ta kobieta zbryzgała mnie błotem". Nie chciała ujawnić po wyroku, czy wróci do rządu, co zaproponował jej jeszcze tego samego dnia premier Jarosław Kaczyński. 22 września prezydent Lech Kaczyński ponownie powołał Gilowską na funkcję wicepremiera i ministra finansów. "Jestem szczęśliwy, że niedobre wydarzenia, cykl niedobrych wydarzeń, które przetaczały się przez nasz kraj wokół pani premier, są już za nami" - mówił wtedy premier.
Komentując orzeczenie, prezydent powiedział, że uzasadnienia wysłuchał "z niesmakiem". "Pani sędzia Mojkowska nie jest osobą, której nazwiska nie znam. Wiem, z jakich środowisk się wywodzi. To nie powinno mieć żadnego znaczenia, ale wczoraj straciłem tę pewność, że to takiego znaczenia nie ma" - dodał. Media podały, że ojciec sędzi na przełomie lat 60. i 70. był naczelnym "Trybuny Ludu".
Jak mówił w październiku szef Sądu Lustracyjnego Zbigniew Puszkarski, "liczące niespełna 70 stron uzasadnienie zawiera bardzo szczegółowe omówienie dowodów oraz ich ocenę ze wskazaniem, że w tej sprawie nie zostały spełnione wszystkie warunki, by uznać daną osobę za tajnego i świadomego współpracownika służb specjalnych PRL".
Ewentualnej procedury odwoławczej nie przerwałoby wejście w życie nowej ustawy lustracyjnej (jeśli prezydent ją podpisze), zakładającej m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika Interesu Publicznego. Ustawa przewiduje bowiem 3 miesiące na zakończenie spraw toczących się przed Sądem Lustracyjnym.
Gilowska została zdymisjonowana przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza po tym, jak 23 czerwca Rzecznik złożył do sądu wniosek o jej lustrację, podejrzewając ją o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL. Ona sama stwierdziła, że jej oświadczenie lustracyjne o braku związków ze służbami PRL jest prawdziwe. Uznała, że padła ofiarą "szantażu lustracyjnego" i złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Śledztwo w sprawie domniemanego "szantażu lustracyjnego" wobec Gilowskiej prowadzi gdańska prokuratura, która przesłuchała już niemal wszystkie osoby związane ze sprawą.
pap, ss, ab