Służba Bezpieczeństwa, czyli think-tank

Dodano:
Gdyby budować obraz perelowskiej Służby Bezpieczeństwa na podstawie wypowiedzi osób, których współpraca została ujawniona w ostatnim czasie, to okazuje się, że był to nieszkodzący nikomu think-tank zbierający informacje na temat poglądów ludzi innych niż socjalistyczne. Zapewne w celu stworzenia interesujących opracowań naukowych.
Twierdzenie Bogusława Wołoszańskiego, że współpracował z wywiadem, a nie z SB, naraża go - bądź co bądź dziennikarza zajmującego się tematyką tajnych służb i najnowszą historią - na śmieszność. "Wywiadem" w PRL zajmował się Departament (pion) I Służby Bezpieczeństwa. Również semantyczne zabiegi, aby rozróżnić współpracę z "wywiadem PRL", od "donoszenia" muszą budzić uśmiech politowania. Te tłumaczenia idealnie wpisują się w ciąg wyjaśnień m.in. arcybiskupa Wielgusa, który najpierw twierdził, że nie współpracował z SB, a później, że nikomu nie szkodził, wreszcie, że podpisał jakiś tam dokument, bo jakiś oficer na niego krzyczał.

Wszystko to przypomina mi jak przeszło dekadę temu prezydent USA Bill Clinton co prawda przyznawał, iż palił trawkę, ale zaznaczał, że się nie zaciągał.

Podobnie postępowała - wedle własnych słów większość współpracowników SB. Coś podpisali, ale nie donosili. Co najwyżej robili opracowania i analizy, które nikomu nie szkodziły. Wszyscy przecież dobrze wiemy, że palenie jest tylko wtedy szkodliwe, gdy się człowiek zaciąga.

 
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...