Misternie tkany obraz wielkiego moralisty powinien się rozpaść na kawałki. Nic z tego. Nawet nie jest zadraśnięty. Więcej, wizerunek Güntera Grassa jest wzmocniony, nadano mu nowy rys moralnego odkupienia. Teraz dopiero jego siła będzie porażająca.
Niemieccy intelektualiści dokonali kolejnej abberacji. Wyznanie win Grassa uznali za wielką odwagę, nadającą mu miary twórcy niebojącego się największych wyzwań. Siła moralna Grassa wzrosła. Pytanie, czemu Günter Grass przez tyle lat skrywał swą tajemnicę i skutecznie ją przemilczał jest nie na miejscu. Sugestia, że gdyby wiedziano wcześniej nie dano by mu nagrody Nobla jest niedorzeczna. Przecież Nobel należał się mu jak psu micha. Oto przed nami stoi dzielny literat mający wszelkie prawa do interpretowania, tłumaczenia i pouczania. Grass jest "swój" i to wystarczy do odkupienia.
Bycie swoim to stanie zawsze po właściwej stronie. Po stronie słusznej polityki. Tam gdzie nienawidzi się kapitalizmu, a mówi o ekonomii moralnej i intelektualnej. Tam gdzie przy uciesze gawiedzi można powiedzieć, że "brakuje nam instytucji politycznych", przez co żyjemy w "wolności pod dyktando giełd". Po tej drugiej stronie, jeśli fakty nie pasują do ideologii to tym gorzej dla nich. To dlatego w 1984 r. na kilka lat przed otrzymaniem Nobla Grass mógł o Nikaragui powiedzieć: "Nie uważam, by kapitalizm był czymś lepszym od komunizmu gułagowego".
Postawa Grassa i przyklask podobnym mu intelektualistów pokazuje, jak bliskie sobie są komunizm i faszyzm. Że to właściwie ta sama ideologia, tak bardzo zbrukana krwią. Udało się nam jednak wmówić coś odwrotnego. To faszyzm jest źródłem zła, komunizm był w istocie dobry, miał odchylenia z powodu "kapitalistycznego okrążenia". Całość tej myśli rodzi się także na wymoszczonych dobrobytem uniwersytetach niemieckich, gdzie jak twierdzi Grass "gówno jest nawet wystylizowane". Dopiero czerpiąc garściami z kapitalizmu, mając ciepłą posadkę, Nobla i rzeszę współwyznawców można wznieść się na poziom właściwej krytyki. Tej krytyce nie zaszkodzi taka drobnostka, jak Waffen SS.
Bycie swoim to stanie zawsze po właściwej stronie. Po stronie słusznej polityki. Tam gdzie nienawidzi się kapitalizmu, a mówi o ekonomii moralnej i intelektualnej. Tam gdzie przy uciesze gawiedzi można powiedzieć, że "brakuje nam instytucji politycznych", przez co żyjemy w "wolności pod dyktando giełd". Po tej drugiej stronie, jeśli fakty nie pasują do ideologii to tym gorzej dla nich. To dlatego w 1984 r. na kilka lat przed otrzymaniem Nobla Grass mógł o Nikaragui powiedzieć: "Nie uważam, by kapitalizm był czymś lepszym od komunizmu gułagowego".
Postawa Grassa i przyklask podobnym mu intelektualistów pokazuje, jak bliskie sobie są komunizm i faszyzm. Że to właściwie ta sama ideologia, tak bardzo zbrukana krwią. Udało się nam jednak wmówić coś odwrotnego. To faszyzm jest źródłem zła, komunizm był w istocie dobry, miał odchylenia z powodu "kapitalistycznego okrążenia". Całość tej myśli rodzi się także na wymoszczonych dobrobytem uniwersytetach niemieckich, gdzie jak twierdzi Grass "gówno jest nawet wystylizowane". Dopiero czerpiąc garściami z kapitalizmu, mając ciepłą posadkę, Nobla i rzeszę współwyznawców można wznieść się na poziom właściwej krytyki. Tej krytyce nie zaszkodzi taka drobnostka, jak Waffen SS.