20 godzin, które wstrząsnęło światem. Jaki jest Paryż rok po zamachu?
Do tragicznych zdarzeń w Paryżu doszło w piątkowy wieczór 13 listopada 2015 roku. Pierwszy atak miał miejsce w X dzielnicy, kolejny w sali koncertowej Bataclan, w której przebywało kilkaset osób. Policja informowała, że napastnicy wzięli około 100 zakładników. Dżihadyści chcieli także zaatakować na stadionie Stade de France, gdzie odbywał się towarzyski mecz Francja – Niemcy. W pobliżu doszło do trzech eksplozji.Z oficjalnych danych wynika, że z rąk terrorystów z Państwa Islamskiego zginęło wówczas w stolicy Francji 130 osób. Z Francją solidaryzował się niemal cały świat. Budynki w wielu krajach były podświetlone w kolorach francuskiej flagi, internauci łączyli się w bólu z rodzinami ofiar. Jaki jest Paryż rok po atakach? Jak zmieniło się życie mieszkańców stolicy?
„W Polsce o wiele bardziej się przejmujemy tym, że te zamachy miały miejsce”
– Staram się żyć normalnie i nie myśleć o tym, że coś złego może się stać. Tak samo moi znajomi czy rodzina. Nie możemy cały czas pozostawać w strachu. Tutaj chodzi o mnie, nie chce zmarnować najlepszych lat swojego życia. Dlatego wychodzę na miasto, chodzę do klubów czy na imprezy plenerowe. Nie czuję strachu, co ma być, to będzie – tłumaczy Sebastien, student architektury. Podobnego zdania jest Dominika, studentka Uniwersytetu Warszawskiego, która przez ostatnie pół roku mieszkała w Paryżu, a wcześniej spędziła wiele miesięcy m.in. w Lille – Francuzi żyją dokładnie tak, jak przed zamachami. Mam wrażenie, że u nas w Polsce o wiele bardziej się przejmujemy tym, że te zamachy miały miejsce. Kiedy dwa miesiące po ataku jechałam na Erasmusa do Paryża wielu znajomych pytało, czy się nie boję. Tymczasem sami Francuzi sprawiali wrażenie, że nic się nie zmieniło – wyjaśnia w rozmowie z Wprost.pl.
Dominika przyznaje, że jedyne różnice, jakie zauważyła dotyczyły kwestii technicznych, takich jak zwiększone kontrole na lotnisku czy większa ilość żołnierzy na paryskich ulicach. Studentka dodaje, że w jej opinii ludzie próbują odeprzeć strach i pogodzić z tym, co może się stać. – We Francji jest kultura poprawności politycznej i może przez to Francuzi praktycznie po kilkunastu dniach zaczęli funkcjonować w normalny sposób. Wydaje mi się, że jakby taki zamach miał miejsce w Polsce czy w innym kraju, to reakcje byłyby nieco inne. Polacy czy Rosjanie boją się znacznie bardziej niż Francuzi. – stwierdza. Jej słowa zdają się potwierdzać dane izby turystyki. W pierwszym półroczu 2016 roku liczba przylotów do Francji spadła o niemal 6 proc., a do samego Paryża o 11 proc. Poważne straty odnotowała także branża hotelarska, w nieco mniejszym stopniu gastronomiczna. – Hasło „Lecę do Paryża”, kojarzące się jeszcze niedawno z przyjemnym, romantycznym wypadem, którego zazdrościli znajomi, obecnie powoduje raczej pytania w stylu „Nie boisz się?” – tłumaczy 23-letni Mateusz, który pojechał do Francji w ramach programu Erasmus.
„Pewna era we Francji po prostu dobiegła końca”
– Oczywiście, że się boję. I ja i moi przyjaciele staramy się unikać wielkich zgromadzeń, imprez publicznych. Paryż jest cudownym miastem, jednym z najlepszych na świecie, nie wyobrażam sobie mojego życia w żadnym innym miejscu, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie to ze sobą niesie – mówi. W podobnym tonie wypowiada się 26-letni Thibaut, który przeprowadził się do Paryża kilka miesięcy przed zamachami. – Pewna era we Francji po prostu dobiegła końca.Nigdy nie będzie już tak jak wcześniej. Już zawsze będziemy się bać. Oni nie dadzą nam o sobie zapomnieć. Mieliśmy piłkarskie Euro, wszyscy popadli w euforię, że udało nam się zabezpieczyć imprezę masową, że nikomu nic się nie stało. I co? Kilka dni później doszło do zamachu w Nicei. Te 20 godzin, kiedy słyszeliśmy strzały, kiedy docierały informacje o ofiarach zmieniło nasz świat na zawsze – tłumaczy. Mateusz uważa, że szczególnie u starszego pokolenia Francuzów można wyczuć strach przez terrorystami. – Młodzi próbują żyć normalnie, ale już ich rodzice rzadziej wychodzą z domu, znajomi opowiadali mi, że zamiast tradycyjnych drinków czy kolacji na mieście znacznie częściej niż wcześniej organizowane są spotkania w domach – dodaje.
„To trochę tak, jakby zorganizować imprezę na cmentarzu”
Mateusz przyznaje, że zdaniem młodych Francuzów chodzenie do kawiarni czy na koncerty jest paradoksalnie formą walki z terroryzmem, pokazaniem, że nie dadzą się zastraszyć. Świadczy o tym chociażby fakt, że restauracje, do których strzelano w XI dzielnicy otwarto już pod koniec października. Z kolei w rocznicę tragicznych wydarzeń z 2015 roku sala koncertowa Bataclan, w której dżihadyści dokonali zamachu, zostanie ponownie otwarta. „Otwierając ponownie salę Bataclan, mamy dwa ważne zadania: upamiętnienie i uhonorowanie tych, którzy stracili życie w ataku sprzed roku, oraz celebrowanie życia i muzyki, które uosabia ta legendarna scena” – napisał na swojej stronie internetowej Sting, który wystąpi na pierwszym po przerwie koncercie w Bataclan. Ponowne otwarcie klubu wywołało wiele kontrowersji. Dominika przyznaje, że jej francuscy znajomi mają wątpliwości co do tego, czy to nie jest za wcześnie, aby w miejscu, gdzie zginęło tyle osób, organizować koncerty. – Na to nigdy nie będzie dobrego momentu, ja nie byłabym w stanie tak po prostu iść się bawić do Bataclan, bez względu na to, czy będzie to rok czy siedem po zamachach. To trochę tak, jakby zorganizować imprezę na cmentarzu – ocenia Emma, studentka biotechnologii.
Francja próbuje się zabezpieczać
Od zeszłego roku w kraju obowiązuje stan wyjątkowy, który w znaczący sposób zwiększa uprawnienia służb. Mogą one prowadzić rewizje, a także pozbawiać francuskich paszportów osoby posiadające podwójne obywatelstwa, a skazane za działalność terrorystyczną. Zwiększenie uprawnień służb nie wszystkim się podoba. 24-letnia Charlotte, studentka filozofii twierdzi, że pod przykrywką walki z terroryzmem Francja znacząco zwiększa kontrolę państwa nad obywatelami i ingeruje w ich życie. – Wartości, którymi od zawsze kierowała się Francja to wolność, równość i braterstwo. w tym przypadku wszystkie one zostały po prostu złamane – tłumaczy. Zdaniem Fidana początkowo Francuzi nie byli przygotowani na to, co się stało, jednak późniejsze decyzje władz świadczą o tym, że próbują robić wszystko, aby zapewnić obywatelom bezpieczeństwo.
„Muzułmanie to część społeczeństwa i nie można nikogo wykluczać”
Charlotte zwraca również uwagę na wzrost tendencji konserwatywnych i nacjonalistycznych w społeczeństwie. – Przeraża mnie to, że ludzie coraz bardziej zwracają się ku politykom konserwatywnym. Tak, jakby ksenofobia mogła rozwiązać jakikolwiek problem. Zbliżają się wybory, boję się, że Front Narodowy i Marine Le Pen dojdą do władzy, a to byłoby najgorsze, co mogłoby spotkać Francję – mówi studentka.
W kontekście ataków terrorystycznych warto zwrócić uwagę na to, czy zmienił się stosunek zwykłych Francuzów do muzułmanów oraz przybyszy z innego kraju. – Nie mogę czuć nienawiści wobec obcych. Przecież to nie oni dokonali zamachów. Mam przestać rozmawiać z moim sąsiadem muzułmaninem, bo jakiś inny muzułmanin wypaczył ideę Koranu i zabił 100 osób? To niedorzeczne. To tak jakbym przestał rozmawiać ze wszystkimi Francuzami, bo jeden Francuz zabił nożem swoją żonę – podkreśla Sebastien. Charlotte dodaje, że „muzułmanie to część społeczeństwa i nie można nikogo wykluczać”. – Francja jest jednością. Francuzem może być Żyd, Muzułmanin, Ateista i Katolik. To nie ma żadnego znaczenia. Jeśli kochasz ten kraj, twoje wyznanie nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Nie pozwolimy grupce wariatów zniszczyć naszej wspólnoty i naszych wartości. Francja jest i będzie ostoją wolności – dodaje Emma.