Jak zmarnować sobie wakacje to tylko z…
Wczorajszy lot z Warszawy na Islandię zakończył się po półtorej godziny. A dokładniej po półtorej godziny – w pół drogi na Islandię, samolot zaczął zawracać do Warszawy. Kolejne półtorej godziny i znowu w Warszawie. No cóż usterki się zdarzają, choć tej linii szczególnie często. Tym dziwniejsze, że obsługa jest kompletnie nieprzygotowana na podobną sytuację. Ani słowa przepraszam. I żadnej informacji, kiedy kolejny samolot. „Może po 18. Proszę dzwonić od rano od 7:30. Radzę zacząć wcześnie bo ciężko się dodzwonić”. Minuta rozmowy 7 zł. Jakiś pan pyta kto chce hotel kto taksówkę.
Tym, którzy chcą do hotelu asystentka pana z linii lotniczych przypomina, że mają się wyprowadzić przed 12. „A co mamy robić do wieczora?”. Tu rezolutna panienka się nadąsa: „no wie Pan i tak robimy państwu przysługę, ze tu po nocy wychodzimy”. Potem każe wszystkim ustawić się w kolejce: 260 osób i pojedynczo spisuje dane każdej osoby. „Komu taxi, komu voucher”. Na każdą uwagę podróżnych, że można to chyba lepiej zorganizować szydząco odpowiada: „może chce pan to za mnie robić”. Na pytanie, co z opłaconym hotelem na Islandii: „proszę dzwonić na infolinię” – tak tą 7 zł za minutę i radzę zacząć wcześnie dzwonić.
Na co dzień liczymy się, z tym, że tanie linie lotnicze życzą sobie ekstra za bagaż, za colę czy kawę. Że jest ciasno i skromnie. Ale niska cena nie musi oznaczać pogardliwego stosunku obsługi do pasażerów. Cena nie uzasadnia tego, że mają zmarnowane dwa dni. Jałowe oczekiwanie w kolejce, bo nikt nie wie jak się za to zabrać. Przebukowanie samolotu, to kolejna gehenna. Nic nie dzieje się automatycznie. Jak będzie miejsce to pana zabiorą, a jak nie, to niech się pan dowiaduje. Tyle słyszymy o regulacji lotów, o bezpieczeństwie, tak mało o regulowaniu jakości usług.