PiS odwraca się od Misiewicza. „Tego pryszcza nie da się dłużej pudrować, trzeba go wycisnąć”

Dodano:
Bartłomiej Misiewicz i Antoni Macierewicz Źródło: Newspix.pl / DAMIAN BURZYKOWSKI
Po kolejnych medialnych doniesieniach o przygodach najbardziej znanego w Polsce rzecznika, politycy PiS zaczęli otwarcie krytykować go w mediach. To nowość, bo do tej pory parasol ochronny ministra Macierewicza szczelnie osłaniał go przed każdą burzą. O przyczyny zmiany nastawienia posłów PiS zapytaliśmy ekspertów od mediów i polityki.

Bartłomieja Misiewicza jako jedna z pierwszych skrytykowała Joanna Lichocka z Rady Mediów Narodowych. – Jest młody. Odbiło mu. Woda sodowa nie wybiera wyłącznie Platformy – mówiła. W podobnym tonie wypowiadał się Tadeusz Cymański. – Wiem, że młodość jest chmurna i durna, ale Misiewicz jest teraz na świeczniku. Młody wiek go nie usprawiedliwia – stwierdził. – Kolejne doniesienia medialne na temat Bartłomieja Misiewicza, połączone z brakiem reakcji, są problemem dla obozu władzy – oceniał.

Politycy partii rządzącej w swojej krytyce nie odwołują się jedynie do opisywanej przez „Fakt” imprezy w białostockim klubie, odnoszą się także do całokształtu „dokonań” rzecznika. – Objęcie przez Misiewicza stanowiska bez posiadanych kompetencji było błędem – stwierdził Cymański w rozmowie z WP. – Proszę mnie nie pytać, Misiewicz ma przełożonych, którzy powinni wiedzieć, jak wyjść z tej sytuacji – mówił z kolei Arkadiusz Mularczyk.

– Patrzę na Bartłomieja Misiewicza i myślę sobie: mój Boże, co ja bym zrobiła, gdyby to mój syn taki był... Raz mówię to z troską, raz z dumą – przyznała w Radiu Zet rzecznik klubu PiS Beata Mazurek. – Bardzo go lubię, natomiast biorąc pod uwagę to, pod jakim jest ostrzałem, to na pewno weźmie to pod uwagę i zastanowi się następnym razem, czy iść do jakiegoś klubu czy nie – dodawała. Sprawą rzecznika MON zajmie się też Kancelaria Premiera. – Przygody Bartłomieja Misiewicza są medialne – potwierdziła w RMF FM Elżbieta Witek, szefowa gabinetu premier Beaty Szydło.

Szykuje się czystka w MON?

O zmianę frontu wśród posłów Prawa i Sprawiedliwości zapytaliśmy Wojciecha Jabłońskiego i Macieja Mrozowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. – Krytykowanie Misiewicza może być tzw. odwracaniem kota ogonem. Ministerstwo obrony może mieć jakieś problemy, inaczej tego nie widzę. W tak dobrej sytuacji w porównaniu ze słabnącą opozycją w tej chwili ta krytyka wydaje się niezrozumiała z politycznego względu, bo przecież nie merytorycznego – mówił Jabłoński.

– Prawdopodobnie chodzi o jakieś kwestie związane z koniecznymi roszadami w samym ministerstwie. Ostatnio chodził taki sondaż, w którym Antoni Macierewicz był jednym z najmniej popularnych ministrów tego rządu. Może tu jest tajemnica. Może chodzi o to, żeby kogoś po prostu poświęcić? – zastanawiał się.

Jego zdaniem zmiana nastawienia polityków opcji rządzącej do Misiewicza nie sprawia jednak, że Antoni Macierewicz mógłby się poczuć zagrożony. - On nigdy. Chodzi o to, żeby falę krytyki skierować nieco z boku, na jego protegowanych. Tak to się robi w polityce. W tym momencie po tylu wpadkach samego Misiewicza, łącznie z kwestią całej jego kariery, to mieliśmy albo milczenie albo zbywanie opozycji. Na tę chwilę nie ma tego przeciwnika silnego, który mógłby tę sprawę poruszyć i PiS robi to sam. To oznacza, że politycznie szykuje się jakaś mała czystka protegowanych Macierewicza w jego ministerstwie – uważa Jabłoński.

Misiewicz? To przydatny epizodysta

Zdaniem Macieja Mrozowskiego kariera rzecznika MON nie jest niczym niezwykłym, a jego gwiazda może zgasnąć równie szybko, jak rozbłysła. Coraz liczniejsze głosy krytyczne wśród polityków opcji rządzącej mogą zwiastować właśnie takie rozwiązanie. – To taki epizodysta na scenie politycznej, żadna znacząca figura. Takich Misiewiczów w każdej formacji politycznej, każdej ekipie i każdym kraju jest na pęczki. Jakby się tak przyjrzeć, to w tej formacji, w poprzednim rządzie i wszystkich innych byli – przekonywał.

– Ci ludzie są potrzebni tak jak w sporcie rozgrywający czy obrotowy. To takie osoby, które gdzieś krążą, coś załatwiają, organizują. To trochę totumfaccy, na posyłki - tego typu osoby. Od czasu do czasu któryś z nich przekroczy granicę takiej kumulacji różnych funkcji, zaszczytów czy zacznie z innego powodu rzucać się w oczy i wtedy media sobie na nim używają – stwierdził.

Słabe ogniwo

Według Mrozowskiego, Misiewicz mógł przez tak długi czas liczyć na obronę swojego środowiska politycznego tylko ze względu na kolektywny instynkt przetrwania. – Tym, którzy na Misiewicza naskakiwali od początku chodzi o to, żeby w tym monolicie jakim jest PiS, zacząć wydłubywać poszczególne cegły. Nie obali się tej figury w całości, prawda? Bo ona wygrała wybory, ma duże poparcie i sobie rządzi. Natomiast, jeżeli będzie się wydłubywać pewne elementy, to ta figura przestanie być monolitem: pojawią się rysy, niedoskonałości i konstrukcja może zacząć trzeszczeć – zauważył.

– Wydaje mi się, że jest to taka stara socjotechnika, żeby zacząć od kogoś i poprzez skompromitowanie jednej osoby w jakiś sposób zacząć kruszyć całą konstrukcję. Ponieważ mówimy o Misiewiczu, ale mówi się "Misiewicze", więc od razu wiadomo, że przecież ich jest więcej. Bierze się tego, bo wszystkich naraz nie można – tłumaczył dalej. – Jeżeli PiS zaczyna się trochę od niego odsuwać, to znaczy, że widzi, że to może troszkę rzeczywiście zachwiać całą konstrukcją, spowodować rysy, trochę to oszpecić. W którymś momencie ta strzelba zacznie strzelać. Na razie ona tylko wisi - jak u Czechowa - i co jakiś czas ktoś na nią palcem wskazuje. Ludzie w którymś momencie mogą zacząć myśleć kategorią Misiewiczów – mówił.

Jak poradzić sobie z pryszczem

– Pryszcz na twarzy pięknej kobiety... no szpeci ją, chociaż to tylko pryszcz. Wszyscy wtedy mówią, że może ma ich więcej, albo w ogóle jest niezdrowa i coś nie tak jest z przemianą materii. Tak samo jest z wizerunkiem rządu – przekonywał Mrozowski. – To jest sprawa psychologii i percepcji, czyli postrzegania rzeczywistości i świata. Po pierwsze pryszcze się ładnie pudruje i jak są ładnie przypudrowane, to nikomu do głowy nie przyjdzie taka małostkowość, żeby pięknej kobiecie wytykać, że ma coś na policzku. Natomiast w momencie, kiedy ktoś uporczywie zacznie ten pryszcz wytykać i twierdzi, że ta kobieta wcale nie jest taka piękna, bo pod tym pudrem kryje się więcej krost, no to w końcu pojawia się odruch obronny. Zaczynamy mieć efekt zbrzydzenia – stwierdził.

– Oczywiście, że to musi być ktoś złośliwie robiący, bo przecież wśród przyjaciół to się przemilczy. Ale wśród obcych się obnaża pryszcze, od tego jest opozycja. Tego Misiewicza niektórzy mogą już mieć dosyć nawet. I albo on jest jeden, albo ich jest więcej. Mogą pojawić się następni. A co robi dama z pryszczem? No wyciska go. PiS chce go wycisnąć. I koniec, żeby nie było pryszcza – wyjaśniał obrazowo.

Wzrost zainteresowania Misiewiczem

Z raportu firmy SentiOne wynika, iż największy wzrost zainteresowania tematem Bartłomieja Misiewicza przypadł na poniedziałek 23 stycznia. Wtedy właśnie w mediach pojawił się opis mało chlubnej nocnej eskapady rzecznika MON do klubu WOW w Białymstoku. Kolejny wzrost liczby wzmianek o Misiewiczu miał miejsce w środę, kiedy o materiale sprzed kilku miesięcy przypomnieli dziennikarze z Elbląga. Była w nim mowa o nieprzepisowej wizycie rzecznika w McDonaldzie, do którego dojechał na sygnale służbową limuzyną. Z wyliczeń SentiOne wynika, że wzmianek negatywnych na temat Misiewicza było trzykrotnie więcej, niż głosów pozytywnych. Najczęściej jego temat poruszano na Facebooku, a dopiero później w komentarzach na portalach informacyjnych czy na Twitterze.

Źródło: WPROST.pl / Wp.pl, RMF FM
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...