Ponad 500 biznesmenów, polityków, ludzi nauki i kultury bawiło się w Krakowie na zorganizowanym już po raz ósmy balu charytatywnym.
Zebrano ponad 220 tys. zł, które zostaną przeznaczone na zakup aparatury specjalistycznej dla jednego z krakowskich szpitali. Za bilet na bal trzeba było zapłacić w tym roku 600 zł. Atrakcją wieczoru był brytyjski zespół Smokie i wytworne menu przygotowane przez kilka krakowskich restauracji.
Tuż po północy ogłoszono, kto otrzymał przyznawany corocznie tytuł Krakowianina Roku. W tym roku uhonorowano Andrzeja Wajdę i prof. Jerzego Armatę. Dołączyli oni do szacownego grona z poprzednich lat, tworzonego m. in. przez Wisławę Szymborską, Jerzego Stuhra i ks. Józefa Tischnera. "Moje serce bije dla Krakowa" - przekonywał z telebimu Andrzej Wajda, który nie mógł osobiście odebrać honorowego dyplomu. - To nagroda za wzruszenia, jakich dostarcza nam swoimi filmami - uzasadniała swoją decyzję kapituła przyznająca tytuły Krakowianina Roku. Prof. Jerzy Armata, hematolog, dziękując za wyróżnienie, życzył wszystkim "wielu szczęśliwych dni w długim życiu", zaś członkowie kapituły przypominali zasługi i oddanie profesora w ratowaniu życia małym pacjentom.
- W tym roku z pieniędzy zebranych na balu kupimy na pewno respirator i kardiomonitor na potrzeby oddziału dziecięcego w szpitalu im. Narutowicza - zapewniał Krzysztof Smolarski, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego. Prawdziwym przebojem okazała się aukcja. Ze sprzedaży przedmiotów wystawionych na licytację uzyskano 65 tys. zł. Najbardziej zaciętą walkę stoczono o "Ikonę" Jerzego Nowosielskiego, którą kupił jeden z banków za 19 tys. zł. Cenę 800 zł osiągnęły kolczyki Hillary Clinton. Dar tygodnika "Wprost", pióro wieczne firmy Kaweco z kolekcji redaktora Marka Króla, sprzedano za 2 tys. zł. Jak zwykle emocjonująca była walka o nabycie ciupagi ks. Józefa Tischnera. W tym roku uzyskano za nią 4 tys. zł. Ciupaga licytowana jest już po raz siódmy. - Zwyczajem jest, że osoby, które ją kupują, przeznaczają ją do ponownej licytacji za rok - wyjaśnia Andrzej Starmach.
Spory zysk przynosi też sprzedaż biletów. Aby dostać się na bal, trzeba mieć zaproszenie od prezydenta miasta i wykupić bilet za 600 zł. Ci, którzy nie mają takiego zaproszenia, muszą za wstęp zapłacić 10 tys. zł. Bal organizowany jest w Pałacu Wielopolskich, który dziś pełni funkcję krakowskiego magistratu. Na czas zabawy sala obrad zamienia się w salę balową, a pomieszczenia, gdzie obradują komisje rady miasta, stają się salami restauracyjnymi. Na tegoroczny bal piosenkę przygotował Andrzej Sikorowski. Najwięcej braw zebrała grupa Smokie, która bawiła gości przez kilka godzin. Na parkiecie - jak zwykle na krakowskim balu - szaleli profesorowie krakowskich uczelni, wśród nich państwo Dziatkowiakowie, uważani za doskonałą parę taneczną.
Większość gości w przerwach między tańcami wędrowała po salach, próbując niezliczonej wręcz ilości przysmaków. Atrakcjami kulinarnymi stały się konger, nazywany też wężem morskim, homary Maria Antonina, udziec cielęcy Ferdynanda Dobrotliwego. Restauracja Pod Aniołami postanowiła przypomnieć czasy siermiężnego socjalizmu i na stołach pojawiły się tam kiełbasy, galarety i kaszanki. Scenografię wypełniały hasła znane z dawnych lat, takie jak: "Alkohol sprzedajemy od 13" czy "Klucz od WC w bufecie", a całości dopełniały rzędy butelek z octem spirytusowym i deklaracje miłości politycznej w stylu "kocham Józefa Stalina". Galaretę polaną octem można było przepić kieliszkiem siwuchy lub śliwowicy łąckiej (produkowanej nadal nielegalnie). Panie najchętniej zaglądały do sali ze słodkościami, gdzie największym wzięciem cieszyły się kremówki papieskie i truskawki w czekoladzie.
- Od przyszłego roku zamierzamy z zysków z każdego balu budować co roku rodzinny dom dziecka - deklaruje Krzysztof Smolarski. Już teraz organizatorzy balu prowadzą rozmowy w sprawie lokalizacji pierwszego z nich.
Tuż po północy ogłoszono, kto otrzymał przyznawany corocznie tytuł Krakowianina Roku. W tym roku uhonorowano Andrzeja Wajdę i prof. Jerzego Armatę. Dołączyli oni do szacownego grona z poprzednich lat, tworzonego m. in. przez Wisławę Szymborską, Jerzego Stuhra i ks. Józefa Tischnera. "Moje serce bije dla Krakowa" - przekonywał z telebimu Andrzej Wajda, który nie mógł osobiście odebrać honorowego dyplomu. - To nagroda za wzruszenia, jakich dostarcza nam swoimi filmami - uzasadniała swoją decyzję kapituła przyznająca tytuły Krakowianina Roku. Prof. Jerzy Armata, hematolog, dziękując za wyróżnienie, życzył wszystkim "wielu szczęśliwych dni w długim życiu", zaś członkowie kapituły przypominali zasługi i oddanie profesora w ratowaniu życia małym pacjentom.
- W tym roku z pieniędzy zebranych na balu kupimy na pewno respirator i kardiomonitor na potrzeby oddziału dziecięcego w szpitalu im. Narutowicza - zapewniał Krzysztof Smolarski, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego. Prawdziwym przebojem okazała się aukcja. Ze sprzedaży przedmiotów wystawionych na licytację uzyskano 65 tys. zł. Najbardziej zaciętą walkę stoczono o "Ikonę" Jerzego Nowosielskiego, którą kupił jeden z banków za 19 tys. zł. Cenę 800 zł osiągnęły kolczyki Hillary Clinton. Dar tygodnika "Wprost", pióro wieczne firmy Kaweco z kolekcji redaktora Marka Króla, sprzedano za 2 tys. zł. Jak zwykle emocjonująca była walka o nabycie ciupagi ks. Józefa Tischnera. W tym roku uzyskano za nią 4 tys. zł. Ciupaga licytowana jest już po raz siódmy. - Zwyczajem jest, że osoby, które ją kupują, przeznaczają ją do ponownej licytacji za rok - wyjaśnia Andrzej Starmach.
Spory zysk przynosi też sprzedaż biletów. Aby dostać się na bal, trzeba mieć zaproszenie od prezydenta miasta i wykupić bilet za 600 zł. Ci, którzy nie mają takiego zaproszenia, muszą za wstęp zapłacić 10 tys. zł. Bal organizowany jest w Pałacu Wielopolskich, który dziś pełni funkcję krakowskiego magistratu. Na czas zabawy sala obrad zamienia się w salę balową, a pomieszczenia, gdzie obradują komisje rady miasta, stają się salami restauracyjnymi. Na tegoroczny bal piosenkę przygotował Andrzej Sikorowski. Najwięcej braw zebrała grupa Smokie, która bawiła gości przez kilka godzin. Na parkiecie - jak zwykle na krakowskim balu - szaleli profesorowie krakowskich uczelni, wśród nich państwo Dziatkowiakowie, uważani za doskonałą parę taneczną.
Większość gości w przerwach między tańcami wędrowała po salach, próbując niezliczonej wręcz ilości przysmaków. Atrakcjami kulinarnymi stały się konger, nazywany też wężem morskim, homary Maria Antonina, udziec cielęcy Ferdynanda Dobrotliwego. Restauracja Pod Aniołami postanowiła przypomnieć czasy siermiężnego socjalizmu i na stołach pojawiły się tam kiełbasy, galarety i kaszanki. Scenografię wypełniały hasła znane z dawnych lat, takie jak: "Alkohol sprzedajemy od 13" czy "Klucz od WC w bufecie", a całości dopełniały rzędy butelek z octem spirytusowym i deklaracje miłości politycznej w stylu "kocham Józefa Stalina". Galaretę polaną octem można było przepić kieliszkiem siwuchy lub śliwowicy łąckiej (produkowanej nadal nielegalnie). Panie najchętniej zaglądały do sali ze słodkościami, gdzie największym wzięciem cieszyły się kremówki papieskie i truskawki w czekoladzie.
- Od przyszłego roku zamierzamy z zysków z każdego balu budować co roku rodzinny dom dziecka - deklaruje Krzysztof Smolarski. Już teraz organizatorzy balu prowadzą rozmowy w sprawie lokalizacji pierwszego z nich.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.