Filmowe spotkania trzeciego stopnia, cz. II
„Marsjanie atakują”, reż. Tim Burton (USA 1996)
Tim Burton, jako entuzjasta wszelkich form odmienności, dorzucił swoje trzy grosze także do gatunku sci-fi i tematyki UFO. W jego interpretacji Marsjanie to wielkogłowi psotnicy, którzy na podbój Ziemi zdają się porywać wyłącznie dla kawału. Złośliwej natury przybyszy nie przewidział ani Pierce Brosnan jako naukowiec i doradca prezydenta, ani sam przywódca Stanów Zjednoczonych o twarzy Jacka Nicholsona. Bezradni wobec kwaczących kosmitów, stają się obiektami ich kpiny. Całe szczęście Ameryka to nie tylko grube ryby, ale też młodzi narkomanie, ich babcie i muzyka Slima Whitmana. / DP
„Faceci w czerni”, reż. Barry Sonnenfeld (USA 1997)
„Faceci w czerni” to jeden z kultowych filmów ostatnich dwudziestu lat, dlatego nie mogło zabraknąć go w tym zestawieniu. Dzieło, które w momencie premiery wywindowało kariery Willa Smitha i Tommy’ego Lee Jonesa, ugruntowując tym samym ich pozycję w świecie filmu, dało nam wiele niezapomnianych scen czy gadżetów. Jak ten, o którym powinniśmy zapomnieć w pierwszej kolejności, czyli urządzenie do wymazywania pamięci. Kto by czasem nie chciał mieć takiego urządzenia? Dodatkowym smaczkiem pozostają krzesła w kształcie jajka (które potem przez lata kupowało się z wypiekami na twarzy swoim Simom), no i oczywiście nie można zapomnieć o lekcji astronomii, którą zapamięta każdy fan, mianowicie jak wygląda pas Oriona. „Faceci w czerni” tak mocno wpisali się w popkulturę, że nie dziwi, że powstały dwa sequele, serial telewizyjny, komiksy i rollercoastery związane z produkcją. Dość powiedzieć, że fenomen dzieła Sonnenfelda wciąż jest ogromny, gdyż zapowiedziano niedawno, iż następna część „21 Jump Street” ma być równocześnie crossoverem ze światem „Facetów w czerni”. Szykuje się więc niezapomniana zabawa! / MK
„K-PAX”, reż. Iain Softley (USA, Niemcy 2001)
Pacjent szpitala psychiatrycznego (Kevin Spacey) twierdzi, że jest w rzeczywistości obcym z innej planety. Doktor Mark Powell (Jeff Bridges) próbuje wybić mu ten pomysł z głowy. Pod niewinnym płaszczykiem sci-fi Softley opowiada o problemie choroby umysłowej jako czynniku społecznie alienującym (obcy jako drugi człowiek). Konfrontując światopogląd bohaterów, stawia pytania o istotę wiary i Prawdy. „K-Pax” to również udany portret narodzin przyjaźni, jak i przejmująca opowieść o tajemnicy śmierci. / BS
„Znaki”, reż. M. Night Shyamalan (USA 2002)
Na Ziemi wylądowało UFO, po czym nagle odleciało. Dlaczego? Nikt nie wie. Co więcej, brak tej informacji nie ma w filmie znaczenia. Inwazję obserwujemy oczami przeciętnej rodziny, która niczego z zaistniałej sytuacji nie rozumie. Nawet nie próbuje; Hessom chodzi jedynie o to, by przetrwać. Tu nikt tu nie ratuje świata, nikt nie zakłada, że da popalić zielonym. Shyamalan, jakby w obawie przed śmiesznością, prezentuje motyw UFO z przymrużeniem oka, o czym świadczą choćby niewydarzony bohater grany przez Joaquina Phoenixa czy też aluminiowe czapeczki, które mają zabezpieczyć umysły przed ingerencją kosmitów. Tym samym reżyser pozbawił spotkanie trzeciego stopnia misterium. / DP
„Wojna światów”, reż. Steven Spielberg (USA 2005)
Kiedy do Rey’a Ferriera (Tom Cruz), rozwiedzionego pracownika portowego, przyjeżdżają na weekend dzieci, wszystko zaczyna się sypać. Z głębi ziemi pojawiają się śmiercionośne maszyny, niebo wariuje, a wszystko to okazuje się zmasowanym atakiem kosmicznej cywilizacji. Mimo hucznej zaprawy „Wojna światów” to w rzeczywistości intymny portret trudów ojcostwa. Odpowiednio przesadzony, w tradycji nowej przygody i szatkach sci-fi. Jeśli dzieci są całym twoim światem, nietrudno o międzygalaktyczną inwazję. / BS
„Dystrykt 9”, reż. Neill Blomkamp (Kanada, Nowa Zelandia, RPA, USA 2009)
Prawdopodobnie najciekawsze sci-fi niniejszego zestawienia. Blomkamp robi rzecz niesamowitą: zaprasza na Ziemię milion obrzydliwych i pozornie nierozgarniętych kosmitów, w toku opowieści nadaje im coraz więcej ludzkich cech, a koniec końców upatruje w dwóch „krewetkach” jedynych pozytywnych bohaterów filmu. Być może pytanie rodem z „Łowcy androidów” – na czym polega człowieczeństwo – jest w odniesieniu do „Dystryktu 9” zadane na wyrost, jednak nawiązania do holocaustu świadczą o tym, że reżyser pragnął dorobić historii drugie dno. Udało się; z powodzeniem można ją odczytywać jako oryginalną przypowiastkę o ksenofobii. / DP
„Super 8”, reż. J.J. Abrams (2011)“
„Super 8”, czyli Abramsa zabawa w Kino Nowej Przygody, to obraz, który pięknie uchwycił, na czym polega magia kina. I nie chodzi tu tylko o to, że jego bohaterami są młodzi pasjonaci sztuki filmowej, którzy z pomocą kamery i taśmy 8mm kręcą swoją amatorską produkcję o zombie, ale też o to, że film wciąga widza już od pierwszych minut, sprawiając, ze sam czuje się jednym z bohaterów. Tak jak oni próbuje się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się tego letniego wieczoru, gdy z wykolejonego pociągu uciekł jakiś dziwny stwór. / MK
„To już jest koniec”, reż. Edgar Wright (2013)
Grupa znajomych z liceum – panów po kryzysie wieku średniego – uświadamia sobie niemożność powrotu do blasków i chwały lat młodzieńczych. Wtedy to dramat przeistacza się nagle w film sci-fi, w którym od bohaterów zależą losy ludzkości zaatakowanej przez roboty z kosmosu. Ta wolta scenariuszowa wieńcząca pierwszy akt jest najlepszą częścią obrazu. / MK
Czytaj też:
Filmowe spotkania trzeciego stopnia, cz. I