Przyjaciel Markusa, partnera Magdy Żuk, przedstawia swoją wersję wydarzeń. „Zobaczyłem ją. Żyła”

Przyjaciel Markusa do Egiptu wyleciał już 29 kwietnia, jeszcze przed ostatnią rozmową telefoniczną Magdy Żuk ze swoim chłopakiem. Na pokład samolotu wsiadł w Pradze, skąd wylatywał pierwszy wolny samolot do kurortu Polki. – Po moim przylocie do Marsa Alam zostałem zawieziony do szpitala, gdzie miała przebywać Magda. Kiedy dotarłem na miejsce, dowiedziałem się, że miała wypadek, że wypadła z okna. Poinformowano mnie, że została przewieziona do szpitala w Hurghadzie. Na miejscu w Marsa Alam była już policja – opowiadał redaktorowi „Faktów” TVN.
Transport
Zanim pozwolono mu pojechać do Hurghady, Maciej musiał odpowiedzieć na pytania lokalnej policji. Dopiero po przesłuchaniu rozmawiał z obsługą hotelu i rezydentem. Kiedy dotarł do szpitala w Hurghadzie, dopuszczono go do Polki. – Zobaczyłem Magdę. Żyła. Jej stan był stabilny, ale bardzo ciężki. Była w śpiączce farmakologicznej, obrażenia ciała były duże. Nie było możliwości kontaktu i rozmowy – powiedział. Na antenie telewizji ujawnił, że w tamtym czasie podjęto już decyzję o przetransportowaniu Magdaleny Żuk do Polski. Zanim jednak do tego doszło, jej serce przestało już bić. Mimo reanimacji, kobieta zmarła 30 kwietnia.
Złość i wątpliwości
Maciej uważa, że w całej tej sprawie nie można zadowalać się prostymi wyjaśnieniami Egipcjan. Uważa, że śledztwo jest jak najbardziej uzasadnione. – Wiemy, że Magda przeszła załamanie nerwowe, bo nie zachowywała się standardowo. To potwierdzają materiały wideo i ludzie, z którymi rozmawiałem. Natomiast nie wiemy, jaka była tego przyczyna, czy ktoś Magdzie pomógł, czy przeszła traumę i pod wpływem tych wydarzeń przeszła załamanie nerwowe, czy nie – podsumowywał. – Przed moim przyjazdem informowano nas, że Magda jest pod opieką lekarzy. Mówili, że była związana, bo była agresywna, że podano jej środki uspokajające. To jak się oswobodziła i jak wyskoczyła? – pytał zdenerwowany.