Złotego pociągu na 65. kilometrze nie ma, ale to nie koniec poszukiwań
W tym miejscu, na tej wysokości, na 65.kilometrze nie ma tunelu, nie ma pociągu, co nie znaczy ze w ogóle go nie ma – powiedział Andrzej Gaik, rzecznik eksploratorów, po tym jak przekopanie nasypu kolejowego w trzech miejscach nie przyniosło spodziewanego odkrycia.
Drugi etap poszukiwań
Jeden z poszukiwaczy, którzy zgłosili odkrycie, Piotr Koper przyznał, że poszukiwania będą kontynuowane, choć nie zakładano wcześniej, iż dojdzie do drugiego etapu. Ma on polegać na wykonaniu odwiertów. – Działania będą obejmowały teren 200-300 metrów od wiaduktu w kierunku Świebodzic – dodał i podkreślił, że akcja wznowiona zostanie, gdy uda się porozumieć z firmami geologicznymi, które zajmują się geofizyką otworową. Zapewnił, że liczy, iż do wykonania odwiertów dojdzie późną jesienią – w październiku lub listopadzie.
– Największym sukcesem było to, że udało nam się tę akcję rozpocząć – przyznał Piotr Koper.
Poszukiwanie "złotego pociągu" to prywatne przedsięwzięcie poszukiwaczy, którzy latem ubiegłego roku zgłosili władzom Wałbrzycha, iż być może poznali miejsce ukrycia przez wycofujących się z Wrocławia nazistów pociągu pancernego.
Wałbrzych zarobił
Rzecznik Urzędu Miasta Wałbrzycha Arkadiusz Grudzień przyznał, że dzięki poszukiwaniom złotego pociągu miasto zarobiło około pół miliarda złotych w postaci tzw, ekwiwalentu reklamowego. Oznacza to, że wszystkie wzmianki o dolnośląskim mieście dotyczące złotego pociągu w światowych mediach kosztowałyby 500 milionów złotych, gdyby zamawiał je magistrat. Co więcej, są to wstępne szacunki.