Rodzice Magdaleny Żuk o jej śmierci. „Nikt nie uwierzy w to, że ona była nieprzytomna”
– Utwierdzali mnie przez telefon w przekonaniu, że wszystko z nią jest w porządku. Tylko że jak pojechała pierwszy raz tego z lotniska, gdy jej nie puścili (lekarz nie wyraził zgody na lot Magdaleny Żuk do Polski - red.), w tym szpitalu stała się jej krzywda – mówił ojciec zmarłej. Wskazał przy tym, że na nagraniach z monitoringu, pokazujących moment przewożenia jego córki do szpitala w Hurghadzie, widać, że 27-latka ma rękę na twarzy, porusza nią. – A opisali, że ona dotarła do szpitala nieprzytomna, z poważnymi obrażeniami (...) Oni sami na siebie bata kręcą, bo nikt nie uwierzy w to, że ona była nieprzytomna – zaznaczył mężczyzna.
Matka Magdaleny Żuk wspominała, że w pierwszy dzień świąt wielkanocnych jej córka została chrzestną, razem z rodzicami uczestniczyła w przyjęciu. – Była normalną, zdrową, wesołą i radosną kobietą. Miała plany – zaznaczyła. Z relacji kobiety wynika, że do jej rodziny zwrócił się Krzysztof Rutkowski, który zaoferował pomoc prawną.
Kobieta przywołała też ostatnie dni życia córki. – Z chwilą, gdy się dowiedzieliśmy, że Magdalenka jest w szpitalu, byliśmy pewni, że nic jej się nie stanie, że tam w tym szpitalu będzie bezpieczna. (...) Co zrobili inni, co zrobiła ambasada, dlaczego nie pojechali zobaczyć, co się z nią dzieje? Może wtedy, gdyby ją odizolowali od tego środowiska, moje dziecko by żyło i byłoby tutaj z nami – dywagowała kobieta.
Mama Magdaleny Żuk zwróciła się też z apelem: „Nie róbcie z mojej córki wariatki. To była bardzo mądra, wykształcona i ułożona dziewczyna”. – Tak naprawdę nie dotarło do nas jeszcze to, że już nigdy więcej nie usłyszymy naszej kochanej Madzi – mówiła. Jak podkreśliła, do tej pory nie wiadomo jeszcze, kiedy ciało jej córki zostanie przywiezione do Polski.