Polscy policjanci i żołnierze na pograniczu Kosowa i Macedonii. Tu narkotyki można dostać wszędzie. Widziałem niedawno, jak próbowała je sprzedawać kilkuletnia Albanka - mówi jeden z polskich policjantów stacjonujących w Prizren. - Wojna i wiążący się z nią chaos sprzyjają wszelkim formom przestępczości - komentuje podinspektor Wiktor Wąsowski.
Kilkanaście dni temu Wąsowski został mianowany zastępcą dowódcy międzynarodowych sił policyjnych działających w Kosowie pod auspicjami ONZ.
Policjanci pełnią służbę niezależnie od polskich żołnierzy wchodzących w skład sił KFOR. Około 800 naszych żołnierzy znajduje się w brygadzie dowodzonej przez Amerykanów. Brygada ta została rozlokowana we wschodniej części Kosowa. Polakom przypadło patrolowanie najtrudniejszych odcinków pogranicza Kosowa i Macedonii, a także ochrona serbskich enklaw w tym regionie.
W Bośni i Hercegowinie policjanci prowadzą szkolenia i nadzorują pracę miejscowej policji. Marek Biernacki był pierwszym ministrem spraw wewnętrznych z krajów NATO, który odwiedził Belgrad po nalotach na Jugosławię.
Arsenał w każdym domu
- Niedawno otrzymaliśmy informację, że w pewnym albańskim gospodarstwie znajduje się broń - opowiada jeden z polskich oficerów.
- Omyłkowo przeszukaliśmy sąsiednie zabudowania, ale okazało się, że i tam ukryto pokaźny arsenał. Kosowskie góry to centrum przemytu broni. W ciemno można zakładać, że znajdzie się ją w co drugim domu. Kulkę zza węgła można otrzymać w każdej chwili. To prawdziwa granica piekła.
Skąd kosowscy Albańczycy mają broń, skoro wszystkie strony jugosłowiańskiego konfliktu zawsze objęte były embargiem? Polscy policjanci i żołnierze są przekonani, że to efekt doskonałego funkcjonowania tzw. bałkańskiego szlaku. - W ostatnich latach szlak ten działał na zasadzie "broń za narkotyki". Przez kraje byłej Jugosławii przemycano do Europy Zachodniej środki odurzające, a w zamian za to w rejony objęte konfliktami trafiała broń - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. Szlak nie omijał Polski. W naszym kraju rezydowali łącznicy czuwający nad wymianą towaru. - Obywatela jednego z krajów dawnej Jugosławii przyłapano w laboratorium narkotykowym współpracującym z gangiem pruszkowskim. Inny przybysz z tego regionu kontrolował handel środkami odurzającymi w szczecińskiej dzielnicy Pogodno. Bałkańskiego przemytnika narkotyków zatrzymano też na Śląsku - wylicza Paweł Biedziak. Znaczna część środków odurzających dostępnych na naszym czarnym rynku pochodzi właśnie z tego obszaru.
Wczoraj przyjaciel,dzisiaj wróg
Powód naszego zaangażowania jest prosty: każdy konflikt w krajach bałkańskich przyczynia się do rozkwitu zorganizowanej przestępczości nie tylko w tym regionie, ale w całej Europie. Wymiana narkotyków na broń to nie jedyny tamtejszy problem, który w ostatnich latach dosięgnął również naszego kraju. - Kradzione w Polsce i innych państwach Europy samochody łatwiej było ostatnio zalegalizować na Bałkanach niż w państwach poradzieckich - twierdzi Paweł Biedziak. Jeszcze kilka miesięcy temu w Kosowie żaden samochód nie miał tablic rejestracyjnych. Co oczywiste, nikt nie był i nadal nie jest w stanie ocenić legalności pochodzenia aut. - Ostre kontrole i wysokie mandaty skłoniły jednak Albańczyków do rejestrowania wozów. Zmuszeni byliśmy zalegalizować w ten sposób tysiące kradzionych pojazdów, ale ich zewidencjonowanie sprawiło przynajmniej, że proceder ten nie będzie już możliwy w przyszłości - mówi jeden z polskich funkcjonariuszy.
Jeszcze kilka miesięcy temu prawie na każdym albańskim domu wisiały flagi USA i krajów uczestniczących w operacji przeciwko Serbom w Kosowie. Dziś gesty przyjaźni zostały zastąpione przez oznaki niechęci, a czasem wręcz nienawiści. Konwój pojazdów ONZ, w którym minister Marek Biernacki i komendant główny polskiej policji Jan Michna jechali z lotniska w Pristinie do bazy naszych funkcjonariuszy w Prizren, nie budził sympatii w albańskich wioskach. Witały go epitety i niewybredne gesty, a w niektórych miejscowościach w kierunku samochodów poleciały kamienie.
Bez broni przeciw mafii
- Często bierzemy udział w akcjach bośniackiej policji, która stara się likwidować powstałe po wojnie imperia bossów grup przestępczych. Potem zaczynają się kłopoty. Nie mamy żadnej ochrony, każdy może się też łatwo dowiedzieć, gdzie mieszkamy - skarży się jeden z Polaków pracujących w Sarajewie. ONZ-owski mandat nie zezwala im na noszenie broni. Pozostaje tylko siła autorytetu "społeczności międzynarodowej". Zagraniczni funkcjonariusze nie mieszkają też w zamkniętej bazie. Muszą wynajmować mieszkania u miejscowych. Mimo kłopotów nasi policjanci zbierają pochlebne recenzje od przełożonych z ONZ. - Problemy są tu ogromne. Państwo jest słabe, kwitnie przestępczość: handel i przemyt narkotyków, przerzut nielegalnych imigrantów, kradzionych samochodów. Powstała prawdziwa mafia, obejmująca swym działaniem całe Bałkany. W tych trudnych warunkach doświadczeni polscy funkcjonariusze radzą sobie jednak znakomicie - podkreśla Vincent Coeurderoy, szef międzynarodowego kontyngentu policyjnego ONZ w Bośni i Hercegowinie.
Zachęceni pochwałami szefowie polskiej policji zamierzają w najbliższym czasie zwiększyć nasze siły w Sarajewie. - Chcemy udzielić bośniackim kolegom jak największej pomocy. Po każdej wojnie następuje bardzo niebezpieczny moment dla odbudowy struktur państwa. Najważniejsze jest wtedy stworzenie nowoczesnej i demokratycznej policji - mówi generalny inspektor Jan Michna. Polska pragnie też, by w stabilizowaniu sytuacji na Bałkanach aktywniej mogła uczestniczyć Jugosławia. - Chcielibyśmy, by państwo to jak najszybciej zostało ponownie przyjęte do Interpolu - mówi Marek Biernacki. - W tej chwili nie ma powodów, by Jugosławia nadal pozostawała poza tą organizacją. W przywracaniu porządku na Bałkanach muszą uczestniczyć wszystkie kraje regionu.
Jak posprzątać po wojnie
Polska stała się jednym z głównych rzeczników i gwarantów pokoju w byłej Jugosławii. - To jest także w naszym interesie. Ale nawet zakończenie wszelkich konfliktów nie będzie oznaczać osiągnięcia celu. Jeszcze długo po zakończeniu każdej wojny w rękach cywilów pozostaje sporo broni. To w oczywisty sposób wpływa na wzrost przestępczości, w tym tej najgroźniejszej - zorganizowanej. Stąd obecność w Bośni, Hercegowinie i Kosowie naszych funkcjonariuszy, którzy swym doświadczeniem wspomagają miejscową policję - mówi Marek Biernacki. Policjanci obawiają się, że skutki wojen w byłej Jugosławii możemy jeszcze długo odczuwać także w Polsce. - Przemyt narkotyków, broni i kradzionych samochodów - to wszystko już mamy. Mogą się jednak pojawić kolejne kłopoty, na przykład płatni zabójcy. Pamiętajmy, że wojna oswaja ludzi ze śmiercią, z zabijaniem. Również do nas mogą trafić ci, którzy będą chcieli na tym zarobić - ostrzega Paweł Biedziak.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.