To nie jest zwykła książka, ale edytorski smakołyk nad smakołykami. Robert Makłowicz i i Stanisław Mancewicz zaproponowali nam pyszną zabawę: wydali "przewodnik subiektywny" zatytułowany "Zjeść Kraków".
Książka
To nie jest zwykła książka, ale edytorski smakołyk nad smakołykami. Robert Makłowicz i Stanisław Mancewicz zaproponowali nam pyszną zabawę: wydali "przewodnik subiektywny" zatytułowany "Zjeść Kraków". Mnóstwo świetnych, przezabawnych rysunków Andrzeja Zaręby oraz pomysłowy graficzny układ tekstów współtworzą niebanalny urok tej książki. Można pogratulować wydawnictwu Znak tak oryginalnej, "wypieszczonej" pozycji, na którą na pewno rzucą się wielbiciele jedzenia, picia, dowcipu i cyganeryjnego, krakowskiego stylu. Autorzy oprowadzają czytelników po restauracjach, kawiarniach, znanych i nie znanych piwnicach, zaułkach, wytwornych hotelach i artystycznych dziuplach. Rozprawiają przy tym o historii miasta, specyfice krakowskiego języka, wyobraźni, obyczaju, humorze, magicznym klimacie miasta i jego uroku. Wszystko to jest konkretne, dokładne, instruktywne. Dołączono nawet mapkę miejsc, w których można zjeść smacznie i poczuć się miło.
Helena Zaworska
Wydarzenia - POLSKA
Na pytanie, dlaczego właśnie Sinfonia Varsovia, José Cura odpowiada: "A dlaczego nie? Są rzeczy, których się nie wybiera, jak miłość od pierwszego wejrzenia". Wybitny tenor argentyński u szczytu kariery, znany publiczności całego świata m.in. z roli Alfreda w zeszłorocznym wystawieniu "Traviaty", transmitowanym na żywo przez telewizję, ma zostać głównym dyrygentem gościnnym Sinfonii Varsovia, czyli - w sensie artystycznym - sukcesorem zmarłego dwa lata temu lorda Yehudiego Menuhina. José Cura pierwszy raz spotkał się z zespołem w zeszłym roku przy okazji występu z sopranistką Ewą Małas-Godlewską w Teatrze Wielkim. Podczas koncertu oprócz umiejętności wokalnych miał okazję ujawnić też dyrygenckie. Już pierwszy kontakt zafrapował obie strony. Cura czuje się bardziej dyrygentem niż śpiewakiem: dyrygenturę uprawiał od piętnastego roku życia, a słynnym tenorem - jak twierdzi - został właściwie z przypadku. Dziś jest rozrywany jako śpiewak, ale wolałby więcej czasu poświęcić swojej pierwszej pasji: mówi, że gdyby znów miał wybierać, kim zostać, wybrałby dyrygowanie. Dzięki Sinfonii Varsovia zrealizuje marzenia o własnej orkiestrze, ale - jak powiedział - z powodu napiętego kalendarza aż do roku 2007 nie może jej poświęcić tyle czasu, ile by chciał, więc nie jest w stanie zostać pierwszym dyrygentem. Kontraktu jeszcze nie podpisał, dokładnych planów także nie ma. Pewny jest na razie projekt fonograficzny - Sinfonia Varsovia weźmie udział w nagraniu mało znanej opery Giacoma Pucciniego "Il Tabarro" - oraz pierwszy oficjalny wspólny koncert - 25 listopada w Filharmonii Narodowej muzycy wykonają II Symfonię Sergiusza Rachmaninowa oraz nie ustalony jeszcze utwór Ottorina Respighiego. To duża zmiana repertuarowa dla orkiestry koncentrującej się dotychczas raczej na wykonywaniu dzieł z okresu klasycyzmu i wczesnego romantyzmu albo muzyki współczesnej. Kompozycje późnego romantyzmu wymagają powiększenia składu i dużej pracy nad ekspresją. José Cura pracował w zeszłym tygodniu z Sinfonią Varsovia bardzo intensywnie - przez dwa dni po kilka godzin. Jest przekonany, że chciałby się z nią związać i stworzyć z niej jeden z najlepszych zespołów na świecie. Na razie obie strony są zadowolone. - To wspaniały muzyk. Jest wymagający, wie, czego chce i jak to przeprowadzić - mówią członkowie orkiestry.
Dorota Szwarcman
Reliefy Henryka Stażewskiego, kilkanaście prac nie znanych do tej pory polskiej publiczności, można oglądać w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Ten klasyk polskiej abstrakcji geometrycznej, sztandarowa postać awangardy jeszcze przed wojną, zaczął przechodzić od malarstwa olejnego do form reliefowych w latach 60., pozostając w kręgu inspiracji twórczością Kazimierza Malewicza i Pieta Mondriana oraz konstruktywistów. Pierwsze geometryczne wypukłe formy Stażewskiego, realizowane wyłącznie w bieli, to jakby przestrzenne realizacje idei Malewicza "białego na białym". Potem artysta stopniowo wprowadzał coraz więcej kolorów, a także nowy materiał - polerowaną blachę. W CSW nie pokazano prac znanych i wystawianych w Polsce, lecz zebrane przez krakowską Galerię Starmach w kraju i za granicą, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, Francji i Niemczech. W Polsce widzieli je wcześniej jedynie nieliczni krytycy i przyjaciele artysty, odwiedzający go w jego pracowni. Barwne gry z przestrzenią można oglądać do 3 czerwca. (DS)
Jeszcze przez kilka dni w warszawskiej galerii Kordegarda można oglądać wystawę "Człowiek we wnętrzu" Jacka Sienickiego. Są to pokazane po raz pierwszy ostatnie obrazy wybitnego artysty, zmarłego w grudniu 2000 r. Profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, jeden z inicjatorów pamiętnej Ogólnopolskiej Wystawy Młodej Plastyki w Arsenale (1955 r.), przez całe życie szedł własną drogą, nie oglądając się na mody, nie szukając łatwej kariery. Jego malarstwo było zawsze osobne, nie kokietowało efektami formalnymi czy kolorystycznymi, pełne było barw ściszonych, mrocznych, z pojedynczymi rozświetlającymi akcentami. Bliskie abstrakcji, nigdy jednak nie odeszło całkowicie od figuratywności, a w chropowatych fakturach dopatrzyć się można wnętrza pokoju, okna, sylwetki ludzkiej. Podobnie jak jego profesor, Artur Nacht-Samborski, swoją pracownię uczynił jednym z głównych obiektów swych obrazów. Okna, drzwi i sprzęty układały się w konstrukcje bliskie obrazom Nicolasa de StaŽla, ukazujące się postacie bywały smukłe i uproszczone jak rzeźby Alberta Giacomettiego. W ostatnich pracach artysty, pokazywanych w Kordegardzie, powtarza się motyw uchylonych drzwi pracowni w różnych wersjach kolorystycznych. Wnętrze na każdym płótnie rozświetlone jest innym światłem. Jest też seria obrazów, z których z ciemnego tła przebija cień twarzy człowieka starego i zmęczonego. To twarz samego artysty. (DS)
Quatour por la fin du temps" Oliviera Messiaena - piękna, uduchowiona muzyka, choć powstała w roku 1940 w stalagu w Görlitz, dziś stała się symbolem przełomu wieków. Pełna nazwa kompozycji w polskim tłumaczeniu brzmi "Kwartet na koniec czasu na skrzypce, klarnet, wiolonczelę i fortepian w hołdzie Aniołowi Apokalipsy, który podnosi rękę ku niebu, mówiąc: Czasu już nie będzie". Utwór ukazał się właśnie na płycie CD Accord - to pierwsza polska realizacja fonograficzna tego wielkiego dzieła. Wzięło w niej udział trzech wybitnych polskich muzyków - skrzypek Marek Moś, wiolonczelista Andrzej Bauer i pianista Janusz Olejniczak - oraz znakomity klarnecista szwedzki Hąkan Rosengren. W tym składzie artyści objechali z kompozycją Messiaena kilka polskich miast.
To nie jest zwykła książka, ale edytorski smakołyk nad smakołykami. Robert Makłowicz i Stanisław Mancewicz zaproponowali nam pyszną zabawę: wydali "przewodnik subiektywny" zatytułowany "Zjeść Kraków". Mnóstwo świetnych, przezabawnych rysunków Andrzeja Zaręby oraz pomysłowy graficzny układ tekstów współtworzą niebanalny urok tej książki. Można pogratulować wydawnictwu Znak tak oryginalnej, "wypieszczonej" pozycji, na którą na pewno rzucą się wielbiciele jedzenia, picia, dowcipu i cyganeryjnego, krakowskiego stylu. Autorzy oprowadzają czytelników po restauracjach, kawiarniach, znanych i nie znanych piwnicach, zaułkach, wytwornych hotelach i artystycznych dziuplach. Rozprawiają przy tym o historii miasta, specyfice krakowskiego języka, wyobraźni, obyczaju, humorze, magicznym klimacie miasta i jego uroku. Wszystko to jest konkretne, dokładne, instruktywne. Dołączono nawet mapkę miejsc, w których można zjeść smacznie i poczuć się miło.
Helena Zaworska
Wydarzenia - POLSKA
Na pytanie, dlaczego właśnie Sinfonia Varsovia, José Cura odpowiada: "A dlaczego nie? Są rzeczy, których się nie wybiera, jak miłość od pierwszego wejrzenia". Wybitny tenor argentyński u szczytu kariery, znany publiczności całego świata m.in. z roli Alfreda w zeszłorocznym wystawieniu "Traviaty", transmitowanym na żywo przez telewizję, ma zostać głównym dyrygentem gościnnym Sinfonii Varsovia, czyli - w sensie artystycznym - sukcesorem zmarłego dwa lata temu lorda Yehudiego Menuhina. José Cura pierwszy raz spotkał się z zespołem w zeszłym roku przy okazji występu z sopranistką Ewą Małas-Godlewską w Teatrze Wielkim. Podczas koncertu oprócz umiejętności wokalnych miał okazję ujawnić też dyrygenckie. Już pierwszy kontakt zafrapował obie strony. Cura czuje się bardziej dyrygentem niż śpiewakiem: dyrygenturę uprawiał od piętnastego roku życia, a słynnym tenorem - jak twierdzi - został właściwie z przypadku. Dziś jest rozrywany jako śpiewak, ale wolałby więcej czasu poświęcić swojej pierwszej pasji: mówi, że gdyby znów miał wybierać, kim zostać, wybrałby dyrygowanie. Dzięki Sinfonii Varsovia zrealizuje marzenia o własnej orkiestrze, ale - jak powiedział - z powodu napiętego kalendarza aż do roku 2007 nie może jej poświęcić tyle czasu, ile by chciał, więc nie jest w stanie zostać pierwszym dyrygentem. Kontraktu jeszcze nie podpisał, dokładnych planów także nie ma. Pewny jest na razie projekt fonograficzny - Sinfonia Varsovia weźmie udział w nagraniu mało znanej opery Giacoma Pucciniego "Il Tabarro" - oraz pierwszy oficjalny wspólny koncert - 25 listopada w Filharmonii Narodowej muzycy wykonają II Symfonię Sergiusza Rachmaninowa oraz nie ustalony jeszcze utwór Ottorina Respighiego. To duża zmiana repertuarowa dla orkiestry koncentrującej się dotychczas raczej na wykonywaniu dzieł z okresu klasycyzmu i wczesnego romantyzmu albo muzyki współczesnej. Kompozycje późnego romantyzmu wymagają powiększenia składu i dużej pracy nad ekspresją. José Cura pracował w zeszłym tygodniu z Sinfonią Varsovia bardzo intensywnie - przez dwa dni po kilka godzin. Jest przekonany, że chciałby się z nią związać i stworzyć z niej jeden z najlepszych zespołów na świecie. Na razie obie strony są zadowolone. - To wspaniały muzyk. Jest wymagający, wie, czego chce i jak to przeprowadzić - mówią członkowie orkiestry.
Dorota Szwarcman
Reliefy Henryka Stażewskiego, kilkanaście prac nie znanych do tej pory polskiej publiczności, można oglądać w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Ten klasyk polskiej abstrakcji geometrycznej, sztandarowa postać awangardy jeszcze przed wojną, zaczął przechodzić od malarstwa olejnego do form reliefowych w latach 60., pozostając w kręgu inspiracji twórczością Kazimierza Malewicza i Pieta Mondriana oraz konstruktywistów. Pierwsze geometryczne wypukłe formy Stażewskiego, realizowane wyłącznie w bieli, to jakby przestrzenne realizacje idei Malewicza "białego na białym". Potem artysta stopniowo wprowadzał coraz więcej kolorów, a także nowy materiał - polerowaną blachę. W CSW nie pokazano prac znanych i wystawianych w Polsce, lecz zebrane przez krakowską Galerię Starmach w kraju i za granicą, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, Francji i Niemczech. W Polsce widzieli je wcześniej jedynie nieliczni krytycy i przyjaciele artysty, odwiedzający go w jego pracowni. Barwne gry z przestrzenią można oglądać do 3 czerwca. (DS)
Jeszcze przez kilka dni w warszawskiej galerii Kordegarda można oglądać wystawę "Człowiek we wnętrzu" Jacka Sienickiego. Są to pokazane po raz pierwszy ostatnie obrazy wybitnego artysty, zmarłego w grudniu 2000 r. Profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, jeden z inicjatorów pamiętnej Ogólnopolskiej Wystawy Młodej Plastyki w Arsenale (1955 r.), przez całe życie szedł własną drogą, nie oglądając się na mody, nie szukając łatwej kariery. Jego malarstwo było zawsze osobne, nie kokietowało efektami formalnymi czy kolorystycznymi, pełne było barw ściszonych, mrocznych, z pojedynczymi rozświetlającymi akcentami. Bliskie abstrakcji, nigdy jednak nie odeszło całkowicie od figuratywności, a w chropowatych fakturach dopatrzyć się można wnętrza pokoju, okna, sylwetki ludzkiej. Podobnie jak jego profesor, Artur Nacht-Samborski, swoją pracownię uczynił jednym z głównych obiektów swych obrazów. Okna, drzwi i sprzęty układały się w konstrukcje bliskie obrazom Nicolasa de StaŽla, ukazujące się postacie bywały smukłe i uproszczone jak rzeźby Alberta Giacomettiego. W ostatnich pracach artysty, pokazywanych w Kordegardzie, powtarza się motyw uchylonych drzwi pracowni w różnych wersjach kolorystycznych. Wnętrze na każdym płótnie rozświetlone jest innym światłem. Jest też seria obrazów, z których z ciemnego tła przebija cień twarzy człowieka starego i zmęczonego. To twarz samego artysty. (DS)
Quatour por la fin du temps" Oliviera Messiaena - piękna, uduchowiona muzyka, choć powstała w roku 1940 w stalagu w Görlitz, dziś stała się symbolem przełomu wieków. Pełna nazwa kompozycji w polskim tłumaczeniu brzmi "Kwartet na koniec czasu na skrzypce, klarnet, wiolonczelę i fortepian w hołdzie Aniołowi Apokalipsy, który podnosi rękę ku niebu, mówiąc: Czasu już nie będzie". Utwór ukazał się właśnie na płycie CD Accord - to pierwsza polska realizacja fonograficzna tego wielkiego dzieła. Wzięło w niej udział trzech wybitnych polskich muzyków - skrzypek Marek Moś, wiolonczelista Andrzej Bauer i pianista Janusz Olejniczak - oraz znakomity klarnecista szwedzki Hąkan Rosengren. W tym składzie artyści objechali z kompozycją Messiaena kilka polskich miast.
Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.