W ubiegłym tygodniu "Dziennik" napisał, że Surmacz wysłał policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem koleżanki z rządu. Policjanci z prowiantem czekali na głodną Rafalską na peronie. Surmacz zadzwonił wcześniej do oficera dyżurnego komisariatu kolejowego we Wrocławiu i zamówił jedzenie z baru szybkiej obsługi.
Surmacz tłumaczył, że zrobił to w "odruchu ludzkiego współczucia" i w podobnej sytuacji znów postąpiłby tak samo. Wyjaśniał, że telefonicznie dowiedział się od wiceminister pracy Elżbiety Rafalskiej, że jest ona od wczesnego rana w podróży, zgłodniała i marznie w pociągu. Surmacz powiedział, że zadzwonił na komisariat z prośbą o dostarczenie na peron wrocławskiego dworca hamburgerów dla niej i zrobił to z własnej inicjatywy, nie na prośbę koleżanki. Według Surmacza, była to "zwykła ludzka grzeczność".
"Myślę, że mój kolega z rządu widząc, że jestem cały dzień w drodze, chciał mi po prostu po ludzku pomóc" - wyjaśniała Rafalska. W jej ocenie policjanci nie zeszli z posterunku, ponieważ wszystko działo się na peronie.
W biurze prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu poinformowano, że policja nie będzie tej sprawy komentować. Nieoficjalnie wiadomo, że komendant wojewódzki nie będzie wszczynał postępowania dyscyplinarnego w tej sprawie.
ac, pap