W opinii Gosiewskiego, "mamy do czynienia z wielką tragedią", bo abp Wielgus jest także cenioną postacią świata nauki i uznanym autorytetem. "W PRL życiorysy były bardzo trudne. Zabrakło mi tego, że gdy sprawa stała się publiczna, nie padło słowo +przepraszam+" - mówił minister. Dodał, że mimo iż to słowo nie padło, to właśnie za przeprosiny uznał piątkową odezwę hierarchy wyrażającego skruchę, proszącego o przebaczenie i o przyjęcie go w Archidiecezji.
Szczygło podkreślał, że Konkordat między Polską a Stolicą Apostolską podkreśla rozdzielność państwa od Kościoła, a obsada biskupich urzędów to autonomiczna decyzja Watykanu. "To zdarzenie paradoksalnie może pokazać, jak trudna była przeszłość w PRL. (...) Ten bardzo szeroki przekaz medialny może uświadomić Polakom jak było naprawdę i to może być ozdrowieńcze" - powiedział.
Według Komorowskiego w całej sprawie, którą uznaje on za "temat przykry i smutny dla każdego Polaka czującego się cząstką Kościoła", nastąpił "bardzo poważny krok naprzód, oczekiwany przez ogromną część społeczeństwa", gdy arcybiskup wydał piątkową odezwę. Komorowski uważa zarazem, że w czasie niedzielnego ingresu do Archikatedry Warszawskiej, nowy metropolita powinien skorzystać ze znanej w polskim kościele "publicznej spowiedzi".
Maksymiuk podkreślał zaś, że w Polsce osoby duchowne - i to każdego wyznania - nie podlegają ustawie lustracyjnej. "Ujawnianie dokumentów o osobach nie podlegających lustracji jest sprzeczne z prawem" - dodał oceniając, że w sprawie abp. Wielgusa mieliśmy do czynienia z "dziką lustracją", bo jest to sprawa w pierwszej kolejności dla kościelnych komisji.
Z opinią o "dzikiej lustracji" zgodził się Szmajdziński. Podkreślił, że papież Benedykt XVI już raz poparł abp. Wielgusa, gdy po ogłoszeniu tej nominacji pojawiły się pierwsze doniesienia na temat nowego metropolity, i nadal papież swoją decyzję podtrzymuje. "Administracja watykańska słynie w świecie ze swej organizacji" - dodał.
Sawicki uważa natomiast, że w tej sprawie "media brylują w biciu się w cudze piersi i szukaniu win u innych, a niedługo może się okazać, że niektórzy dziennikarze mają podobne problemy jak abp Wielgus". Poseł PSL uznał, że należy wyjaśnić, czy księdzu Wielgusowi układającemu się z tajnymi służbami PRL chodziło o "małostkową chęć robienia kariery", czy też robił to za wiedzą i zgodą swych duchownych zwierzchników.
pap, ss