Umorzeniem zakończyło się prowadzone przez krakowską prokuraturę śledztwo w sprawie prowizorycznego gazociągu, zbudowanego na krakowskim osiedlu Bielany.
Na podstawie szczegółowej opinii biegłego prokuratura uznała, że instalacja została założona w stanie tzw. wyższej konieczności i była eksploatowana prawidłowo, co nie groziło bezpośrednim niebezpieczeństwem wybuchu.
Prasa wiązała zbudowanie gazociągu z interwencją mieszkającego na tym osiedlu ministra - koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna.
Prokuratura zaprzecza temu. Wyjaśnia, że minister, który korzysta z innej sieci przesyłowej, nie interweniował w tej sprawie, a prowizoryczny gazociąg nie przebiegał nawet w pobliżu jego domu.
Prowizoryczny gazociąg na Bielanach został zbudowany w styczniu tego roku, kiedy temperatury w Krakowie sięgały poniżej minus 20 stopni Celsjusza. Rura licząca 1600 metrów została położona częściowo na gruncie, a w części podwieszona na słupkach i ogrodzeniach.
Według "Gazety Wyborczej", która pisała o sprawie, gazownia zdecydowała się na to rozwiązanie po interwencji Wassermanna, którego dom stoi na Bielanach. Gazeta podała, że minister dzwonił w tej sprawie do centrum zarządzania kryzysowego. W oświadczeniu przekazanym PAP Wassermann napisał, że nie interweniował w sprawie instalacji gazowej.
Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie po zawiadomieniu złożonym przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o popełnieniu przestępstwa samowoli budowlanej przez Zakład Gazowniczy w Krakowie. Dotyczyło ono naruszenia prawa budowlanego i spowodowania zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców.
Jak ustaliła prokuratura, prowizoryczny gazociąg zamontowano w nocy 24 stycznia i działał on tylko 15 godzin. Montażem gazociągu zajmowały się odpowiednie służby, a jego funkcjonowanie było monitorowane. Według opinii biegłego, nie zachodziło żadne niebezpieczeństwo wybuchu.
Założenie gazociągu wynikało natomiast z wadliwie zbudowanej sieci gazowej między Kryspinowem a Bielanami i miało zapobiec realnemu zagrożeniu życia i zdrowia mieszkańców, którym z powodu niskiego ciśnienia pękały kaloryfery i wybuchały instalacje grzewcze. "To był horror" - tak wiceszef krakowskiej prokuratury okręgowej Krzysztof Urbaniak określa nagrania rozmów mieszkańców interweniujących w tym czasie w wojewódzkim sztabie kryzysowym.
Na tej podstawie prokuratura uznała, że instalacja gazociągu odbyła się w wyniku tzw. stanu wyższej konieczności i umorzyła śledztwo. Podjęła także interwencję w sprawie nieprawidłowości stwierdzonych w budowie sieci gazowej.
W materiałach śledztwa znajdują się listy od radnych i mieszkańców osiedla Bielany. 160 osób napisało, że gazownia działała w stanie wyższej konieczności, ponieważ brak gazu w sieci przy temperaturze minus 27 stopni Celsjusza mógł doprowadzić do zagrożenia ich życia i zdrowia. Mieszkańcy wyrazili także oburzenie faktem, że do sprawy włącza się ministra Wassermanna, który nie miał z nią związku. Minister Wassermann interweniował bowiem w wojewódzkim sztabie kryzysowym 28 stycznia, czyli kilka dni po instalacji gazociągu, ale w sprawie prądu. Interwencji ministra w sprawie gazu nie odnotowano.
pap, ss
Prasa wiązała zbudowanie gazociągu z interwencją mieszkającego na tym osiedlu ministra - koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna.
Prokuratura zaprzecza temu. Wyjaśnia, że minister, który korzysta z innej sieci przesyłowej, nie interweniował w tej sprawie, a prowizoryczny gazociąg nie przebiegał nawet w pobliżu jego domu.
Prowizoryczny gazociąg na Bielanach został zbudowany w styczniu tego roku, kiedy temperatury w Krakowie sięgały poniżej minus 20 stopni Celsjusza. Rura licząca 1600 metrów została położona częściowo na gruncie, a w części podwieszona na słupkach i ogrodzeniach.
Według "Gazety Wyborczej", która pisała o sprawie, gazownia zdecydowała się na to rozwiązanie po interwencji Wassermanna, którego dom stoi na Bielanach. Gazeta podała, że minister dzwonił w tej sprawie do centrum zarządzania kryzysowego. W oświadczeniu przekazanym PAP Wassermann napisał, że nie interweniował w sprawie instalacji gazowej.
Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie po zawiadomieniu złożonym przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o popełnieniu przestępstwa samowoli budowlanej przez Zakład Gazowniczy w Krakowie. Dotyczyło ono naruszenia prawa budowlanego i spowodowania zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców.
Jak ustaliła prokuratura, prowizoryczny gazociąg zamontowano w nocy 24 stycznia i działał on tylko 15 godzin. Montażem gazociągu zajmowały się odpowiednie służby, a jego funkcjonowanie było monitorowane. Według opinii biegłego, nie zachodziło żadne niebezpieczeństwo wybuchu.
Założenie gazociągu wynikało natomiast z wadliwie zbudowanej sieci gazowej między Kryspinowem a Bielanami i miało zapobiec realnemu zagrożeniu życia i zdrowia mieszkańców, którym z powodu niskiego ciśnienia pękały kaloryfery i wybuchały instalacje grzewcze. "To był horror" - tak wiceszef krakowskiej prokuratury okręgowej Krzysztof Urbaniak określa nagrania rozmów mieszkańców interweniujących w tym czasie w wojewódzkim sztabie kryzysowym.
Na tej podstawie prokuratura uznała, że instalacja gazociągu odbyła się w wyniku tzw. stanu wyższej konieczności i umorzyła śledztwo. Podjęła także interwencję w sprawie nieprawidłowości stwierdzonych w budowie sieci gazowej.
W materiałach śledztwa znajdują się listy od radnych i mieszkańców osiedla Bielany. 160 osób napisało, że gazownia działała w stanie wyższej konieczności, ponieważ brak gazu w sieci przy temperaturze minus 27 stopni Celsjusza mógł doprowadzić do zagrożenia ich życia i zdrowia. Mieszkańcy wyrazili także oburzenie faktem, że do sprawy włącza się ministra Wassermanna, który nie miał z nią związku. Minister Wassermann interweniował bowiem w wojewódzkim sztabie kryzysowym 28 stycznia, czyli kilka dni po instalacji gazociągu, ale w sprawie prądu. Interwencji ministra w sprawie gazu nie odnotowano.
pap, ss