Rosja pozostaje jedynym naszym sąsiadem, z którym mamy złe stosunki, choć już w 1992 r. zawarliśmy z nią traktat o przyjaźni i dobrosąsiedzkiej współpracy.
Czy jesteśmy skazani na zimną wojnę polsko-rosyjską?
Od tego czasu trwa zimna wojna, podsycana regularnymi (nieprzypadkowo?) incydentami. Niedawno atmosferę podgrzało wydalenie z naszego kraju rosyjskich szpiegów działających pod dyplomatyczną przykrywką. Dalej idące skutki (odwołanie wizyty szefa rosyjskiego MSZ w Polsce, wezwanie ambasadora na konsultacje, demonstracje pod naszymi placówkami, w tym ubiegłotygodniowa czerwonobrunatna manifestacja żołnierzy Partii Narodowo-Bolszewickiej Edwarda Limonowa przed polską ambasadą) miało wtargnięcie na teren konsulatu Rosji w Poznaniu krewkich młodzieńców z Komitetu Wolny Kaukaz, protestujących przeciwko wojnie w Czeczenii - przy biernej postawie policji. Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na relacje, jakie łączą - czy raczej dzielą - rozwiedzione i zachowujące wzajemną urazę małżeństwo?
Kurica nie ptica,
Polsza nie zagranica
Istotne jest także pytanie, czy Rosja nadal może wpływać na naszą politykę, mimo że jesteśmy już członkiem NATO i nie należymy do rosyjskiej strefy wpływów. Pytanie to staje się zasadne, jeśli zważyć, że ostatnie incydenty sprawiły, iż o stosunkach z federacją inaczej zaczął mówić Aleksander Kwaśniewski i jego ministrowie (Ryszard Kalisz i Marek Siwiec), a inaczej rząd. Mało tego, prezydent wręcz zarzucił rządowi, że nic nie robi, aby polepszyć relacje z tym krajem (jeszcze ostrzej wypowiadał się Ryszard Kalisz). Prof. Bronisław Geremek, zaniepokojony złamaniem przez prezydenta i jego otoczenie zasady mówienia jednym głosem o polskiej polityce zagranicznej, przestrzegł, by nie mieszać tych spraw z kampanią prezydencką. Kiedy kilkanaście dni temu uwolniono - między innymi dzięki działaniom specjalnej grupy rosyjskiego MSW - dwie Polki przetrzymywane w Czeczenii, pojawiła się szansa na ocieplenie wzajemnych stosunków. Nie wykorzystano jej jednak całkowicie, gdyż polski rząd i prezydent nagle zaczęli się licytować w ocieplaniu układów z Rosją. Szef MSZ i premier wysłali listy z podziękowaniami, Aleksander Kwaśniewski dziękował podczas telefonicznej rozmowy z Władimirem Putinem. Co więcej, oskarżenia kierowane pod adresem rządu z otoczenia prezydenta nie ucichły.
Pozagrobowe życie ochrany
Ta kontrowersja jest o tyle ciekawa, że kiedy po poznańskim incydencie w Rosji rozpętano antypolską kampanię, niektórzy analitycy NATO w Brukseli byli pewni, że jednym z jej skutków będzie poróżnienie polskich elit politycznych i rozbicie konsensusu w sprawach polityki zagranicznej. Mówiono wręcz, że Rosjanie chcą wysondować, kto w Polsce jest skłonny liczyć się z punktem widzenia Moskwy, a kto nie. Z tej perspektywy do incydentu w Poznaniu doszło w idealnym dla Moskwy momencie. Przypadek? Niekoniecznie. Przecież od kilku lat polski kontrwywiad podejrzewał, że nie wszystkie osoby zaangażowane w organizacjach wspierających Czeczenów działają dla ich dobra. Zebrano nawet dowody, że organizacje te były cały czas infiltrowane przez rosyjskie służby specjalne (jedna z takich organizacji miała być wręcz założona przez rosyjski wywiad). W tym samym czasie Rosja stanowczo domagała się likwidacji czeczeńskich placówek w naszym kraju. Nie powinno to dziwić, gdyż tego rodzaju praktyki powszechnie stosowała ochrana (carska tajna policja), a potem Czeka i KGB. Przy tym Warszawa zawsze była dla rosyjskich służb specjalnych ważna. Wystarczy przypomnieć, że pierwsze poza Petersburgiem ośrodki ochrany powstały w 1880 r. równocześnie w Moskwie i Warszawie, a aż do 1990 r. rosyjscy oficerowie mieli dostęp do wszystkich polskich instytucji, łącznie z MSW, a więc także do SB oraz jej agentury.
Rusofobia kontra polonofobia
Rosyjscy politycy i komentatorzy twierdzą ostatnio - coraz zgodniejszym chórem - jakoby Polacy zaogniali relacje z Rosją, powodowani "tradycyjną" rusofobią, wzmaganą przez żądzę zrewanżowania się za lata uległości i podporządkowania. Parę lat temu Michaił Gorbaczow szydził, że Polacy poddali się irracjonalnemu strachowi przed nadciąganiem ze Wschodu "hord Dżyngischana". - Stosunek naszych obywateli do Rosjan nie jest zły - dużo lepszy, niż można by się spodziewać po tak długim okresie dominacji. Życzyłbym Irlandczykom, żeby mieli tyle sympatii dla Anglików - mówi prof. Władysław Bartoszewski, były szef naszej dyplomacji.
- Polska polityka wobec Rosji oceniana jest u nas jako nieprzyjazna. Epizod w Poznaniu jest ostatnim z serii niemiłych dla nas działań. Zaliczamy do nich między innymi powołanie parlamentarnej komisji ds. Czeczenii i proczeczeńskich komitetów społecznych. To kontynuacja pewnej linii, tendencji i nastrojów bliskich śmietnika najgorszych tradycji w polsko-rosyjskich stosunkach - tak deputowany Władimir Łukin wyraża nastroje rosyjskiej elity politycznej. W Dumie poprzedniej kadencji był przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych, a wcześniej ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. - Powszechna jest tu opinia, że poprzez taki stosunek do Rosji Polska próbuje zapłacić Zachodowi za to, że jako jeden z pierwszych krajów wstąpiła do NATO, a teraz należy do grupy państw, które są najbardziej prawdopodobnymi kandydatami do członkostwa w Unii Europejskiej - dodaje Łukin.
Charakterystyczne, że "liberał" Łukin, zarzucając nam służalczość wobec Zachodu, nadal zalicza Polskę do Europy Wschodniej. - Niedoskonałością rosyjskiej polityki zagranicznej jest rzeczywiście to, że o Europie Wschodniej rozmawiamy z Zachodem, szczególnie z Ameryką, nie zaś z krajami tego regionu - przyznaje Łukin. Jego zdaniem, jest jednak także druga strona medalu. - Przez ostatnich dziesięć lat nie słyszałem niezależnego głosu Polski w jakiejkolwiek ze spraw, w których wcześniej konkretne stanowisko zajął Zachód. Z Europą Wschodnią należy rozmawiać, ale w takim stopniu, w jakim możliwy jest dialog właśnie z nią, a nie z kimś w rodzaju tureckiego posła jakiegoś sułtana czy wezyra.
Pełzające ochłodzenie
Agnieszka Magdziak-Miszewska, dyrektor Centrum Stosunków Międzynarodowych, uważa, że najważniejszym problemem nie jest to, iż dla Rosji Polska nadal jest przedmiotem, a nie podmiotem polityki międzynarodowej. Istotne jest to, że także Zachód wciąż nie traktuje nas całkowicie partnersko. - W Rosji się to czuje i wierzy, że można coś na tym zyskać dla siebie. Rosjanie muszą się przekonać, że Polska jest trwałym ogniwem Zachodu i kontynuowanie wobec niej dotychczasowej polityki przyniesie im więcej szkody niż pożytku - w relacjach z Zachodem jako całością - mówi Magdziak-Miszewska.
Niezależnie od obecnych napięć trudno dostrzec szanse na poprawę relacji polsko-rosyjskich w przewidywalnej przyszłości. Władimir Putin, główny, a właściwie jedyny pretendent do prezydentury kreuje się na najbardziej otwartego wobec Zachodu przywódcę Rosji, ale jego czyny - zwłaszcza wojna w Czeczenii - rozmijają się z zapewnieniami. Jeśli tego typu metody na stałe zagoszczą w rosyjskiej polityce i staną się najważniejszym instrumentem realizacji głównych celów Putina - "zrobienia porządku" w kraju oraz rekonsolidowania Wspólnoty Niepodległych Państw i odzyskiwania dawnych "stref wpływów" - o normalnych stosunkach Warszawy z Moskwą nie będzie można nawet marzyć. Tym bardziej że Polska forsuje rozszerzenie NATO o kolejne kraje, przede wszystkim o byłe nadbałtyckie republiki ZSRR.
Roman Kuźniar, kierownik Zakładu Studiów Strategicznych w Instytucie Stosunków Międzynarodowych, podkreśla, że w stosunkach Polski i Rosji wzrośnie swoista rywalizacja o wpływy w regionie. Nie będzie nam po drodze z Moskwą, która wybierze kurs neoimperialny i ekspansjonistyczny. Dotychczas nie mogła się zdecydować, czy chce postawić na europeizację, czy też łatać stare kamasze hegemona, odziedziczone w spadku po ZSRR. Prawie 60 proc. Polaków ankietowanych ostatnio przez CBOS uznało, że sytuacja w Rosji zmierza w kierunku dyktatury.
Na szczęście, inaczej niż na początku lat 90., nie mamy już noża na gardle. Polska przestawiła zwrotnicę powiązań gospodarczych na Zachód - na tyle skutecznie, że nawet rosyjska zapaść nie załamała naszej gospodarki, choć wywołała perturbacje w wielu firmach nastawionych na rynek wschodni. Zapaść ta spowodowała jednak spowolnienie naszego wzrostu gospodarczego. Jest to zresztą pole, na którym frustracja i swoisty "polski kompleks" Rosjan będą się najprawdopodobniej nadal pogłębiać, gdyż już za kilka lat zrównamy się z Rosją pod względem wysokości produktu krajowego brutto, a przecież wielkość obu krajów i ich potencjałów gospodarczych są nieporównywalne.
Daleko od Warszawy
"Niet, niet, niet" albo - w najlepszym razie - "podumajem" (pomyślimy) - tak odpowiadał swego czasu Andriej Kozyriew na wiele pomysłów ożywienia i rozszerzenia stosunków, zwłaszcza gospodarczych (na przykład program "Wokulski"), zgłaszanych przez byłego ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego. Uznawany za "liberała" Kozyriew, omijając Warszawę, zajechał tylko do Krakowa i to z nieoficjalną wizytą. Tymczasem Władysław Bartoszewski podkreśla dziś, że - paradoksalnie - spośród wszystkich ministrów spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Kozyriew najlepiej rozumiał, jaki jest styl działania w polityce i dyplomacji zachodnich państw demokratycznych i był najbliższy jego stosowania.
Po nim było już tylko gorzej. Jewgienij Primakow nie znalazł czasu na przyjazd do Polski - nawet z nieoficjalną wizytą, a obecny minister Igor Iwanow odmówił przyjazdu - jako powód podając incydent w Poznaniu. Od czasu pamiętnych odwiedzin Borysa Jelcyna w 1993 r. Warszawa nie może się też doczekać wizyty na najwyższym szczeblu. Omijają ją szerokim łukiem również rosyjscy premierzy, choć z drugiej strony zarówno prezydent Aleksander Kwaśniewski, jak i premier Jerzy Buzek oraz szef dyplomacji Bronisław Geremek składali wizyty u wschodniego sąsiada. Najprawdopodobniej podczas zbliżających się uroczystości katyńskich nie należy się spodziewać wysokich przedstawicieli rosyjskich władz.
Jak dowiadujemy się z nieoficjalnych źródeł, Kreml wydał obecnie władzom obwodów polecenie natychmiastowego zamrożenia wszelkich kontaktów z polskimi władzami. Warszawa zniechęcona dotychczasową postawą Moskwy próbowała ostatnio szukać szans na budowanie normalnych stosunków z Rosją poprzez rozwój bezpośrednich kontaktów, zwłaszcza gospodarczych, z poszczególnymi regionami. Marszałek Sejmu Maciej Płażyński pojechał na przykład wraz z delegacją polskich biznesmenów do Baszkirii i obwodu saratowskiego. W obecnej sytuacji trudno będzie podtrzymywać kontakty. Zresztą nie chodzi tylko o Polskę - po raz kolejny centrum dało znak, że zamierza ukrócić rosnącą samodzielność regionów, zastopować procesy demokratyzacji Federacji Rosyjskiej oraz budowę nowoczesnego państwa.
Polsko-rosyjski okrągły stół
Najważniejsze wydaje się obecnie niedopuszczanie do kolejnych zadrażnień. Warszawa była dotychczas nastawiona dużo bardziej spolegliwie i koncyliacyjnie niż Moskwa. Specjalnie dla Rosjan i Białorusinów obniżano na przykład opłaty wizowe, a policja już tradycyjnie przymyka oko na pracujących u nas na czarno Rosjan. Polskie władze wyraziły ubolewanie z powodu poznańskiego incydentu i zapowiedziały wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych. Jednocześnie zaproponowały, by nawet o sprawach oburzających opinię publiczną w obu krajach rozmawiać przy stole (mówi się wręcz o polsko-rosyjskim okrągłym stole). Ale czy znajdą partnerów po drugiej stronie?
- Oburzenie Rosjan po zdarzeniu w Poznaniu było zasadne, ale czy nie jest dodatkowo nadmiernie stymulowane po tamtej stronie? - pyta retorycznie Władysław Bartoszewski. Minister Geremek uznał, że reakcja Moskwy była "absolutnie nieproporcjonalna" do skali zajść. "Jeszcze jeden taki incydent i uniemożliwi nam to ukształtowanie normalnych stosunków na wiele lat" - mówił prezydent Kwaśniewski podczas spotkania z zachodnimi inwestorami w American Chamber of Commerce. - Jeśli Polska jest zainteresowana tym, by prowadzić politykę nie tylko na Zachodzie, ale również na Wschodzie, powinna dać teraz znak, że w jej stanowisku wobec Rosji pojawiły się elementy konstruktywne. A jeśli takie znaki się pojawią, będziemy musieli je dostrzec, bo ślepym w polityce być nie można - mówi Władimir Łukin. - Mam nadzieję, że doświadczona dyplomacja rosyjska znajdzie w końcu drogę do osiągnięcia równowagi, bo ani w podskoku, ani w szpagacie normalnie rozmawiać się nie da - konkluduje prof. Władysław Bartoszewski.
Od tego czasu trwa zimna wojna, podsycana regularnymi (nieprzypadkowo?) incydentami. Niedawno atmosferę podgrzało wydalenie z naszego kraju rosyjskich szpiegów działających pod dyplomatyczną przykrywką. Dalej idące skutki (odwołanie wizyty szefa rosyjskiego MSZ w Polsce, wezwanie ambasadora na konsultacje, demonstracje pod naszymi placówkami, w tym ubiegłotygodniowa czerwonobrunatna manifestacja żołnierzy Partii Narodowo-Bolszewickiej Edwarda Limonowa przed polską ambasadą) miało wtargnięcie na teren konsulatu Rosji w Poznaniu krewkich młodzieńców z Komitetu Wolny Kaukaz, protestujących przeciwko wojnie w Czeczenii - przy biernej postawie policji. Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na relacje, jakie łączą - czy raczej dzielą - rozwiedzione i zachowujące wzajemną urazę małżeństwo?
Kurica nie ptica,
Polsza nie zagranica
Istotne jest także pytanie, czy Rosja nadal może wpływać na naszą politykę, mimo że jesteśmy już członkiem NATO i nie należymy do rosyjskiej strefy wpływów. Pytanie to staje się zasadne, jeśli zważyć, że ostatnie incydenty sprawiły, iż o stosunkach z federacją inaczej zaczął mówić Aleksander Kwaśniewski i jego ministrowie (Ryszard Kalisz i Marek Siwiec), a inaczej rząd. Mało tego, prezydent wręcz zarzucił rządowi, że nic nie robi, aby polepszyć relacje z tym krajem (jeszcze ostrzej wypowiadał się Ryszard Kalisz). Prof. Bronisław Geremek, zaniepokojony złamaniem przez prezydenta i jego otoczenie zasady mówienia jednym głosem o polskiej polityce zagranicznej, przestrzegł, by nie mieszać tych spraw z kampanią prezydencką. Kiedy kilkanaście dni temu uwolniono - między innymi dzięki działaniom specjalnej grupy rosyjskiego MSW - dwie Polki przetrzymywane w Czeczenii, pojawiła się szansa na ocieplenie wzajemnych stosunków. Nie wykorzystano jej jednak całkowicie, gdyż polski rząd i prezydent nagle zaczęli się licytować w ocieplaniu układów z Rosją. Szef MSZ i premier wysłali listy z podziękowaniami, Aleksander Kwaśniewski dziękował podczas telefonicznej rozmowy z Władimirem Putinem. Co więcej, oskarżenia kierowane pod adresem rządu z otoczenia prezydenta nie ucichły.
Pozagrobowe życie ochrany
Ta kontrowersja jest o tyle ciekawa, że kiedy po poznańskim incydencie w Rosji rozpętano antypolską kampanię, niektórzy analitycy NATO w Brukseli byli pewni, że jednym z jej skutków będzie poróżnienie polskich elit politycznych i rozbicie konsensusu w sprawach polityki zagranicznej. Mówiono wręcz, że Rosjanie chcą wysondować, kto w Polsce jest skłonny liczyć się z punktem widzenia Moskwy, a kto nie. Z tej perspektywy do incydentu w Poznaniu doszło w idealnym dla Moskwy momencie. Przypadek? Niekoniecznie. Przecież od kilku lat polski kontrwywiad podejrzewał, że nie wszystkie osoby zaangażowane w organizacjach wspierających Czeczenów działają dla ich dobra. Zebrano nawet dowody, że organizacje te były cały czas infiltrowane przez rosyjskie służby specjalne (jedna z takich organizacji miała być wręcz założona przez rosyjski wywiad). W tym samym czasie Rosja stanowczo domagała się likwidacji czeczeńskich placówek w naszym kraju. Nie powinno to dziwić, gdyż tego rodzaju praktyki powszechnie stosowała ochrana (carska tajna policja), a potem Czeka i KGB. Przy tym Warszawa zawsze była dla rosyjskich służb specjalnych ważna. Wystarczy przypomnieć, że pierwsze poza Petersburgiem ośrodki ochrany powstały w 1880 r. równocześnie w Moskwie i Warszawie, a aż do 1990 r. rosyjscy oficerowie mieli dostęp do wszystkich polskich instytucji, łącznie z MSW, a więc także do SB oraz jej agentury.
Rusofobia kontra polonofobia
Rosyjscy politycy i komentatorzy twierdzą ostatnio - coraz zgodniejszym chórem - jakoby Polacy zaogniali relacje z Rosją, powodowani "tradycyjną" rusofobią, wzmaganą przez żądzę zrewanżowania się za lata uległości i podporządkowania. Parę lat temu Michaił Gorbaczow szydził, że Polacy poddali się irracjonalnemu strachowi przed nadciąganiem ze Wschodu "hord Dżyngischana". - Stosunek naszych obywateli do Rosjan nie jest zły - dużo lepszy, niż można by się spodziewać po tak długim okresie dominacji. Życzyłbym Irlandczykom, żeby mieli tyle sympatii dla Anglików - mówi prof. Władysław Bartoszewski, były szef naszej dyplomacji.
- Polska polityka wobec Rosji oceniana jest u nas jako nieprzyjazna. Epizod w Poznaniu jest ostatnim z serii niemiłych dla nas działań. Zaliczamy do nich między innymi powołanie parlamentarnej komisji ds. Czeczenii i proczeczeńskich komitetów społecznych. To kontynuacja pewnej linii, tendencji i nastrojów bliskich śmietnika najgorszych tradycji w polsko-rosyjskich stosunkach - tak deputowany Władimir Łukin wyraża nastroje rosyjskiej elity politycznej. W Dumie poprzedniej kadencji był przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych, a wcześniej ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. - Powszechna jest tu opinia, że poprzez taki stosunek do Rosji Polska próbuje zapłacić Zachodowi za to, że jako jeden z pierwszych krajów wstąpiła do NATO, a teraz należy do grupy państw, które są najbardziej prawdopodobnymi kandydatami do członkostwa w Unii Europejskiej - dodaje Łukin.
Charakterystyczne, że "liberał" Łukin, zarzucając nam służalczość wobec Zachodu, nadal zalicza Polskę do Europy Wschodniej. - Niedoskonałością rosyjskiej polityki zagranicznej jest rzeczywiście to, że o Europie Wschodniej rozmawiamy z Zachodem, szczególnie z Ameryką, nie zaś z krajami tego regionu - przyznaje Łukin. Jego zdaniem, jest jednak także druga strona medalu. - Przez ostatnich dziesięć lat nie słyszałem niezależnego głosu Polski w jakiejkolwiek ze spraw, w których wcześniej konkretne stanowisko zajął Zachód. Z Europą Wschodnią należy rozmawiać, ale w takim stopniu, w jakim możliwy jest dialog właśnie z nią, a nie z kimś w rodzaju tureckiego posła jakiegoś sułtana czy wezyra.
Pełzające ochłodzenie
Agnieszka Magdziak-Miszewska, dyrektor Centrum Stosunków Międzynarodowych, uważa, że najważniejszym problemem nie jest to, iż dla Rosji Polska nadal jest przedmiotem, a nie podmiotem polityki międzynarodowej. Istotne jest to, że także Zachód wciąż nie traktuje nas całkowicie partnersko. - W Rosji się to czuje i wierzy, że można coś na tym zyskać dla siebie. Rosjanie muszą się przekonać, że Polska jest trwałym ogniwem Zachodu i kontynuowanie wobec niej dotychczasowej polityki przyniesie im więcej szkody niż pożytku - w relacjach z Zachodem jako całością - mówi Magdziak-Miszewska.
Niezależnie od obecnych napięć trudno dostrzec szanse na poprawę relacji polsko-rosyjskich w przewidywalnej przyszłości. Władimir Putin, główny, a właściwie jedyny pretendent do prezydentury kreuje się na najbardziej otwartego wobec Zachodu przywódcę Rosji, ale jego czyny - zwłaszcza wojna w Czeczenii - rozmijają się z zapewnieniami. Jeśli tego typu metody na stałe zagoszczą w rosyjskiej polityce i staną się najważniejszym instrumentem realizacji głównych celów Putina - "zrobienia porządku" w kraju oraz rekonsolidowania Wspólnoty Niepodległych Państw i odzyskiwania dawnych "stref wpływów" - o normalnych stosunkach Warszawy z Moskwą nie będzie można nawet marzyć. Tym bardziej że Polska forsuje rozszerzenie NATO o kolejne kraje, przede wszystkim o byłe nadbałtyckie republiki ZSRR.
Roman Kuźniar, kierownik Zakładu Studiów Strategicznych w Instytucie Stosunków Międzynarodowych, podkreśla, że w stosunkach Polski i Rosji wzrośnie swoista rywalizacja o wpływy w regionie. Nie będzie nam po drodze z Moskwą, która wybierze kurs neoimperialny i ekspansjonistyczny. Dotychczas nie mogła się zdecydować, czy chce postawić na europeizację, czy też łatać stare kamasze hegemona, odziedziczone w spadku po ZSRR. Prawie 60 proc. Polaków ankietowanych ostatnio przez CBOS uznało, że sytuacja w Rosji zmierza w kierunku dyktatury.
Na szczęście, inaczej niż na początku lat 90., nie mamy już noża na gardle. Polska przestawiła zwrotnicę powiązań gospodarczych na Zachód - na tyle skutecznie, że nawet rosyjska zapaść nie załamała naszej gospodarki, choć wywołała perturbacje w wielu firmach nastawionych na rynek wschodni. Zapaść ta spowodowała jednak spowolnienie naszego wzrostu gospodarczego. Jest to zresztą pole, na którym frustracja i swoisty "polski kompleks" Rosjan będą się najprawdopodobniej nadal pogłębiać, gdyż już za kilka lat zrównamy się z Rosją pod względem wysokości produktu krajowego brutto, a przecież wielkość obu krajów i ich potencjałów gospodarczych są nieporównywalne.
Daleko od Warszawy
"Niet, niet, niet" albo - w najlepszym razie - "podumajem" (pomyślimy) - tak odpowiadał swego czasu Andriej Kozyriew na wiele pomysłów ożywienia i rozszerzenia stosunków, zwłaszcza gospodarczych (na przykład program "Wokulski"), zgłaszanych przez byłego ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego. Uznawany za "liberała" Kozyriew, omijając Warszawę, zajechał tylko do Krakowa i to z nieoficjalną wizytą. Tymczasem Władysław Bartoszewski podkreśla dziś, że - paradoksalnie - spośród wszystkich ministrów spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Kozyriew najlepiej rozumiał, jaki jest styl działania w polityce i dyplomacji zachodnich państw demokratycznych i był najbliższy jego stosowania.
Po nim było już tylko gorzej. Jewgienij Primakow nie znalazł czasu na przyjazd do Polski - nawet z nieoficjalną wizytą, a obecny minister Igor Iwanow odmówił przyjazdu - jako powód podając incydent w Poznaniu. Od czasu pamiętnych odwiedzin Borysa Jelcyna w 1993 r. Warszawa nie może się też doczekać wizyty na najwyższym szczeblu. Omijają ją szerokim łukiem również rosyjscy premierzy, choć z drugiej strony zarówno prezydent Aleksander Kwaśniewski, jak i premier Jerzy Buzek oraz szef dyplomacji Bronisław Geremek składali wizyty u wschodniego sąsiada. Najprawdopodobniej podczas zbliżających się uroczystości katyńskich nie należy się spodziewać wysokich przedstawicieli rosyjskich władz.
Jak dowiadujemy się z nieoficjalnych źródeł, Kreml wydał obecnie władzom obwodów polecenie natychmiastowego zamrożenia wszelkich kontaktów z polskimi władzami. Warszawa zniechęcona dotychczasową postawą Moskwy próbowała ostatnio szukać szans na budowanie normalnych stosunków z Rosją poprzez rozwój bezpośrednich kontaktów, zwłaszcza gospodarczych, z poszczególnymi regionami. Marszałek Sejmu Maciej Płażyński pojechał na przykład wraz z delegacją polskich biznesmenów do Baszkirii i obwodu saratowskiego. W obecnej sytuacji trudno będzie podtrzymywać kontakty. Zresztą nie chodzi tylko o Polskę - po raz kolejny centrum dało znak, że zamierza ukrócić rosnącą samodzielność regionów, zastopować procesy demokratyzacji Federacji Rosyjskiej oraz budowę nowoczesnego państwa.
Polsko-rosyjski okrągły stół
Najważniejsze wydaje się obecnie niedopuszczanie do kolejnych zadrażnień. Warszawa była dotychczas nastawiona dużo bardziej spolegliwie i koncyliacyjnie niż Moskwa. Specjalnie dla Rosjan i Białorusinów obniżano na przykład opłaty wizowe, a policja już tradycyjnie przymyka oko na pracujących u nas na czarno Rosjan. Polskie władze wyraziły ubolewanie z powodu poznańskiego incydentu i zapowiedziały wyciągnięcie konsekwencji wobec winnych. Jednocześnie zaproponowały, by nawet o sprawach oburzających opinię publiczną w obu krajach rozmawiać przy stole (mówi się wręcz o polsko-rosyjskim okrągłym stole). Ale czy znajdą partnerów po drugiej stronie?
- Oburzenie Rosjan po zdarzeniu w Poznaniu było zasadne, ale czy nie jest dodatkowo nadmiernie stymulowane po tamtej stronie? - pyta retorycznie Władysław Bartoszewski. Minister Geremek uznał, że reakcja Moskwy była "absolutnie nieproporcjonalna" do skali zajść. "Jeszcze jeden taki incydent i uniemożliwi nam to ukształtowanie normalnych stosunków na wiele lat" - mówił prezydent Kwaśniewski podczas spotkania z zachodnimi inwestorami w American Chamber of Commerce. - Jeśli Polska jest zainteresowana tym, by prowadzić politykę nie tylko na Zachodzie, ale również na Wschodzie, powinna dać teraz znak, że w jej stanowisku wobec Rosji pojawiły się elementy konstruktywne. A jeśli takie znaki się pojawią, będziemy musieli je dostrzec, bo ślepym w polityce być nie można - mówi Władimir Łukin. - Mam nadzieję, że doświadczona dyplomacja rosyjska znajdzie w końcu drogę do osiągnięcia równowagi, bo ani w podskoku, ani w szpagacie normalnie rozmawiać się nie da - konkluduje prof. Władysław Bartoszewski.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.