Bush zmieni strategię w Iraku

Bush zmieni strategię w Iraku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent USA George W. Bush ogłosił w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego zmianę strategii w Iraku oraz wysłanie tam uzupełniającego kontyngentu wojskowego, mającego zwiększyć bezpieczeństwo tego kraju.
Sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała w Kongresie, że Stany Zjednoczone nie przewidują zwiększenia liczby żołnierzy innych państw sojuszniczych, w tym Polski.

Plan z rezerwą przyjęli amerykańscy Demokraci i większość rządów w Europie, a wielu komentatorów, podobnie jak zwykli Irakijczycy, wyraziło wątpliwość w jego powodzenie.

W telewizyjnym przemówieniu prezydent Bush po raz pierwszy przyznał, że jego administracja popełniła w Iraku błędy, za które - jak powiedział - odpowiedzialność spoczywa tylko na nim. Zdaniem Busha, dodatkowe 20 tysięcy żołnierzy doprowadzi do ograniczenia przemocy głównie w Bagdadzie i okolicach, gdzie sytuacja pod względem bezpieczeństwa jest najgorsza.

Bush zapowiedział też przyspieszenie szkolenia armii i policji irackiej. Ogłosił ponadto nasilenie ofensywy dyplomatycznej na Bliskim Wschodzie, mającej przekonać arabskie kraje regionu, aby poparły wysiłki USA w Iraku.

W czasie wystąpienia Busha i później pod Białym Domem demonstrowali przeciwnicy amerykańskiej operacji w Iraku.

Przemówienie spotkało się też z ostrą krytyką amerykańskich Demokratów i sceptycznymi reakcjami niezależnych ekspertów. Według nich, eskalacja działań militarnych nic nie zmieni, ponieważ w Iraku faktycznie toczy się wojna domowa. Kluczem do jej zakończenia są rozwiązania polityczne, których wybór należy do samych Irakijczyków.

Komentatorzy zwracają uwagę, że plan Busha, sprowadzający się do eskalacji wojny, idzie pod prąd opinii w USA. Według sondaży, tylko od 12 do 19 proc. Amerykanów popiera zwiększanie liczby wojsk w Iraku.

W oficjalnej replice opozycji, lider demokratycznej większości w Senacie USA Richard Durbin zarzucił Bushowi, że decydując się na zwiększenie wojsk w Iraku wybrał "błędny kierunek" i zauważył, że nadszedł czas, aby zacząć wycofywanie amerykańskich oddziałów z Iraku.

Sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała w Kongresie, że Stany Zjednoczone nie przewidują zwiększenia liczby wojsk innych państw w Iraku. Szefowa amerykańskiej dyplomacji wystąpiła przed Komisją Spraw Zagranicznych Senatu. O wojska państw sojuszniczych - Wielkiej Brytanii, Australii, Korei Południowej i Polski - pytał republikański senator Chuck Hagel.

Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Margaret Beckett zdystansowała się od stanowiska Waszyngtonu i oświadczyła, że Londyn "nie ma zamiaru wysyłać większej liczby żołnierzy" do Iraku. Dodała, że jej kraj nadal będzie "stopniowo" dążył do przekazania odpowiedzialności za bezpieczeństwo władzom w Bagdadzie.

Szef MSZ Francji Philippe Douste-Blazy oświadczył, że do rozwiązania kwestii irackiej potrzebne są środki wykraczające poza zwiększenie liczby wojsk. Jego zdaniem konieczny jest "udział wszystkich sił obywatelskich, politycznych i religijnych w życiu irackiego społeczeństwa".

Przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji Władimir Szamanow powiedział, że dodatkowa liczba żołnierzy USA "nie będzie w stanie radykalnie zmienić sytuacji, aby zagwarantować pokój i bezpieczeństwo" Irakowi.

Zmianę strategii z zadowoleniem przyjął natomiast rząd w Bagdadzie i amerykańscy Republikanie, m.in. senator John MacCain, który opowiada się za wysłaniem do Iraku jeszcze większej liczby wojsk. Nowy plan poparli też sojusznicy Ameryki w Azji i Australii.

"Ten plan niesie nadzieję" - powiedział doradca irackiego premiera Nuriego al-Malikiego, Bassem Ridha. Podkreślił jednak, że rząd odziedziczył kraj zniszczony przez reżim Saddama Husajna. "Stanęliśmy w obliczu przemocy na tle wyznaniowym, która jest główną przeszkodą do przezwyciężenia. Nie jest łatwo zapewnić bezpieczeństwo w takich warunkach" - zaznaczył Ridha.

Korea Południowa, Japonia i Australia obiecały dalsze wsparcie dla amerykańskich działań. Australijski premier John Howard uznał plan Busha za "bardzo jasny, spokojny i przede wszystkim realistyczny". Podobne stanowisko wyraził szef dyplomacji Japonii Taro Aso.

pap, ss, ab