Wtopa Kijowskiego. Nie pamięta nazwiska „Inki”, ale jak twierdzi, „nie ma to znaczenia”
– „Inka” się nazywała Danuta… Przepraszam, nie pamiętam w tej chwili nazwiska – stwierdził Mateusz Kijowski. Później było już tylko gorzej...
Lider Komitetu Obrony Demokracji stwierdził następnie, że „nie ma to znaczenia”. Dlaczego?
– Na przykład, nie znam pseudonimu mojego dziadka z partyzantki. To nie na tym polega – ocenił i dodał: – Danuta Stańczykowska z tego, co pamiętam.
Przypomnijmy, że podczas uroczystości pogrzebowych "Inki" i "Zagończyka" w Gdańsku pod Bazyliką Mariacką doszło do przepychanek, których ofiarą mieli paść przedstawiciele Komitetu Obrony Demokracji. Według relacji działaczy KOD, zostali oni napadnięci przez grupę agresywnych narodowców. – Kiedy wchodziłem na plac przed Bazyliką Mariacką w Gdańsku napadło na mnie około trzydziestu bandytów z ONR-u albo Młodzieży Wszechpolskiej. Szarpali mnie, popychali, próbowali bić – relacjonował Radomir Szumełda, przewodniczący pomorskiego regionu Komitetu Obrony Demokracji. – Prosiłem ich: przekażmy sobie znak pokoju, a oni znowu bili nas, szarpali i lżyli – mówił.
„Stanowczo protestujemy przeciwko fali nienawiści, która zalewa nasz kraj”
"Stanowczo protestujemy przeciwko fali nienawiści, która zalewa nasz kraj, a której celem są ludzie, którzy apelują o pokój, demokrację i przyzwoitość" – napisali na Facebooku koordynatorzy wojewódzkich sekcji KOD. Wezwali jednocześnie prezydenta Andrzeja Dudę oraz premier Beatę Szydło do stanowczego potępienia agresywnych postaw.
Radomir Szumełda opisał na Facebooku całe zajście. „Zostaliśmy poturbowani i wyrzuceni z placu przed Bazyliką Mariacką. Byłem tam razem z Koderkami i Koderami oraz Mateuszem Kijowskim. Mam rozwaloną rękę. Wyrwano nam flagi przypinki. Krzyczeliśmy "przekażmy sobie znak pokoju". Zostaliśmy poproszeni przez policję o opuszczenie placu” – pisał.
„Nie doszło do naruszenia nietykalności osobistej uczestników zgromadzenia”
Wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński ocenił, że „zgodnie z informacjami, jakie zebrał resort, podczas pogrzebu "Inki" i "Zagończyka" „nie doszło do naruszenia nietykalności osobistej uczestników zgromadzenia”. Zapytany o ocenę działań policji, Zieliński powiedział, że zachowanie funkcjonariuszy było „prawidłowe i profesjonalne”. – Policja chciała zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy mogli być przedmiotem jakiejś agresji. Nie chcąc dopuścić do eskalacji konfliktu, zapewnia bezpieczeństwo w sposób najbardziej optymalny – tłumaczył polityk. Zdaniem polityka przedstawiciele KOD poszli na pogrzeb, aby prowokować. – To jest zupełnie oczywiste – stwierdził.