Były prezes stadniny w Janowie złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie aukcji Pride of Poland
Decyzję o wszczęciu śledztwa podjęła Prokuratura Regionalna w Lublinie. Zdecydowano również, że czynności w tej sprawie, czyli na przykład przesłuchania świadków, będzie wykonywać CBA, na zlecenie prokuratury. Zadaniem śledczych będzie ustalenie, czy doszło do nieprawidłowości przy organizacji aukcji Pride of Poland oraz czy był odpowiedni nadzór nad mieniem Skarbu Państwa. Ponadto śledczy sprawdzą, czy nie doszło do niezgodnego z prawem porozumienia nieustalonych jeszcze osób. Miało ono polegać na niedopuszczeniu do osiągnięcia ceny odpowiadającej wartości licytowanych koni.
– Zawiadomiłem prokuraturę i byłem już przesłuchiwany – powiedział w rozmowie z TOK FM Marek Trela, były prezes janowskiej stadniny dodając, że „zawiadomił śledczych już jakiś czas temu, a zrobił to dlatego, że uznał, iż jako osoba, która przez lata była niejako w środku aukcji Pride of Poland - ma taki obowiązek”. – Byłem na tegorocznej imprezie, widziałem co się działo, dlatego właśnie chciałem, aby śledczy zbadali ten temat – podkreślił. Trela przyznał, że złożył już zeznania w Prokuraturze Regionalnej w Lublinie. – Opowiedziałem o swoich zastrzeżeniach do tegorocznej aukcji, tłumaczyłem również, jak to się odbywało przed laty – powiedział.
Wynik finansowy aukcji gorszy niż w ostatnich latach
Kontrowersje wzbudził nie tylko sposób przeprowadzenia aukcji, ale również wynik finansowy. W tym roku udało się zebrać milion 285 tys. euro. Jest to znacznie niższa kwota w porównaniu do średniej z ostatnich lat. Licytowano 31 koni wyhodowanych w państwowych stadninach w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce. Kilka koni było także z ośrodków prywatnych. Nowego właściciela znalazło 14 koni.
Jak podaje RMF FM, nie sprzedano jednak połowy z pierwszej dziesiątki koni. Pięć klaczy nie osiągnęło cen minimalnych, a pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki sprzedawane były za 100-200 tys. euro.
Klacz Emira, która miała być hitem aukcji, na samym początku sprzedana została za 550 tys. euro. Później jednak powróciła na ring i była ponownie licytowana. Finalnie kupiono ją za 225 tys. euro. – Ja nie mogę odpowiadać za tych dżentelmenów, którzy po ringu biegali. Ja nie widziałem tego numerka. Ja mogę to sprawdzić. Ja też byłem zaskoczony – komentował sprawę Karol Tylenda.