Art Spiegelman odważył się opowiedzieć o zagładzie Żydów w formie awangardowego komiksu. W albumie Arta Spiegelmana Żydzi są myszami, Niemcy - kotami, a Polacy - świniami. Ten chyba najbardziej kontrowersyjny komiks świata - "Maus I. Opowieść ocalałego" - ukazał się właśnie w Polsce.
Spiegelman, amerykański pisarz i rysownik, urodził w 1948 r. w Sztokholmie.
Spiegelman, amerykański pisarz i rysownik, urodził w 1948 r. w Sztokholmie.
Dwa lata później wraz z rodzicami - polskimi Żydami ocalałymi z Oświęcimia - przeniósł się na stałe do Nowego Jorku. Jako trzydziestokilkulatek odważył się opowiedzieć o przerażających doświadczeniach swego ojca w formie awangardowego komiksu. Nie tylko rysunkowy, popkulturowy format stanowił złamanie konwencji. Autor zastosował jeszcze jeden chwyt. Poszczególnym narodom założył zwierzęce "maski". Komiks o Holocauście, w którym Polacy to świnie - taki opis albumu Spiegelmana musi budzić zainteresowanie i kontrowersje. Tym bardziej że za obie części "Mausa" Spiegelman otrzymał w 1992 r. nagrodę Pulitzera.
Mimo alegorycznych, na wpół zwierzęcych postaci, komiks nie powiela schematów znanych z propagandowych rysunków, plakatów czy agitek. Zwierzęca powierzchowność bohaterów okazuje się bardzo płytka i sprowadza się wyłącznie do rysunku mysich, kocich i świńskich głów. Spiegelman nie tworzy nowego świata zwierząt - jak wielu przed nim, od Ezopa po Orwella. Konwencja komiksu jest realistyczna - Niemcy co prawda są kociogłowi, ale polują nie na myszy, lecz po prostu na Żydów. Postacie nie mają też bajkowych, znaczących imion, lecz najzwyklejsze nazwiska: Szpigelman, Mandelbaum, Łukowska, Kawkowa. Nie mieszkają w Myszo- czy Wieprzolandii, lecz w Polsce, Rzeszy, Generalnej Guberni. Rzeczywiste są opisane przez artystę wydarzenia - antysemickie wybryki, wybuch wojny, obóz jeniecki, głód, ukrywanie się, getto, wreszcie przybycie do obozu koncentracyjnego. Realne, a nie alegoryczne, są również zachowania. Realne, czyli skomplikowane.
Należy ostudzić zapędy "prawdziwych Polaków", burzących się przeciw wydawaniu w naszym kraju książek ukazujących Polaków - dosłownie - jako świnie. Spiegelman pokazuje zarówno akty antysemickie, jak i przykłady pomocy udzielanej Żydom przez naszych rodaków. W żadnym punkcie komiksu nie znajdziemy krzywdzących, bezpodstawnych oskarżeń. Polacy nie są bynajmniej bezwzględnymi żydożercami. Nawet w niewłaściwym, tchórzliwym zachowaniu pozostają ludzcy. Polska gospodyni, która wyrzuca żydowską rodzinę, mimo że przez kilka dni im pomagała, po jakimś czasie prosi ich o powrót nękana wyrzutami sumienia.
W ten sposób nie opisuje się wrogów.
Tak jak nie jest "Maus" antypolską propagandą, tak samo nie jest gloryfikacją narodu wybranego. Już sam ojciec, Władek Szpigelman, przedstawiający swoją wersję losów rodziny podczas hitlerowskiej okupacji, jest osobą wysoce nieprzyjemną. Obłąkańczo skąpy, neurotyczny, odgrywający się na najbliższych, zwłaszcza drugiej żonie, za wszystkie swoje traumatyczne przeżycia. Stary Spiegelman to nie jedyna antypatyczna postać. Żydowska policja zachowuje się w sposób równie opresyjny jak Polacy wydający Żydów czy Niemcy sprawnie organizujący dla jednych i drugich obozową gehennę. Kombinatorami w najgorszym sensie bywają w opowieści Spiegelmana także jego współbracia.
Ojciec nie jest w komiksie jedynie ocalałym z Zagłady, naocznym świadkiem największej tragedii w dziejach ludzkości, tym, który przekazuje swoje przeżycia i pamięć młodszym pokoleniom. "Maus" to bowiem także opowieść o trudnych i skomplikowanych relacjach między synem i ojcem. Tak więc swoją książką wpisuje się Art Spiegelman w długą, szacowną tradycję międzypokoleniowych obrachunków, tak często występującą u pisarzy żydowskiego pochodzenia. Przypomnijmy choćby Franza Kafkę, na którego inspirację autor komiksu powołuje się często i chętnie, Brunona Schulza czy ostatnio Paula Austera. Wszyscy oni wskazywali w swoim pisarstwie na sztukę jako jedyny sposób pogodzenia się z wizerunkiem ojca. Podobnie jest u Spiegelmana. W dorosłym życiu Arta rysownika to właśnie spisywanie i nagrywanie słów Władka, a potem rysowanie obrazów ilustrujących jego wspomnienia, jest jedynym pretekstem do wzajemnych kontaktów. Poza dwustronnym aktem twórczym nie mają sobie wiele do powiedzenia.
W polskich realiach będzie bardzo trudno zapomnieć o warstwie narracyjnej i treści Spiegelmanowskiego albumu, należy jednak zwrócić uwagę na czysto artystyczny walor tego niecodziennego wydawnictwa. Jest ono bowiem na naszym rynku rewelacją formalną - to pierwsza poważna opowieść rysunkowa dla dorosłych. Spiegelman gra różnymi tradycjami i konwencjami artystycznymi. Doskonale to widać w "Więźniu piekielnej planety", komiksie umieszczonym wewnątrz samego "Mausa". Kreska, którą został narysowany, przypomina niemiecką grafikę ekspresjonistyczną, malarstwo Muncha, a także prace prymitywistów. I nie chodzi tu bynajmniej o odosobnione zabawy formalne. Poważne, zaangażowane projekty literackie, ukazujące się w formie albumu komiksowego, to jeden z ciekawszych przykładów twórczości postmodernistycznej, nie tylko mieszającej gatunki, ale przede wszystkim znoszącej - lub przynajmniej kwestionującej - podział na sztukę wysoką i niską. A pytanie o wzajemne relacje tych pozornie oddzielonych poziomów jest dla współczesnej kultury tak samo ważne, jak ważne dla życia społecznego jest pytanie o zbrodnie, odpowiedzialność i pamięć.
Mimo alegorycznych, na wpół zwierzęcych postaci, komiks nie powiela schematów znanych z propagandowych rysunków, plakatów czy agitek. Zwierzęca powierzchowność bohaterów okazuje się bardzo płytka i sprowadza się wyłącznie do rysunku mysich, kocich i świńskich głów. Spiegelman nie tworzy nowego świata zwierząt - jak wielu przed nim, od Ezopa po Orwella. Konwencja komiksu jest realistyczna - Niemcy co prawda są kociogłowi, ale polują nie na myszy, lecz po prostu na Żydów. Postacie nie mają też bajkowych, znaczących imion, lecz najzwyklejsze nazwiska: Szpigelman, Mandelbaum, Łukowska, Kawkowa. Nie mieszkają w Myszo- czy Wieprzolandii, lecz w Polsce, Rzeszy, Generalnej Guberni. Rzeczywiste są opisane przez artystę wydarzenia - antysemickie wybryki, wybuch wojny, obóz jeniecki, głód, ukrywanie się, getto, wreszcie przybycie do obozu koncentracyjnego. Realne, a nie alegoryczne, są również zachowania. Realne, czyli skomplikowane.
Należy ostudzić zapędy "prawdziwych Polaków", burzących się przeciw wydawaniu w naszym kraju książek ukazujących Polaków - dosłownie - jako świnie. Spiegelman pokazuje zarówno akty antysemickie, jak i przykłady pomocy udzielanej Żydom przez naszych rodaków. W żadnym punkcie komiksu nie znajdziemy krzywdzących, bezpodstawnych oskarżeń. Polacy nie są bynajmniej bezwzględnymi żydożercami. Nawet w niewłaściwym, tchórzliwym zachowaniu pozostają ludzcy. Polska gospodyni, która wyrzuca żydowską rodzinę, mimo że przez kilka dni im pomagała, po jakimś czasie prosi ich o powrót nękana wyrzutami sumienia.
W ten sposób nie opisuje się wrogów.
Tak jak nie jest "Maus" antypolską propagandą, tak samo nie jest gloryfikacją narodu wybranego. Już sam ojciec, Władek Szpigelman, przedstawiający swoją wersję losów rodziny podczas hitlerowskiej okupacji, jest osobą wysoce nieprzyjemną. Obłąkańczo skąpy, neurotyczny, odgrywający się na najbliższych, zwłaszcza drugiej żonie, za wszystkie swoje traumatyczne przeżycia. Stary Spiegelman to nie jedyna antypatyczna postać. Żydowska policja zachowuje się w sposób równie opresyjny jak Polacy wydający Żydów czy Niemcy sprawnie organizujący dla jednych i drugich obozową gehennę. Kombinatorami w najgorszym sensie bywają w opowieści Spiegelmana także jego współbracia.
Ojciec nie jest w komiksie jedynie ocalałym z Zagłady, naocznym świadkiem największej tragedii w dziejach ludzkości, tym, który przekazuje swoje przeżycia i pamięć młodszym pokoleniom. "Maus" to bowiem także opowieść o trudnych i skomplikowanych relacjach między synem i ojcem. Tak więc swoją książką wpisuje się Art Spiegelman w długą, szacowną tradycję międzypokoleniowych obrachunków, tak często występującą u pisarzy żydowskiego pochodzenia. Przypomnijmy choćby Franza Kafkę, na którego inspirację autor komiksu powołuje się często i chętnie, Brunona Schulza czy ostatnio Paula Austera. Wszyscy oni wskazywali w swoim pisarstwie na sztukę jako jedyny sposób pogodzenia się z wizerunkiem ojca. Podobnie jest u Spiegelmana. W dorosłym życiu Arta rysownika to właśnie spisywanie i nagrywanie słów Władka, a potem rysowanie obrazów ilustrujących jego wspomnienia, jest jedynym pretekstem do wzajemnych kontaktów. Poza dwustronnym aktem twórczym nie mają sobie wiele do powiedzenia.
W polskich realiach będzie bardzo trudno zapomnieć o warstwie narracyjnej i treści Spiegelmanowskiego albumu, należy jednak zwrócić uwagę na czysto artystyczny walor tego niecodziennego wydawnictwa. Jest ono bowiem na naszym rynku rewelacją formalną - to pierwsza poważna opowieść rysunkowa dla dorosłych. Spiegelman gra różnymi tradycjami i konwencjami artystycznymi. Doskonale to widać w "Więźniu piekielnej planety", komiksie umieszczonym wewnątrz samego "Mausa". Kreska, którą został narysowany, przypomina niemiecką grafikę ekspresjonistyczną, malarstwo Muncha, a także prace prymitywistów. I nie chodzi tu bynajmniej o odosobnione zabawy formalne. Poważne, zaangażowane projekty literackie, ukazujące się w formie albumu komiksowego, to jeden z ciekawszych przykładów twórczości postmodernistycznej, nie tylko mieszającej gatunki, ale przede wszystkim znoszącej - lub przynajmniej kwestionującej - podział na sztukę wysoką i niską. A pytanie o wzajemne relacje tych pozornie oddzielonych poziomów jest dla współczesnej kultury tak samo ważne, jak ważne dla życia społecznego jest pytanie o zbrodnie, odpowiedzialność i pamięć.
Więcej możesz przeczytać w 16/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.