Darmowa promocja „Klątwy”, czyli jak pomaga skandal. Taka reklama kosztowałaby miliony
„Klątwa” wzbudziła sporo kontrowersji: w sztuce pojawia się scena, w której jedna z aktorek imituje seks oralny z figurą św. Jana Pawła II, a podczas spektaklu stojący na scenie krzyż zostaje ścięty piłą mechaniczną. W związku z tymi scenami prokuratura wszczęła z urzędu śledztwo w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa przez twórców spektaklu „Klątwa”. Skandal wywołany wystawieniem sztuki sprawił, że w internecie zawrzało, a o sprawie piszą wszystkie media. Z raportu SentiOne (obejmującego dane do 23 lutego do godz. 14) wynika, że o „Klątwie” pojawiło się prawie 7 tys. wzmianek, z czego ponad 900 było krytycznych wobec spektaklu, 168 można było sklasyfikować jako pozytywne. Resztę stanowiły wzmianki (wpisy, komentarze, teksty, pojawiające się w sieci) neutralne.
Dyskusja na ten temat toczyła się głównie na Facebooku (43 proc. całego ruchu), Twitterze (prawie 39 proc.) i na portalach internetowych (ponad 14 proc.) – a należy pamiętać, że rozpoczęła się 18 lutego, tak więc dane obejmują zaledwie pięć dni. Odzew – jak na badany krótki okres – jest naprawdę duży. Dla porównania, podobny raport Wprost.pl publikowało, gdy odbywała się premiera filmu „Smoleńsk”. Wtedy w ciągu tygodnia pojawiło się 12,5 tys. wzmianek na temat filmu (najwięcej z nich przypadło na okres, gdy mało kto zobaczył film: „Smoleńsk” widziało na razie niewiele osób. O filmie piszą wszyscy).
Szacunkowe koszty promocji? 4,7 mln zł...
W związku z tak dużym zainteresowaniem „Klątwą” sprawdziliśmy, jak skandal mógłby przyczynić się do rozpropagowania spektaklu. Na razie jedno jest pewne: bilety na sztukę są wyprzedane, a w Polsce chyba każdy już słyszał o tym, co robią aktorzy na deskach Teatru Powszechnego. Pozostaje pytanie: ile musiałby wydać teatr, by tak wypromować spektakl? W takim wypadku można powołać się na ekwiwalent reklamowy (AVE), czyli wskaźnik, który wyraża kwotę, jaką należałoby przeznaczyć na różnego rodzaju publikacje lub emisję materiałów na dany temat.
Według Attention Marketing, firmy specjalizującej się w doradztwie komunikacyjnym, tylko na podstawie tego, co w ostatnim tygodniu pojawiło się w internecie na temat sztuki, można oszacować ekwiwalent reklamowy „Klątwy” na 4,7 mln zł (czyli taką kwotę należałoby wydać, by z takim efektem wypromować sztukę). Jak wskazuje Adam Sanocki, partner zarządzający w Attention Marketing, ten wynik jest imponujący i byłby trudny do osiągnięcia, gdyby nie fala negatywnych komentarzy na temat „Klątwy”.
– W tym wypadku wzbudziła ona raczej moim zdaniem większe zainteresowanie spektaklem niż niechęć do niego. To doskonała reklama dla osób potencjalnie zainteresowanych tego rodzaju sztuką. Fani z pewnością już go widzieli, oponenci nigdy się na niego nie wybiorą, a dzięki wywołanej dyskusji moim zdaniem do teatru wybiorą się osoby, u których kontrowersje wzbudziły zainteresowanie – ocenia Sanocki.
... a nawet do 14 mln zł
Jeszcze wyżej ekwiwalent reklamowy „Klątwy” ocenia PRESS-SERVICE Monitoring Mediów. Według analityków firmy, którzy sprawdzili informacje o „Klątwie” z okresu 18-23 lutego, ekwiwalent reklamowy spektaklu wyniósłby ponad 14 mln zł.
– Można przyjąć, że Teatr Powszechny wiedział co robi, decydując się na zatrudnienie Olivera Frljića - reżysera znanego z kontrowersyjnych koncepcji artystycznych. Promocja przez skandal wydaje się jednak dosyć karkołomnym rozwiązaniem i łatwo tu o kryzys wizerunku. Idealnym podsumowaniem zamieszania wokół sztuki „Klątwa” jest sam claim Powszechnego: „Teatr, który się wtrąca”. Nic dodać, nic ująć – komentuje Sebastian Bykowski, wiceprezes PRESS-SERVICE Monitoring Mediów.
Na razie burza wokół „Klątwy” straciła nieco na sile, ale zaraz może powrócić – w czwartek, 23 lutego, jest po raz kolejny wystawiana. A w przypadku kontrowersji, jakie wywołała, sprawdziło się stare powiedzenie: „Nieważne jak o Tobie mówią, ważne, by mówili”.