Tajemnice pogromu kieleckiego
Tomasz Michalik: Co stało u podstaw pogromu kieleckiego: polski antysemityzm czy prowokacja komunistów?
Prof. Bożena Szaynok:Rozczaruję pana. Mimo wielu lat badań, śledztwa IPN, licznych książek i filmów dokumentalnych, nie ma wśród historyków na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
Kiedykolwiek będzie?
Nie wiem. Badacze zajmujący się tą tematyką zwracają uwagę na różne kwestie dotyczące wydarzeń z czwartego lipca 1946 r. Moim zdaniem na przyczyny, przebieg i skalę tych wydarzeń miały wpływ dwa czynniki: wrogi stosunek niektórych Polaków do Żydów oraz zachowanie części władz. W dodatku te dwa czynniki czasem się przenikały, na przykład wtedy, gdy szeregowi milicjanci czy żołnierze wykorzystują moment i rabują żydowski majątek.
Pytam raczej o polityczne motywacje przedstawicieli władz. Na przykład szefa UB majora Władysława Sobczyńskiego.
Nie ma wątpliwości, że jego działania służyły eskalacji, a nie uspokojeniu nastrojów. Przychodzą do niego jego pracownicy, niektórzy z nich są Żydami, mówią, że trzeba ratować ludzi, a on pozostaje całkowicie bierny. Ale dlaczego tak robi? Odpowiedzi na to pytanie nie mamy w źródłach, w tym miejscu możemy tylko przedstawiać hipotezy, wynikające z informacji zapisanych w innych dokumentach. Sobczyński wiedział, że odpowiedzialnością za pogrom będzie można obarczyć opozycję, co zresztą później zrobiono. Ale z drugiej strony nie ma wątpliwości, że on był antysemitą, w czasie wojny mordował Żydów. W 1950 r. wydawał dokumenty ocalałym z Holokaustu, którzy chcieli wyjechać do Izraela, z relacji świadków wynika, że traktował tych ludzi skandalicznie. Nie wiemy więc, jakie miał motywy zachowania, prawdopodobnie były one złożone. Wiele znaków zapytania obok zachowania Sobczyńskiego pojawia się również przypadku wojska.
Był jednak pewien schemat. Mniej więcej w tym samym czasie mają miejsce pogromy w Rzeszowie i Krakowie. We wszystkich przypadkach komuniści tłumaczą, że zbrodnia to przejaw działalności opozycji antykomunistycznej, oskarżają AK, żołnierzy Andersa, Kościół, PSL. Pogrom kielecki odciąga też uwagę od sfałszowanego referendum „3 razy tak”.
Wszystko to prawda, ale ten schemat pokazuje także, że kiedy pojawiała się plotka o porywaniu przez Żydów polskich dzieci, pojawiała się także gotowość niektórych Polaków do bicia, rabowania i mordowania Żydów.
Starożytni Rzymianie mówili: „Ten uczynił, czyja korzyść”.
Czasem wnioskowanie na podstawie tej zasady prowadzi na manowce. Na przykład w latach 80. pojawiła się teza Józefa Orlickiego, że pogrom sprowokowali Żydzi. Rozumował tak: syjoniści chcieli zwiększyć emigrację Żydów z Polski, po pogromie wyjechało ich 70 tysięcy. Wniosek? Zajścia były żydowską prowokacja.
W przypadku tezy o sowieckiej prowokacji są jednak silne poszlaki. Chociażby zeznanie Hanki Alpert.
Która zeznała, że w pewnym momencie żołnierze wkroczyli do kamienicy, zdjęli mundury i z broni palnej zaczęli strzelać do tłumu zgromadzonego przed budynkiem. To ważne świadectwo, ale w moim przekonaniu jeszcze nie dowód na sowiecką prowokację. Zresztą, trzeba by wyjaśnić, co rozumiemy przez słowo „prowokacja”. W moim przekonaniu materiał źródłowy, którym dysponujemy, nie pozwala na przyjęcie, że pogrom był wcześniej wyreżyserowany. Kiedy jednak badamy przebieg wypadków, to nie ma wątpliwości, że przedstawiciele milicji i wojska w trakcie wydarzeń prowokują ludzi zebranych na ulicy Planty.
Wierzy pani, że dotrzemy jeszcze do jakichś źródeł w tej sprawie?
Cały czas znajdujemy pojedyncze, nowe dokumenty, ale moim zdaniem, nie zmienią one zasadniczego schematu wydarzeń, o których decydowało zachowanie władz i antysemityzm. Może dowiemy się więcej szczegółów, ale nie zmieni to przecież faktu, że w Kielcach znaleźli się ludzie, którzy w tę prowokację uwierzyli, poszli bić, rabować i mordować. Zresztą, rolą historyka nie jest ani oskarżanie, ani usprawiedliwianie. Raczej stawianie pytania: dlaczego.
W tym przypadku jaka jest odpowiedź?
Powtórzę raz jeszcze wydarzenia w Kielcach, to w dużej mierze splot dwóch czynników: drzemiącego w niektórych ludziach potencjału do zachowań antyżydowskich oraz udziału i przyzwolenia części władz na agresję wobec Żydów.
Początek zajść w Kielcach wiąże się z plotką o porwaniu przez Żydów małego chłopca, w celu dokonania na nim mordu rytualnego.
A niektórzy uznali tę plotkę za całkowitą prawdę.
Trudno w to dziś uwierzyć.
Nie dla historyka. Należy pamiętać, że rzeczywistość powojenna rządziła się odmiennymi prawami. Badania pokazują, że tuż po wojnie mit o mordzie rytualnym był bardzo żywy. Jednym słowem, mentalność tamtych ludzi była inna od naszej. Proszę zauważyć, że o swoich żydowskich sąsiadach Polacy mogli myśleć różnie, ale w przypadku pogromu kieleckiego część osób patrzyła na Żydów jako na kogoś, kto jest w stanie porwać na ulicy dziecko i je zabić. Wiara w mit o mordzie rytualnym to nie tylko kwestia poglądów na temat praktyk religijnych. To przede wszystkim określona postawa wobec Żydów. Postawa, w którą wpisana jest nieufność, wrogość oraz poczucie zagrożenia.
Od plotki do brutalnego, zbiorowego mordu jest jednak długa droga.
To prawda, rano 4 lipca 1946 roku zapewne nikt nie wiedział jaki będzie finał tego dnia. Przebieg wydarzeń był bardzo dynamiczny, a związek pomiędzy plotką o mordzie rytualnym a ostatecznym wynikiem zajść nie jest bezpośredni. Faktem natomiast jest, że po trzydniowej nieobecności, do swojego domu wraca ośmioletni chłopiec imieniem Henryk, który na pytanie ojca gdzie przebywał twierdzi, że był przetrzymywany przez nieznanego mu mężczyznę. Według wielu źródeł, mały Henryk nie precyzuje, kto go uprowadził. Sugestia pada ze strony dorosłych, którzy pytają czy przypadkiem nie był to Żyd lub Cygan. Chłopiec odpowiada, że musieli być to Żydzi, bo nie rozmawiali po polsku. Mit zadziałał.
Po zeznaniach złożonych na komendzie, grupa milicjantów wraz z chłopcem udaje się na ulice Planty, by dokonać wizji lokalnej w budynku, w którym rzekomo miał być przetrzymywany chłopiec.
Po pewnym czasie okazuje się jednak, że przedstawiona przez Henryka Błaszczyka wersja wydarzeń jest trudna do zweryfikowania. Wtedy jeden z policjantów zarzuca mu kłamstwo. W tym momencie pojawia się jednak nowy czynnik - to grupa osób, które widząc milicję udającą się z chłopcem na ulice Planty, zaciekawiona, również przychodzi na miejsce zdarzenia. Słysząc opinię funkcjonariusza, który sprzeciwia się wersji o żydowskich sprawcach, tłum reaguje przeciwko niemu. Pojawiają się głosy, że milicja chce ukryć zbrodnię.
Wydarzenia kieleckie uwikłane są nie tylko w mit o mordzie rytualnym, ale też w szereg innych stereotypów. Schematy, które przychodzą na myśl to Żyd-ubek-komunista oraz Polak-akowiec-antysemita.
Ludzie tworzą schematy, by w łatwy sposób wyjaśnić sobie rzeczywistość. W przypadku pogromu kieleckiego nie możemy jednak pozostać na poziomie łatwych wyjaśnień. Relacje polsko-żydowskie zarówno podczas wojny jak i po jej zakończeniu były niezwykle skomplikowane. Stereotypy to nie wszystko. Jest jeszcze coś więcej.
To znaczy?
Pogrom w Kielcach to przede wszystkim historia o tym, co wojna potrafi zrobić z ludźmi. O załamaniu się systemu wartości.
Czyli?
Przytoczę jedną historię. Maria Orwid, psychiatra pracująca z ocalałymi z obozów koncentracyjnych, zanotowała, że byłych więźniów bawiły po wojnie pogrzeby. Ciągle powtarzali – u nas nie tak się umierało i nie tak się grzebało ludzi.
Dlaczego?
Ilość uwagi poświęconej pojedynczej zmarłej osobie wydawała się im absurdalna. Była czymś zupełnie innym od ich doświadczenia obozowego, gdzie ciało ludzkie i zmarli, byli zdeptani, wystawieni na widok publiczny. Opowiadam to po to, by pamiętać, że powojenna rzeczywistość była światem zainfekowanym śmiercią. Światem wywróconym do góry nogami.
W przypadku Kielc ponownie wywrócono rzeczywistość?
Okazało się, że w rok po wojnie w centrum miasta, w którym stacjonuje milicja, wojsko oraz służby, można w biały dzień przez parę godzin mordować ludzi. Choć zakończyły się działania wojenne, agresja wobec Żydów nadal się dokonywała. Konsekwencją wojny było przyzwyczajenie, że Żydów morduje się milionami – tak po pogromie napisał jeden z polskich socjologów. Świat wartości się zachwiał.
Nie zabijaj, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie pożądaj rzeczy bliźniego swego – dekalog łamano po kolei.
Przyczyny pogromu są bardzo skomplikowane. Nie mniej nawet jeśli przyjmiemy, że część odpowiedzialności ponoszą władze, nadal należy zadać pytanie dlaczego niektórzy dopuścili się aktów przemocy na swoich sąsiadach. Wzięli w rękę kamień i rzucili. Od kul żołnierzy, ale także od ciosów zadanych przez osoby znajdujące się w tłumie zginęli Żydzi, mieszkańcy domu przy ulicy Planty. Przeżyli Holocaust, a nie przeżyli wydarzeń z 4 lipca 1946 roku. W przypadku Kielc istniała możliwość powiedzenia „stop”, nie zgadzam się, nie wierzę w oskarżenia o mordy na dzieciach. Istniała możliwość wyboru. Mając wybór, niektórzy postanowili zaatakować Żydów.
Ów atak miał poważne konsekwencje
Nie tylko poważne ale i dalekosiężne. Pewna kobieta ocalała z Zagłady opowiadała mi, jak trudne było to gdy po powrocie w miejsce zamieszkania zza firanek w domu dawnych żydowskich sąsiadów wychylały się obce twarze. Mimo obcych twarzy w znajomych domach, część Żydów starała się odbudować swoje życie w Polsce. Wydarzenia w Kielcach w sposób znaczący wpłynęły na zmianę tej postawy. Po lipcu 1946 roku nastąpiła masowa emigracja Żydów. Pogrom Kielecki to nie tylko jeden dramatyczny dzień, to koniec pewnej epoki w relacjach polsko-żydowskich.