Decyzja o otwarciu archiwów i udostępnieniu teczek społeczeństwu była "bez precedensu i mała ogromne znaczenie dla biegu historii Europy i świata" - mówił Eppelmann. Wskazał na ogromne problemy krajów, takich jak Polska, gdzie zwlekano z rozliczeniami.
Jahn i Gauck podkreślali, że także w Niemczech nie brakowało początkowo przeciwników udostępnienia teczek. "We wrześniu 1990 roku, gdy ważyły się losy ustawy o otwarciu archiwów, dopiero strajk głodowy grupy opozycjonistów przesądził o załatwieniu tej sprawy po naszej myśli" - przypomniał Jahn.
"Od byłych tajnych współpracowników, a jest wśród nich pewien arcybiskup z Warszawy słyszymy ciągle, że ,,nikomu nie szkodzili,,. A przecież ci ludzie nie są w stanie tego ocenić. Stasi wykorzystywała nawet błahe na pozór informacje do osaczania ludzi" - mówił Eppelmann.
Pytany o to, czego nie udało mu się zrealizować, Gauck odpowiedział: "Powinniśmy byli z większą determinacją rozliczyć funkcjonariuszy SED (rządząca w w b. NRD partia komunistyczna), tak jak zrobiliśmy to z tajnymi współpracownikami".
Następczyni Gaucka, obecna pełnomocnik rządu ds. akt służby bezpieczeństwa byłej NRD, Marianne Birthler podkreśliła, że pomimo upływu 15 lat od otwarcia archiwów Stasi, obywatele Niemiec wykazują niesłabnące zainteresowanie teczkami.
W roku ubiegłym wnioski o udostępnienie akt Stasi złożyło 97 tysięcy osób, o 20 procent więcej niż w roku 2005 - poinformowała Birthler. Od chwili otwarcia archiwów na początku 1992 roku z zawartością swoich teczek zapoznało się ponad dwa miliony Niemców.
Birthler przypomniała, że 15 stycznia 1990 roku działacze wschodnioniemieckiej opozycji wdarli się na teren ministerstwa bezpieczeństwa państwa NRD w Berlinie i uniemożliwili pracownikom urzędu zniszczenie archiwum. "Opanowanie centrali Stasi w Berlinie sprawiło, że proces pozbawienia wpływów służby bezpieczeństwa stał się nieodwracalny. Tym samym stworzono dogodne warunki dla pokojowej demokratyzacji kraju" - czytamy w opublikowanym przez Birthler komunikacie.
"Wcześniej czy później okazuje się, że we wszystkich krajach, w których doszło do przezwyciężenia dyktatury, iż szybkie odkreślenie przeszłości kreską jest zabiegiem zwodniczym. Zasłona milczenia o krzywdach przeszłości jest cienka i daje ciepło tylko przez bardzo krótki czas" - napisała Birthler.
Birthler podkreśliła, że pomimo wielu obaw nie doszło do aktów zemsty na agentach, zaś ofiary prześladowań udowodniły, że potrafią obchodzić się ostrożnie z wiedzą z teczek. "Otwarcie archiwów było eksperymentem, którego skutki trudne były do przewidzenia. Pomimo licznych obaw, że ofiary inwigilacji, prześladowań i represji będą chciały mścić się, nie znamy ani jednego przypadku wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę" - czytamy w komunikacie. Zdaniem Birthler, dostęp do akt przyczynił się raczej do pojednania.
Niezależnie od udostępniania poszkodowanym ich teczek, urząd Birthler sprawdza pod kątem ewentualnej współpracy ze Stasi przeszłość osób obejmujących ważne stanowiska w niemieckich instytucjach politycznych, sądowniczych i sportowych.
Niemiecki parlament przedłużył w grudniu o pięć kolejnych lat lustrację urzędników państwowych, ograniczając jednak krąg osób podlegających sprawdzeniu. Lustracji muszą nadal poddawać się ministrowie rządu centralnego oraz rządów poszczególnych landów, deputowani do Bundestagu i landtagów, sędziowie, wysocy urzędnicy państwowi oraz działacze sportowi. Nowa ustawa ułatwia dziennikarzom i naukowcom dostęp do archiwów.
ab, pap