W środę sąd - w przerwie między przesłuchaniem kolejnych świadków - dokonał tzw. zaliczenia akt do materiału dowodowego. Jest to ostatnia czynność przed zamknięciem przewodu sądowego (do przesłuchania pozostało już niewielu świadków).
"Sąd wykorzystuje po prostu wolną chwilę w procesie" - mówił obrońca Lesiaka mec. Przemysław Iwan, według którego proces jeszcze trochę potrwa. Spytany, czy będzie chciał powołania nowych świadków, odparł, że "jest na razie za wcześnie, by to przesądzać". Nowych świadków nie przewiduje zaś prokurator Renata Zielińska, według której proces mógłby skończyć się w styczniu 2007 r.
Karalność czynu Lesiaka przedawnia się w marcu 2007 r. Sąd wyznacza częste terminy rozpraw, na które wzywa licznych świadków. Kolejne rozprawy odbędą się 28 grudnia i 5 stycznia.
Ingerencja służb specjalnych w latach 90. dokonywała się "dość głęboko", w obszary otoczenia kierownictw partii politycznych - powiedział dziennikarzom wicepremier i szef MSWiA Ludwik Dorn, który zeznawał w środę. 52-letni Dorn dodał, że osobiście nie miał w latach 90. wrażenia, że jest inwigilowany, ale jako wiceprezes PC miał razem z innymi członkami kierownictwa partii poczucie, że jego partia była inwigilowana i rozbijana.
Według Dorna, sprawa Lesiaka "powinna wstrząsnąć, a nie wstrząsnęła" opinią publiczną, środowiskiem dziennikarskim i politycznym. Zaznaczył, że dla partii, w których "funkcjonują osoby bezpośrednio zaangażowane w inwigilację", nie stała się żadnym impulsem do samooczyszczenia. "Prawda nie zawsze wyzwala" - dodał w rozmowie z dziennikarzami.
Pytany przez PAP, czy o inwigilacji wiedział ówczesny prezydent Lech Wałęsa, Dorn odparł, że "eksprezydenta interesowały bardziej efekty niż sam przebieg działań". Jednocześnie podkreślił, że Jan Maria Rokita tylko "mógł wiedzieć" o inwigilacji, a "czy wiedział, to zależy od badań aktowych i zeznań świadków".
Zeznając przed sądem Dorn podkreślił, że jego wiedza o sprawie ma charakter pośredni, a nie źródłowy. Dodał, że Jarosław Kaczyński mówił mu po zapoznaniu się z aktami sprawy pod koniec lat 90., iż potwierdzają one "hipotezę o poważnych aktywach służb specjalnych w środowisku dziennikarskim". Według Dorna, PC podejrzewało też, że mają one w Sejmie podsłuch. Lesiak oświadczył na to, że "nic nie wie o podsłuchach w klubach parlamentarnych".
Dorn mówił także, że jeden z ludzi zespołu Lesiaka Andrzej Dunajko pod koniec lat 90. był doradcą Wojciecha Brochwicza, wiceszefa MSWiA w rządzie Jerzego Buzka. Zeznał, że gdy spytał wtedy o to wiceministra, uzyskał odpowiedź, że "służba w UOP to powód do dumy".
Kolejnym świadkiem był b. poseł SLD Jerzy Dziewulski, który potwierdził przed sądem swoje zeznania ze śledztwa wszczętego po ujawnieniu w 1997 r. sprawy inwigilacji partii. Dziewulski powiedział, że co najmniej na rok przed ujawnieniem inwigilacji, nawiązał z nim kontakt funkcjonariusz UOP, który przekazywał mu informacje o sprawach, które "nie dotyczyły normalnej, systematycznej działalności UOP". Od niego Dziewulski dowiedział się, że w 1992 r. w wydziale techniki operacyjnej UOP spreparowano dwie "lojalki" Jarosława Kaczyńskiego - jedną, że będzie on respektował prawo stanu wojennego i drugą, że nie będzie współpracował z władzą. Celu sporządzenia tej drugiej "lojalki" informator Dziewulskiego nie znał.
Dziewulski mówił, że sfabrykowaną deklarację lojalności J. Kaczyńskiego dostarczył tygodnikowi "Nie" funkcjonariusz zwolniony z UOP za spowodowanie wypadku po pijanemu. Według byłego posła SLD, wyrzucony funkcjonariusz mógł chcieć zrobić na złość UOP "być może wiedząc, że to fałszywka".
Dziewulski zaznaczył, że w rozmowie o "lojalce" i w rozmowach o innych konkretnych sprawach nie padło nazwisko Lesiaka. Pojawiało się ono - dodał - jako nazwisko znaczącej osoby w UOP. Ponieważ Dziewulski wymieniał nazwiska funkcjonariuszy pracujących w latach 90., sąd utajnił część rozprawy.
W środę miał też zeznawać szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysław Gosiewski, ale przysłał rano faks, że stawiennictwo uniemożliwiają mu "wcześniej zaplanowane obowiązki, których nie mógł przesunąć". Sąd wezwał go na 5 stycznia.
W trwającym od września procesie 61-letni Lesiak - któremu grozi do trzech lat więzienia - nie przyznaje się do winy. Jest jedynym oskarżonym w sprawie inwigilacji przez UOP w latach 1991-1997 polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej. Prokuratura zarzuca Lesiakowi przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań. Sprawa przedawnia się w marcu 2007 r.
Materiały sprawy inwigilacji znaleziono w szafie Lesiaka, co ujawnił w 1997 r. na krótko przed wyborami parlamentarnymi koordynator służb specjalnych z SLD Zbigniew Siemiątkowski. W doniesieniu do prokuratury ówczesny szef UOP Andrzej Kapkowski pisał, że w sprawie - oprócz Lesiaka - powinni odpowiadać także szef UOP Jerzy Konieczny i szef MSW Andrzej Milczanowski. Ich sprawę prokuratura umorzyła w 2002 r. z powodu przedawnienia.
ab, pap