120 Battements par minute - Cannes 2017
Film rozpoczyna się od spotkania grupy w dużej sali wykładowej, gdy czworo nowych członków decyduje się zapisać do pomocy. Jednym z nich jest Nathan (dobry Arnaud Valois). Niejako jego oczami oglądać będziemy poczynania grupy i eksplorować wzajemne powiązania między jej członkami. Campillo postawił bowiem na bohatera zbiorowego. Przedstawiając bliżej losy kilkorga ważniejszych członków grupy, zawsze ustawia je w szerszym kontekście zgromadzenia, czy społeczeństwa jako takiego. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę, że scenariusz został oparty na prawdziwych wydarzeniach z życia samego reżysera, dawnego aktywisty ACT UP.
Stylistykę całego obrazu, jego myśl przewodnią oraz najważniejsze elementy treści najlepiej opisać na przykładzie konkretnej sceny. Jest ona bowiem wyśmienitym papierkiem lakmusowym siły oddziaływania produkcji. Mowa o sekwencji, w której przedstawiciele ugrupowania wchodzą do liceum, aby tam poprowadzić szybką pogadankę o bezpiecznym seksie oraz rozdać uczniom prezerwatywy. Dwie grupy wchodzą do dwóch różnych klas. Reakcje dwójki pedagogów diametralnie się od siebie różnią. Nauczyciel próbuje przerwać akcję i wyrzucić „intruzów”, zaś nauczycielka przerywa wykład i mówi do uczniów „posłuchajcie, to ważne”, pozwalając tym samym grupie przejąć kontrolę. W ten prosty sposób Campillo pokazuje dwie strony debaty na temat edukacji seksualnej oraz różnorodne podejścia do niej. Minimum inscenizacji, maksimum efektu. Taka prostota w filmach często sprawdza się wyśmienicie. Tak jest też tym razem.
Scena w szkole pokazuje też, że reżyser ma celne oko do wyłapywania małych momentów i uchwycenia ważności ich znaczenia. Na początku sekwencji, kamera podąża bowiem za młodym chłopakiem, jednym z uczniów, którego wzrok zdaje się uciekać w stronę innych mężczyzn. Jest to niewielki moment, dotykający bohatera pobocznego, który pojawia się w obrazie tylko w tej jednej scenie, ale wyraźnie unaocznia wnikliwe oko reżysera do wyłapywania subtelnych reakcji i umiejętności budowania na ich podstawie napięcia.
Sekwencja kończy się bowiem pocałunkiem głównego bohatera z jednym z weteranów grupy, Seanem (świetny Nahuel Pérez Biscayart) na oczach chłopaka, który ma na to silną reakcję emocjonalną. Biorąc pod uwagę, że pocałunek był reakcją na pogardliwą uwagę jednej z uczennic, która mówi, że nie weźmie od bohaterów prezerwatyw, bo “nie może zarazić się tą pedalską chorobą”, pokazuje jak bardzo Campillo przemyślał scenariusz swojego filmu. Jedną sceną ustawia bowiem szeroki zakres kontekstów i postulatów dzieła.
Jeśli dodamy do tego, że spontaniczny pocałunek stanie się zalążkiem romansu między bohaterami, który będzie emocjonalnym sercem reszty obrazu, zorientujemy się, że “120 Battements par minute” to obraz wyjątkowo dobrze przemyślany i godny nagrody za scenariusz.
Film niestety nie jest pozbawiony drobnych uchybień. Przy czasie trwania 2h20 dostajemy tu kilka zbytecznych sekwencji, powielających jedynie to, co mogliśmy oglądać już wcześniej. Obraz wytraca wtedy nieco z tempa i mocnego impaktu swoich przemyśleń. Na szczęście wyśmienite zakończenie, które ponownie splata losy wszystkich bohaterów w jednym pomieszczeniu, mieszając przy tym tragedię z komedią, prywatnego losy bohaterów z ich oficjalną misją, oraz pokazując, w jak różny sposób można radzić sobie ze stratą, z nawiązką rekompensuje ewentualne dłużyzny.
"120 BPM" to film, który zdecydowanie warty jest uwagi oraz dyskusji, którą może zrodzić. Produkcja jest bowiem niezwykle przemyślana, a reżyser potrafił z pomocą poszczególnych momentów dotknąć szerokiego spektrum tematów i różnych punktów widzenia. Warto!
Ocena: 7/10