Braveheart – Waleczne serce
Film Mela Gibsona zwodzi pozorami historycznego widowiska. Rozgrywa się pod koniec XIII wieku w okresie walk Szkotów z Anglikami, prezentuje galerię postaci historycznych, zawiera znakomicie zainscenizowane, zapierające dech sceny bitew pod Stirling i Falkirk. „Waleczne serce” nie jest jednak filmem o aspiracjach lekcji historii. Gibson trzyma się faktów, ale pozwala sobie na swobodę w sposobie ich przedstawiania. Weźmy choćby bitwę pod Stirling – w rzeczywistości wyglądała nieco inaczej. Gibson podporządkował tło historyczne opowieści o Williamie Walecznym, bohaterze narodowym Szkotów, człowieku-symbolu. I to symbolu wciąż żywym, mimo upływu stuleci. Kiedy w ubiegłym wieku, blisko 600 lat po śmierci Wallace’a, odsłonięto jego pomnik, na uroczystość zjechało sto tysięcy Szkotów!
„Waleczne serce” nie jest także klasyczną filmową biografią. Zresztą trudno byłoby zrobić film biograficzny o kimś, o kim tak naprawdę niewiele wiadomo. Większość wiedzy o życiu Wallace’a pochodzi z 300-stronicowego poematu autorstwa jednego z jego druhów (niewidomego!). Więcej w nim jednak legendy i mistycyzmu niż twardych faktów. Ale tej nie o nie Gibsonowi chodziło.
W „Walecznym sercu” Gibson pokazuje Wallace’a właśnie jako człowieka-legendę. Wallace nienawidził Anglików. Walczył z nimi przez całe swoje życie. Dlaczego? Anglicy zabili mu żonę, którą Wallace bardzo kochał, ale jego nienawiść miała jeszcze inne, mocniejsze źródło – Anglicy okupowali jego ojczyznę. Wallace był więc przede wszystkim patriotą i to w tym pojęciu patriotyzmu, które dziś jakby nieco zostało zapomniane. Wallace kochał swój kraj, marzył o jego niepodległości i o wolności dla swoich rodaków, których Anglicy traktowali jak obywateli gorszej kategorii. Nie interesowały go przy tym korzyści materialne ani przywileje. To fakt historycznie udokumentowany. Kiedy zaproponowano mu koronę Szkocji, Wallace odmówił. Nie dał się też nigdy przekupić ani szkockiej szlachcie, ani tym bardziej Anglikom. Nigdy nie zaprzestał swojej walki, coraz bardziej się w niej zacietrzewiając, choć po pierwszych sukcesach przyszły klęski, a sam Wallace został zdradzony i wydany Anglikom. Do końca jednak nie utracił wiary w słuszność tego, co robi. Skąd ją czerpał? Skąd brał się ten ogromny hart ducha, który pomógł mu znieść nawet tortury?
I tu Gibson daje wyraźną odpowiedź. Wallace kierował się sercem, poddawał uczuciom, a przede wszystkim od świata wartości materialnych ważniejszy był dla niego świat duchowy. Nie na darmo mottem filmu są słowa, które Wallace jako dziecko usłyszał we śnie od zmarłego ojca: jesteś wolny w swoim sercu. Jesteś wolny, dopóki czujesz się wolny i postępujesz jak człowiek wolny. Wolny również od potrzeb świata materii.
Postawie Wallace’a Gibson przeciwstawia zachowanie Roberta the Bruce’a, lidera szkockiej szlachty. Wallace jest idealistą. Robert the Bruce – zręcznym politykiem, kalkulującym każdy swój krok i lawirującym między różnymi frakcjami, między skłóconymi szkockimi możnowładcami a Anglikami. Dba przede wszystkim o własne dobro i własne korzyści, co może osiągnąć tylko za cenę mniejszych lub większych kompromisów, a więc kłamstwa i zdrady. Wallace szalenie mu imponuje – także tym, że odrzuca korzyści materialne w imię czegoś tak abstrakcyjnego, jak wolność. Prawdopodobnie rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Robert the Bruce wykorzystał popularność Wallace’a dla swoich politycznych rozgrywek, a kiedy ten stał się niewygodny, wydał go Anglikom. Gibson woli jednak inną, idealistyczną, wersję wydarzeń.
Wallace’owi i Robertowi the Bruce chodzi więc o to samo – o niepodległą Szkocję. Kieruje nimi jednak inna motywacja i innymi drogami dążą do celu. Robert the Bruce nie potrafił uwolnić się od świata materii, Wallace żył w świecie wartości duchowych. Gibson pokazuje więc dwie różne postawy życiowe. Materialistyczną i idealistyczną. Nietrudno zgadnąć, która z nich bliska jest jego sercu.
Ocena: 6/6
Elżbieta Ciapara