"Po tym konflikcie wielu ludzi w Unii zrozumiało, że dziś to dotyczyło nas, a jutro to będą oni" - powiedział dziennikarzom Alaksandr Łukaszenka po oddaniu głosu w wyborach lokalnych.
Ocenił, że budowa gazociągu po dnie Bałtyku "to najgłupszy projekt w historii Rosji". "Wejdzie do Księgi Guinnessa. Nie wiadomo, co będzie z gazociągiem, który idzie po kupie pocisków na dnie Morza Bałtyckiego. Po co tam się było pchać, gdy gotowa jest druga nitka (gazociągu) Jamał-Europa?" - oświadczył.
"Położyli fundament pod drugą nitkę, a potem to porzucili i poszli tam (do Gazociągu Północnego)" - dodał.
Łukaszenka zaznaczył, że Białoruś musi opracować dywersyfikację importu nośników energii: "To najważniejsze zadanie, nad którym już dzisiaj pracuje nasz rząd".
"I jeśli Europejczycy są gotowi współpracować z Białorusią w tej dziedzinie, pójdziemy na wszelką współpracę, by zagwarantować nasze bezpieczeństwo narodowe w dziedzinie dostaw paliw" - zapewnił.
Według niego, jeśli konflikt z Rosja by się przedłużył, Białoruś już dzisiaj sprowadzałaby ropę tankowcami przez Morza Czarne i Bałtyk. "Nam wszystko jedno, z kim współpracujemy, byle tylko nasz naród żył spokojnie i nie miał już do czynienia z takimi kryzysami" - zadeklarował.
Prezydent Białorusi uznał, że Europa i USA w czasie konfliktu "zachowały się porządnie". "Zaproponowali nam pomoc i wsparcie, jeśli to będzie potrzebne białoruskiemu narodowi i państwu. Tego nigdy nie zapomnimy" - obiecał.
Wyraził przekonanie, że celem konfliktu była aneksja Białorusi. "Absolutnie się przekonałem, że domagają się od nas wejścia w skład Rosji" - oświadczył. Zapewnił przy tym, że Białoruś nigdy nie wejdzie w skład żadnego państwa. "Nie chcę pogrzebać suwerenności, niepodległości mojej Białorusi jako pierwszy jej prezydent" - oznajmił.
Zaznaczył, że jeśli Rosja chce mieć system zarządzania, władzy i gospodarkę jak w jednym państwie, to można to zrobić w ciągu roku. Według niego, Moskwa nie jest jednak do tego gotowa, ma bowiem inne wyobrażenia o budowaniu wspólnego państwa. "To nie znaczy, że mamy zrezygnować z tego, co już zrobiliśmy. Lecz jeśli co roku będą chwytać za kurek i odłączać to gaz, to ropę, to nie może być mowy o żadnym związku" - ostrzegł.
Łukaszenka uznał, że kryzys w stosunkach z Rosją został przezwyciężony. Zagroził jednak wystawieniem Moskwie rachunku za świadczone jej przez Białoruś usługi, które wycenił na 10 mld dolarów. "My teraz podliczymy (...) i przeliczymy inaczej. Zażądamy opłaty za ziemię, przez którą idą rurociągi i to będzie duża suma" -ostrzegł.
Zagroził też, że jeśli Moskwa wprowadzi cła na białoruskie towary, Mińsk odpowie w ten sposób. Wyraził równocześnie nadzieję, że obie strony wykażą się rozsądkiem i wyciągną wnioski z niedawnego konfliktu.
Równocześnie zadeklarował, że Białoruś jest otwarta na współpracę z Rosją, a konflikty nie są jej winą. Według niego część odpowiedzialności za eskalację sporu spada na rosyjskie media, które w odróżnieniu od zachodnich agencji "podających normalne, obiektywne informacje", relacjonowały wydarzenia jak w czasach zimnej wojny.
Nawiązując do odbywających się wyborów lokalnych, wezwał radnych, by nie zajmowali się polityką. Zaproponował też, by dla oszczędności połączyć wybory samorządowe z parlamentarnymi.
Odnosząc się do wypowiedzi Łukaszenki o Gazociągu Północnym cytowane przez TASS źródło na Kremlu powiedziało, że te słowa prezydenta Białorusi jedynie potwierdzają konieczność jego budowy.
ab, pap