Protesty przeciwko wyborom w Rosji. Zatrzymano Aleksieja Nawalnego
„Zatrzymali mnie, ale to nie ma znaczenia. Przychodźcie na ulicę Twerską. Nie robicie tego dla mnie, ale dla siebie i swojej przyszłości” – napisał na Twitterze opozycjonista.
Protest rozpoczął się o godzinie 14:00 czasu lokalnego, Nawalny został zatrzymany około pół godziny później. Po kilku minutach pochodu na ulicy Twerskiej funkcjonariusze wyciągnęli go z tłumu i zabrali do policyjnego autobusu. Razem z nim zatrzymano jeszcze kilka osób. Opozycjonista został przewieziony na posterunek policji i grożą mu zarzuty naruszenia zasad udziału w zgromadzeniu publicznym. Kilka godzin wcześniej policja wkroczyła do siedziby Fundacji Walki z Korupcją w Moskwie, należącej do Nawalnego, i kazała wszystkim opuścić budynek. Powodem akcji miała być informacja o rzekomo podłożonej tam bombie.
W Moskwie, Sankt-Petersburgu i innych 113 miastach Rosji trwa właśnie „Strajk wyborców”, w którym uczestniczą tysiące ludzi. Policja nawołuje, aby uczestnicy zgromadzenia się rozeszli ostrzegając, że protest jest nielegalny. W sumie policja zatrzymała około 200 osób. Najwięcej aktywistów aresztowano w Ufie i Murmańsku: w każdej z miejscowości zatrzymano 40 osób.
Aleksiej Nawalny nawoływał, aby nie uczestniczyć w wyborach prezydenckich w marcu 2018 roku, po tym gdy Centralny Komitet Wyborczy odmówił zarejestrowania go na kandydata w elekcji. Nazwał on decyzję władz bezprawną a same wybory „niehonorowymi”. Oficjalne dane rosyjskiego rządu mówią o pięciu tysiącach osób, które uczestniczyły w „Strajku wyborców”.
„Jest nas wielu, różnimy się, ale wszyscy chcemy żyć w wolnym kraju i gotowi jesteśmy za to walczyć. Zostać dziś w domu to znaczy pozwolić na działania władzy i pozbawić się swoich praw oraz wolności” – napisał na Twitterze sztab Aleksieja Nawalnego w Petersburgu. Podczas strajku w niektórych miastach mówiono, że Putin musi odejść ze stanowiska prezydenta. Protestujący nieśli transparenty mówiące m.in. „Nie mam na kogo głosować”.