Raczej nie będzie zarzutów w sprawie seksafery, bo prokuratura nie traktuje poważnie zeznań Anety Krawczyk. Wątpliwe też, by było śledztwo w sprawie rzekomego zamachu stanu - pisze "Życie Warszawy" w tekście "W seksaferze nikt już nie jest wiarygodny". W grudniu wicepremier Andrzej Lepper złożył do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wniosek o rozpoczęcie śledztwa, bo uważa, że artykuł prasowy na temat seksafery w jego partii miał doprowadzić do upadku koalicji rządowej i do przedterminowych wyborów. Jak się dowiedziało "ŻW", Zbigniew Wassermann, koordynator służb specjalnych, zasugerował wicepremierowi, by wycofał się z żądania wszczęcia śledztwa w tej sprawie. - Zagroził Lepperowi, że będzie go można pociągnąć do odpowiedzialności karnej za złożenie zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było. Wassermann nie odbierał wczoraj telefonu. Lepper nie ustępuje. Wczoraj w resorcie rolnictwa ponownie spotkał się z oficerami ABW. Przekazał śledczym dokument, który jesienią miał trafić do posłów Samoobrony. Zdaniem Leppera, list był napisany językiem operacyjnym, jakiego używają tajne służby, i była to instrukcja, jak wykorzystać m.in. sprawy związane z seksem, by odsunąć jego samego i jego partię od władzy. W ubiegłym tygodniu dziennik ujawnił, że niektórzy posłowie Samoobrony twierdzą, iż otrzymali we wrześniu tajemniczy dokument dotyczący seksafery.
W seksaferze nikt już nie jest wiarygodny
Dodano: / Zmieniono: