All About Freedom Festival 2016, cz. I

Dodano:
Dzieciństwo wodza / The Childhood of a Leader (2015) Źródło: Against Gravity
22 października zakończyła się 10. edycja All About Freedom Festival w Gdańsku. Tytuł imprezy mówi sam za siebie: jej organizatorzy pragną sprowokować dyskusję na temat palących problemów społecznych, przy czym najważniejszym jest łamanie praw człowieka. O zaprezentowanych w tym celu filmach pisze Tomasz Błoński.

„Ja, Daniel Blake”, reż. Ken Loach (Francja, Wielka Brytania 2016)

„Ja, Daniel Blake” to film, który najlepiej określa stwierdzenie: to nie jest kraj dla starych ludzi. To bardzo ludzki, bliski dramat prezentujący nierówną walkę starszego już bohatera z systemem, bezdusznymi procedurami oraz ludźmi, którzy postępują według procedur, nie zważając na logikę. Bohaterem opowieści jest Daniel – wdowiec, złota rączka, cieśla, który po przebytym zawale zrezygnował na pewien czas z pracy ze względu na stan zdrowia, a teraz próbuje wywalczyć zasiłek, tocząc nierówną walkę z urzędnikami. W cyfrowym świecie, w którym trzeba mieć smartphone’a, umieć obsługiwać komputer i być zawsze on-line. W świecie, w którym papier i ołówek właściwie nie istnieją.

Smutny to obraz. Pokazuje skazaną na niepowodzenie walkę z rzeczywistością, ze współczesnością. Walkę, którą przyjdzie stoczyć wielu z nas, gdy osiągniemy pewien wiek, gdy przestaniemy nadążać za techniką i coraz szybciej pędzącym światem. Choć temat i wymowa tego obrazu jest dość przytłaczająca, to Ken Loach podał ją w zaskakująco spokojnej, pogodnej formie, która w dużej mierze wypływa z pozytywnego i zdroworozsądkowego nastawienia do świata, jakie ma Daniel. Mimo licznych kłód rzucanych mu pod nogi nie poddaje się, a swoją postawą próbuje też pomóc pewnej samotnej matce, którą przypadkiem spotyka kiedyś w urzędzie pracy. I tak obserwujemy jego i ją, starających się jakoś wytrwać w tej szarej rzeczywistości, w której procedury są ważniejsze niż ludzie.

Ocena: 7/10


„Dzieciństwo wodza”, reż. Brady Corbet (Francja, Węgry, Wielka Brytania 2015)

„Dzieciństwo wodza” zaczyna się jak horror. Złowieszcza, dynamiczna muzyka buduje klimat, szarpie nerwy, narasta, dudni niemiłosiernie. Na ekranie przewijają się czarno-białe obrazy ukazujące sceny rozrywające się w trakcie I wojny światowej – świadectwo zła, jakie rozpętało się na świecie. Dopiero po kilku minutach tego niepokojącego wstępu kamera zaczyna portretować fikcyjną rzeczywistość. Widzimy pewną rodzinę, która wróciła do Francji. Ojciec jest amerykańskim dyplomatą, którego bardzo często nie ma w domu. Matka to kobieta wyniosła, zimna, zasadnicza i gdzieś w głębi duszy bardzo nieszczęśliwa, bo jej życie rozminęło się z oczekiwaniami, jakie miała za młodu. Jest i kilkuletni syn, który zdaje się mieć najlepszy kontakt z gosposią i piękną dziewczyną z okolicy, która przychodzi kilka razy w tygodniu uczyć go francuskiego. Ta podzielona na rozdziały opowieść skupia się głównie na chłopcu, który z dnia na dzień będzie wszystkim sprawiać coraz większe problemy.

Największy problem tego filmu polega na tym, że nie do końca wiadomo, o czym tak naprawdę traktuje, o czym chciałby mówić. Rozpoczyna się od długiej rozmowy dwóch dorosłych mężczyzn, inteligentów, na temat bieżących wydarzeń. Później na scenie pojawia się młody chłopak i film zaczyna koncentrować się na jego osobie i jego dzieciństwie, by pod koniec znów zmienić kierunek i podążyć ku historii, tu wyimaginowanej, ale mocno zainspirowanej naszą rzeczywistością. Trudno tylko stwierdzić, czy to historia bliższa czy dalsza, bo ewentualny skok czasowy jest tu bardzo niewyraźnie zarysowany. Całość, choć interesująca, na dłuższą metę staje się dość męcząca. Na plus można zaliczyć przede wszystkim występy aktorskie: świetną Berenice Bejo jako wyniosłą matkę i młodziutkiego Toma Sweeta, którzy dźwigają ten całkiem wymagający i trudny film.

Ocena: 6/10


„Praktykant”, reż. Boo Junfeng (Francja, Hongkong, Niemcy, Singapur, Katar 2016)

„Praktykant” to kameralna historia rozgrywająca się w malezyjskim więzieniu. Głównym bohaterem jest młody strażnik, który w więziennictwie pracuje od około dwóch lat. Zostaje zauważony przez pewnego wiekowego już kata, który niedługo przejdzie na emeryturę i szuka kogoś na swoje miejsce. Wkrótce się okaże, że tych dwóch łączy również mroczna przeszłość, pewne wydarzenie sprzed wielu lat, które miało znaczący wpływ na ich życie. Wydarzenie, które młodego bohatera najpierw popchnęło w świat gangów, narkotyków, przemocy, a później, gdy niemal był już na dnie, w stronę przeciwną – stronę prawa. Przez cały seans w powietrzu unosi się jednak pytanie, co tak naprawdę ciągnie bohatera do tej niezwykle trudnej psychicznie pracy? Chęć zrozumienia starszego mężczyzny? Chęć zemsty? A może jest to coś, czego on sam jeszcze nie rozumie? Szkoda tylko, że film ten ogranicza się do wręcz dokumentalnej obserwacji, bez prób głębszego wniknięcia w myśli bohaterów. Przez to „Praktykant” pozostawia po sobie spory niedosyt.

Ocena: 5/10


„Jak uratowałem Kanadę”, reż. Philippe Falardeau (Kanada 2015)

Film ten rozpoczyna informacja mówiąca o tym, że jest on oparty na prawdziwych zdarzeniach, które się jednak jeszcze nie wydarzyły. I już samo to ostrzeżenie jednoznacznie zapowiada, jaki będzie to seans. „Jak uratowałem Kanadę” jest polityczną komedią pomyłek pełną absurdalnych pomysłów, spojrzeniem w krzywym zwierciadle na świat polityki. Głównym bohaterem tej produkcji jest niezależny poseł reprezentujący jeden z okręgów w północnym Quebecku. Tak się składa, że to on ma oddać decydujący głos w sprawie, czy Kanada ma brać udział w wojnie, czy nie. Głosy lewicy i prawicy układają się po równo, on więc staje się najważniejszą osobą w nadchodzącym głosowaniu. A ponieważ jest deputowanym niezależnym, wybranym przez społeczeństwo, swoje zdanie postanawia najpierw skonsultować z wyborcami. Wyrusza w podróż po swoim okręgu, by poznać opinie zwykłych ludzi.

Po drodze spotka autochtonów, którzy blokują drogi, bo sprzeciwiają się wycinkom lasów, drogowców sprzeciwiających się blokadom dróg, burmistrza lobbującego za wojną, która ma przynieść nowe miejsca pracy, zwykłych obywateli niezadowolonych z zamykania kolejnych kopalń, oraz zwolenników pokoju podróżujących za posłem w wielkim białym autobusie. Bohaterowi pomaga zdecydowana żona, idealistyczna córka oraz młody chłopak z Haiti, który do Kanady przyjechał na staż i pali się do pracy. Całość układa się w lekką komedię pomyłek, która im bardziej się komplikuje, tym bardziej wciąga. Film jest pomysłowy, zabawny i skłania do refleksji, bo wyborów, które musi podjąć bohater, jest tu zaskakująco sporo. A pierwsze i podstawowe pytanie, które przewija się od samego początku, brzmi: ile warty jest jeden głos?

Ocena: 7/10

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...