Mało kto zwraca uwagę na pojawiające się co kilka miesięcy oświadczenia chińskich biurokratów o przyłączeniu Tajwanu "do macierzy", co w rzeczywistości oznacza zbombardowanie go i zajęcie siłą. Otwarcie kolei tybetańskiej przyjęte było jako kolejne wielkie osiągnięcie myśli człowieka. Tymczasem kolej ta ma służyć wytrzebieniu kolejnego narodu, który nie pasuje do socjalistycznego wizerunku Chin. Jako regionalny ekstremizm przyjmowane są wycieczki z Korei Południowej na sporne wyspy japońskie. Nikt nawet nie pamięta, jak chińscy i południowokoreańscy oficjele w prywatnych rozmowach określają Japonię. Zapewniam, że nie są to komplementy.
Zaprzestanie wizyt w Jasukuni nic by nie zmieniło. Wschodnioazjatyckie mocarstwa karmią się nacjonalizmem, a wróg zawsze się znajdzie. Koizumi, czy też jego następca Shinzo Abe, okazałby słabość gdyby poddał się tej presji. A okazanie takiej słabości jest już prawdziwym dyshonorem.