W wywiadzie dla środowego wydania "Washington Post" prezydent George W. Bush powiedział po raz pierwszy, że Stany Zjednoczone "nie zwyciężają" w Iraku, ale też - jak dodał - "nie przegrywają".
Bush przyznał, że wojna w Iraku przebiega gorzej niż się spodziewał, ale podkreślił, że nadal wierzy w sukces USA. Zaznaczył też, że nie podjął jeszcze decyzji, czy zwiększyć liczbę wojsk w Iraku.
Jeszcze na początku listopada oświadczył, że "jak najbardziej zwyciężamy" w Iraku.
Ten optymistyczny ton zmienił się w administracji natychmiast po przegranych przez Republikanów wyborach 7 listopada, będących swoistym wotum nieufności Kongresu wobec rządu.
Podczas środowej konferencji prasowej Bush powiedział, że ataki rebeliantów oraz ekstremistów islamskich w tym roku zniweczyły nadzieje na szybki postęp operacji stabilizacyjnej w Iraku.
"Wrogowie wolności przyjęli celową strategię podsycania konfliktu sekciarskiego między sunnitami a szyitami i odnieśli w tym roku sukces. Był to trudny rok dla wojsk amerykańskich i dla narodu irackiego" - powiedział.
Oświadczył jednak, że "zwycięstwo jest osiągalne".
Zapytany, czy rzeczywiście zamierza zwiększyć liczbę wojsk w Iraku - jak informowała prasa na podstawie przecieków z Białego Domu - prezydent odpowiedział wymijająco.
"Nie ma jeszcze żadnej decyzji o zwiększeniu liczby wojsk. Bierzemy pod uwagę wiele opcji i oczywiście wysłanie dodatkowych wojsk jest jedną z nich" - oświadczył. Obiecał przy tym zmianę strategii i taktyki w Iraku.
Dodał, że decyzję co do nowego kursu podejmie po naradzie z nowym ministrem obrony Robertem Gatesem, który przebywa z wizytą w Iraku. Obiecał też współpracę ze zdominowanym przez Demokratów Kongresem w sprawie Iraku.
Naciskany, czy zdecydowałby się na wysłanie do Iraku dodatkowych wojsk, mimo iż Kolegium Szefów Sztabów i wielu innych generałów jest temu przeciwnych, Bush odpowiedział, że jest to "pytanie hipotetyczne". Podkreślił jednak, że "bardzo szanuje opinie szefów sztabów".
Jeden z reporterów zapytał prezydenta, czy zdaje sobie sprawę, że wojna w Iraku cieszy się coraz mniejszym poparciem w społeczeństwie amerykańskim.
"Chcę publicznego poparcia, ale rozumiem także konsekwencje ewentualnej porażki - odpowiedział Bush. - Jeżeli się wycofamy, będzie to oznaczać okropny sygnał: ośmieli naszych wrogów, umożliwi ekstremistom znalezienie bezpiecznego schronienia w Iraku". "Ludzie chcą sukcesu i nasz plan zmierza do zwiększenia szans zwycięstwa" - dodał.
Zapytany o politykę wobec Iranu, Bush zdawał się w odpowiedzi kierować swoje słowa bezpośrednio do Irańczyków, sugerując, że powinni otwarcie przeciwstawić się rządzącemu reżimowi.
Bush powiedział także, że jego administracja planuje zwiększenie liczebności armii, zwłaszcza wojsk lądowych i piechoty morskiej - jak to już powiedział w wywiadzie dla "Washington Post".
pap, ss
Jeszcze na początku listopada oświadczył, że "jak najbardziej zwyciężamy" w Iraku.
Ten optymistyczny ton zmienił się w administracji natychmiast po przegranych przez Republikanów wyborach 7 listopada, będących swoistym wotum nieufności Kongresu wobec rządu.
Podczas środowej konferencji prasowej Bush powiedział, że ataki rebeliantów oraz ekstremistów islamskich w tym roku zniweczyły nadzieje na szybki postęp operacji stabilizacyjnej w Iraku.
"Wrogowie wolności przyjęli celową strategię podsycania konfliktu sekciarskiego między sunnitami a szyitami i odnieśli w tym roku sukces. Był to trudny rok dla wojsk amerykańskich i dla narodu irackiego" - powiedział.
Oświadczył jednak, że "zwycięstwo jest osiągalne".
Zapytany, czy rzeczywiście zamierza zwiększyć liczbę wojsk w Iraku - jak informowała prasa na podstawie przecieków z Białego Domu - prezydent odpowiedział wymijająco.
"Nie ma jeszcze żadnej decyzji o zwiększeniu liczby wojsk. Bierzemy pod uwagę wiele opcji i oczywiście wysłanie dodatkowych wojsk jest jedną z nich" - oświadczył. Obiecał przy tym zmianę strategii i taktyki w Iraku.
Dodał, że decyzję co do nowego kursu podejmie po naradzie z nowym ministrem obrony Robertem Gatesem, który przebywa z wizytą w Iraku. Obiecał też współpracę ze zdominowanym przez Demokratów Kongresem w sprawie Iraku.
Naciskany, czy zdecydowałby się na wysłanie do Iraku dodatkowych wojsk, mimo iż Kolegium Szefów Sztabów i wielu innych generałów jest temu przeciwnych, Bush odpowiedział, że jest to "pytanie hipotetyczne". Podkreślił jednak, że "bardzo szanuje opinie szefów sztabów".
Jeden z reporterów zapytał prezydenta, czy zdaje sobie sprawę, że wojna w Iraku cieszy się coraz mniejszym poparciem w społeczeństwie amerykańskim.
"Chcę publicznego poparcia, ale rozumiem także konsekwencje ewentualnej porażki - odpowiedział Bush. - Jeżeli się wycofamy, będzie to oznaczać okropny sygnał: ośmieli naszych wrogów, umożliwi ekstremistom znalezienie bezpiecznego schronienia w Iraku". "Ludzie chcą sukcesu i nasz plan zmierza do zwiększenia szans zwycięstwa" - dodał.
Zapytany o politykę wobec Iranu, Bush zdawał się w odpowiedzi kierować swoje słowa bezpośrednio do Irańczyków, sugerując, że powinni otwarcie przeciwstawić się rządzącemu reżimowi.
Bush powiedział także, że jego administracja planuje zwiększenie liczebności armii, zwłaszcza wojsk lądowych i piechoty morskiej - jak to już powiedział w wywiadzie dla "Washington Post".
pap, ss