Prokuratura wojskowa oskarżyła pilota ppłk. Marka Miłosza o nieumyślne spowodowanie katastrofy śmigłowca w 2003 r., na pokładzie którego był ówczesny premier Leszek Miller.
Miłoszowi grozi do 8 lat więzienia.
Śmigłowiec Mi-8 rozbił się po awarii obu silników w pobliżu Piaseczna pod Warszawą.
"Akt oskarżenia wobec ppłk. Marka M. wysłaliśmy już do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie" - powiedział rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie mjr Ireneusz Szeląg. Cześć akt sprawy jest niejawna.
Miłosz jest oskarżony o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa powstania katastrofy oraz o nieumyślne spowodowanie samej katastrofy. Miłosz przyznał się do zarzutu i złożył wyjaśnienia. Wciąż odbywa on loty w specjalnym pułku lotniczym, którego maszynami latają m. in. członkowie rządu.
Śledztwo w całej sprawie zamknięto 27 listopada. Prokuratura informowała wtedy, że w ciągu najbliższych dni zdecyduje, czy oskarżyć pilota, czy też umorzyć całą sprawę. "O oskarżeniu zdecydowała wnikliwa analiza materiału dowodowego" - powiedział Szeląg.
W maju tego roku WPO wznowiła śledztwo - do tego czasu prokuratura czekała na dostarczenie przez biegłych analizy obrażeń, jakich doznali uczestnicy wypadku. Od tego, czy ich uszczerbek na zdrowiu był lekki czy ciężki, zależała kwalifikacja prawna czynu zarzucanego Miłoszowi. Ostateczna ocena obrażeń zmieniła jedynie nieznacznie opis czynu Miłosza, ale nie jego kwalifikację.
Zarzut postawiono pilotowi w 2004 r. "Nie komentuję orzeczeń sądów ani prokuratury, mogę tylko powiedzieć, że chętnie będę dalej podróżował z panem majorem Miłoszem. Mam do niego zaufanie. Nigdy nie zapomnę, że uratował mi życie" - komentował wtedy Miller, który w wypadku doznał uszkodzenia dwóch kręgów piersiowych. Premier spędził w szpitalu w sumie sześć tygodni z przerwami.
Także w piątek b. premier Leszek Miller powiedział, że dla niego decyzja prokuratury jest zaskoczeniem. "Trudno założyć, że pułkownik Miłosz chciał nas wszystkich zabić, łącznie ze swoją osobą" - powiedział Miller.
Jak podkreślił, "na zawsze zachowa w pamięci wdzięczność" dla Miłosza, który "w ekstremalnej sytuacji potrafił wykonać manewr, który ocalił życie jemu i innym pasażerom. "Niezależnie od tego, co dalej będzie się dziać z tym oskarżeniem, jakie będą postanowienia sądu, to nigdy nie zapomnę, że pułkownik Miłosz ocalił życie mi i moim współpracownikom, którzy byli na pokładzie".
W grudniu 2003 r. śmigłowiec rosyjskiej konstrukcji Mi-8 rozbił się po awarii obu silników w pobliżu Piaseczna pod Warszawą. Tylko brawurowy manewr pilota, który z wyłączonymi silnikami wylądował w lesie, omijając pobliskie domy, nie doprowadził do większej tragedii. Nawet doświadczeni piloci podkreślali opanowanie i klasę Miłosza. Gdyby jednak kilkanaście minut wcześniej pilot włączył instalację likwidującą oblodzenie, prawdopodobnie nie doszłoby do awarii silników.
Według komisji, która badała wypadek, pilot popełnił niezawiniony błąd, gdy wchodząc maszyną w chmury, gdzie było oblodzenie, nie włączył ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silnika. Równocześnie podkreślono, że piloci nie mieli danych wskazujących na możliwość oblodzenia. Ta niewiedza co do warunków meteorologicznych - zdaniem komisji - usprawiedliwia pilota, który miał "fałszywy obraz pogody".
W wypadku ucierpieli Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa.
pap, ss, ab
Śmigłowiec Mi-8 rozbił się po awarii obu silników w pobliżu Piaseczna pod Warszawą.
"Akt oskarżenia wobec ppłk. Marka M. wysłaliśmy już do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie" - powiedział rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie mjr Ireneusz Szeląg. Cześć akt sprawy jest niejawna.
Miłosz jest oskarżony o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa powstania katastrofy oraz o nieumyślne spowodowanie samej katastrofy. Miłosz przyznał się do zarzutu i złożył wyjaśnienia. Wciąż odbywa on loty w specjalnym pułku lotniczym, którego maszynami latają m. in. członkowie rządu.
Śledztwo w całej sprawie zamknięto 27 listopada. Prokuratura informowała wtedy, że w ciągu najbliższych dni zdecyduje, czy oskarżyć pilota, czy też umorzyć całą sprawę. "O oskarżeniu zdecydowała wnikliwa analiza materiału dowodowego" - powiedział Szeląg.
W maju tego roku WPO wznowiła śledztwo - do tego czasu prokuratura czekała na dostarczenie przez biegłych analizy obrażeń, jakich doznali uczestnicy wypadku. Od tego, czy ich uszczerbek na zdrowiu był lekki czy ciężki, zależała kwalifikacja prawna czynu zarzucanego Miłoszowi. Ostateczna ocena obrażeń zmieniła jedynie nieznacznie opis czynu Miłosza, ale nie jego kwalifikację.
Zarzut postawiono pilotowi w 2004 r. "Nie komentuję orzeczeń sądów ani prokuratury, mogę tylko powiedzieć, że chętnie będę dalej podróżował z panem majorem Miłoszem. Mam do niego zaufanie. Nigdy nie zapomnę, że uratował mi życie" - komentował wtedy Miller, który w wypadku doznał uszkodzenia dwóch kręgów piersiowych. Premier spędził w szpitalu w sumie sześć tygodni z przerwami.
Także w piątek b. premier Leszek Miller powiedział, że dla niego decyzja prokuratury jest zaskoczeniem. "Trudno założyć, że pułkownik Miłosz chciał nas wszystkich zabić, łącznie ze swoją osobą" - powiedział Miller.
Jak podkreślił, "na zawsze zachowa w pamięci wdzięczność" dla Miłosza, który "w ekstremalnej sytuacji potrafił wykonać manewr, który ocalił życie jemu i innym pasażerom. "Niezależnie od tego, co dalej będzie się dziać z tym oskarżeniem, jakie będą postanowienia sądu, to nigdy nie zapomnę, że pułkownik Miłosz ocalił życie mi i moim współpracownikom, którzy byli na pokładzie".
W grudniu 2003 r. śmigłowiec rosyjskiej konstrukcji Mi-8 rozbił się po awarii obu silników w pobliżu Piaseczna pod Warszawą. Tylko brawurowy manewr pilota, który z wyłączonymi silnikami wylądował w lesie, omijając pobliskie domy, nie doprowadził do większej tragedii. Nawet doświadczeni piloci podkreślali opanowanie i klasę Miłosza. Gdyby jednak kilkanaście minut wcześniej pilot włączył instalację likwidującą oblodzenie, prawdopodobnie nie doszłoby do awarii silników.
Według komisji, która badała wypadek, pilot popełnił niezawiniony błąd, gdy wchodząc maszyną w chmury, gdzie było oblodzenie, nie włączył ręcznego trybu ogrzewania wlotów powietrza do silnika. Równocześnie podkreślono, że piloci nie mieli danych wskazujących na możliwość oblodzenia. Ta niewiedza co do warunków meteorologicznych - zdaniem komisji - usprawiedliwia pilota, który miał "fałszywy obraz pogody".
W wypadku ucierpieli Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów Biura Ochrony Rządu, trzech pilotów i stewardesa.
pap, ss, ab