Zeznający w procesie cywilnym Tusk-Kurski obecny szef biura marketingu PZU Witold Pasek oznajmił, że w dokumentacji PZU nie natknął się na dowody finansowania kampanii PO czy Donalda Tuska w wyborach prezydenckich.
Według Kurskiego, w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić Platforma Obywatelska. W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie. Sąd oddalił wniosek adwokata Kurskiego, by zawiesić ten proces do zakończenia śledztwa. W trwającym od sierpnia procesie cywilnym Platforma żąda od Kurskiego przeprosin w mediach i 100 tys. zł na Caritas.
Na poprzedniej rozprawie Kurski oświadczył, że jeśli prokuratura uzna, iż nie doszło do przestępstwa w "aferze billboardowej", jest gotów przeprosić PO i wycofać się ze swych twierdzeń, że kampanię kandydata PO na prezydenta Donalda Tuska częściowo finansowano z pieniędzy PZU.
W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie Pasek mówił, że wewnętrzny audyt w PZU natrafił na szereg nieprawidłowości w kampanii "Stop wariatom drogowym", m.in. nieopisane wydatki, brak też faktur za różne usługi zamówione m.in. w firmie Just, o której pełnomocnik Kurskiego mec. Ryszarda Janoś powiedział, że jest ona powiązana z domem mediowym obsługującym kampanię billboardową PO. Brak również - według Paska - zatwierdzonych kosztorysów na kilkaset tysięcy zł.
Zaraz po rozprawie w procesie Tusk-Kurski, ruszył inny proces cywilny, który posłowi PiS wytoczyła Iwona Ryniewicz, b. dyrektor biura ds. marketingu PZU. Zwolniono ją w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień".
Uraziły ją stwierdzenia Kurskiego, który mówił 19 czerwca w TVN24, że docierają do niego informacje, iż Ryniewicz, która "odpowiadała za cały ten proceder" wynosi dokumenty z PZU, "buszuje w biurach", choć nie jest już tam zatrudniona. Kurski uznał to za skandal.
"Proceder kojarzy mi się z działalnością przestępczą" - mówiła przed sądem Ryniewicz dodała, że ta wypowiedź Kurskiego dotyczy rzekomego nielegalnego finansowania kampanii PO przez PZU. Oświadczyła, że według jej wiedzy nic takiego nie miało miejsca. Zapewniła też, że nie wynosiła z PZU dokumentów, ani ich nie niszczyła. Stwierdziła, że podważono jej godność, uczciwość i wiarygodność, a całą sprawę mocno przeżyła zarówno ona, jak i jej rodzice i jej córka.
"Nie przedstawiłem pani powódce zarzutu nieuprawnionego wynoszenia dokumentacji z PZU" - oświadczył przesłuchany w poniedziałek przed sądem Kurski. Stwierdził, że to dziennikarz TVN w rozmowie z nim zauważył, że prokurator krajowy Janusz Kaczmarek mówił o niszczeniu dokumentacji. "Zapytany o to powiedziałem, że docierają do mnie informacje, iż pani Ryniewicz jeszcze dziś - 19 czerwca - wynosi dokumenty z PZU i uznałem, że to skandal, że ona buszuje po biurach" - powiedział Kurski zastrzegając, że nie weryfikował tych informacji, bo mówił, iż wie to od innych osób.
Kurski zapewnił, że mianem "procederu" określał zawsze kampanię "Stop wariatom drogowym", co do której były podejrzenia o związki z kampanią PO. "Nie twierdzimy, że pani Ryniewicz jest odpowiedzialna za finansowanie kampanii PO. To pani Ryniewicz chciałaby sprawę skierować na te tory" - dodał prawnik Kurskiego.
"Co się panu nie podobało w tej kampanii, że ją pan nazwał procederem" - dopytywał mec. Jacek Dubois, pełnomocnik Ryniewicz. "To, że poważne i wiarygodne dla mnie osoby widzą związek między tą kampanią, a kampanią PO. Dla pana słowo proceder ma wymiar negatywny, wręcz kryminalny. Dla mnie ma ono wymiar obiektywny. To nieporozumienie mogło lec u podstaw tego pozwu" - odparł mu poseł PiS.
Podobnie jak w sprawie z Tuskiem, Kurskiego o sytuacji w PZU miał informować b. ekspert PZU Janusz Szewczak. Poza nim poseł rozmawiał o sprawie z następcą Ryniewicz Lechem Lechem oraz z posłem Zygmuntem Wrzodakiem. Lech ma być przesłuchany na kolejnej rozprawie, podobnie jak prezes PZU Jaromir Netzel, który nie mógł stawić się w poniedziałek w sądzie z powodu zapalenia okostnej.
pap, em
Na poprzedniej rozprawie Kurski oświadczył, że jeśli prokuratura uzna, iż nie doszło do przestępstwa w "aferze billboardowej", jest gotów przeprosić PO i wycofać się ze swych twierdzeń, że kampanię kandydata PO na prezydenta Donalda Tuska częściowo finansowano z pieniędzy PZU.
W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie Pasek mówił, że wewnętrzny audyt w PZU natrafił na szereg nieprawidłowości w kampanii "Stop wariatom drogowym", m.in. nieopisane wydatki, brak też faktur za różne usługi zamówione m.in. w firmie Just, o której pełnomocnik Kurskiego mec. Ryszarda Janoś powiedział, że jest ona powiązana z domem mediowym obsługującym kampanię billboardową PO. Brak również - według Paska - zatwierdzonych kosztorysów na kilkaset tysięcy zł.
Zaraz po rozprawie w procesie Tusk-Kurski, ruszył inny proces cywilny, który posłowi PiS wytoczyła Iwona Ryniewicz, b. dyrektor biura ds. marketingu PZU. Zwolniono ją w trybie dyscyplinarnym po wypowiedzi Kurskiego i raporcie kontrolerów PZU, którzy zarzucili jej "niegospodarność i przekroczenie uprawnień".
Uraziły ją stwierdzenia Kurskiego, który mówił 19 czerwca w TVN24, że docierają do niego informacje, iż Ryniewicz, która "odpowiadała za cały ten proceder" wynosi dokumenty z PZU, "buszuje w biurach", choć nie jest już tam zatrudniona. Kurski uznał to za skandal.
"Proceder kojarzy mi się z działalnością przestępczą" - mówiła przed sądem Ryniewicz dodała, że ta wypowiedź Kurskiego dotyczy rzekomego nielegalnego finansowania kampanii PO przez PZU. Oświadczyła, że według jej wiedzy nic takiego nie miało miejsca. Zapewniła też, że nie wynosiła z PZU dokumentów, ani ich nie niszczyła. Stwierdziła, że podważono jej godność, uczciwość i wiarygodność, a całą sprawę mocno przeżyła zarówno ona, jak i jej rodzice i jej córka.
"Nie przedstawiłem pani powódce zarzutu nieuprawnionego wynoszenia dokumentacji z PZU" - oświadczył przesłuchany w poniedziałek przed sądem Kurski. Stwierdził, że to dziennikarz TVN w rozmowie z nim zauważył, że prokurator krajowy Janusz Kaczmarek mówił o niszczeniu dokumentacji. "Zapytany o to powiedziałem, że docierają do mnie informacje, iż pani Ryniewicz jeszcze dziś - 19 czerwca - wynosi dokumenty z PZU i uznałem, że to skandal, że ona buszuje po biurach" - powiedział Kurski zastrzegając, że nie weryfikował tych informacji, bo mówił, iż wie to od innych osób.
Kurski zapewnił, że mianem "procederu" określał zawsze kampanię "Stop wariatom drogowym", co do której były podejrzenia o związki z kampanią PO. "Nie twierdzimy, że pani Ryniewicz jest odpowiedzialna za finansowanie kampanii PO. To pani Ryniewicz chciałaby sprawę skierować na te tory" - dodał prawnik Kurskiego.
"Co się panu nie podobało w tej kampanii, że ją pan nazwał procederem" - dopytywał mec. Jacek Dubois, pełnomocnik Ryniewicz. "To, że poważne i wiarygodne dla mnie osoby widzą związek między tą kampanią, a kampanią PO. Dla pana słowo proceder ma wymiar negatywny, wręcz kryminalny. Dla mnie ma ono wymiar obiektywny. To nieporozumienie mogło lec u podstaw tego pozwu" - odparł mu poseł PiS.
Podobnie jak w sprawie z Tuskiem, Kurskiego o sytuacji w PZU miał informować b. ekspert PZU Janusz Szewczak. Poza nim poseł rozmawiał o sprawie z następcą Ryniewicz Lechem Lechem oraz z posłem Zygmuntem Wrzodakiem. Lech ma być przesłuchany na kolejnej rozprawie, podobnie jak prezes PZU Jaromir Netzel, który nie mógł stawić się w poniedziałek w sądzie z powodu zapalenia okostnej.
pap, em