Oprawca Stachowiaka podpadł samemu Macierewiczowi. Mimo to nadal pobiera wynagrodzenie
Przechodząc z policji do Żandarmerii Wojskowej Adam W. chciał uciec od odpowiedzialności za śmierć Igora Stachowiaka na wrocławskiej komendzie. Kiedy za sprawą dziennikarza TVN ujawniono szokujący materiał z kamery zamontowanej na paralizatorze, sprawę jego transferu komentował sam szef MON Antoni Macierewicz. Minister w wywiadzie z września 2017 roku zapewniał, że funkcjonariusz „ukrył” swoją przeszłość i oszukał żandarmerię. – Nie ma wątpliwości, że (Adam W.) okłamał służbę, do której przyszedł – mówił wówczas i zapowiadał „jak najdalej idące konsekwencje”.
Jak jednak ustalili na początku marca 2018 roku dziennikarze „Faktu”, mimo przeniesienia byłego policjanta do rezerwy kadrowej, nadal pobiera on około 3 tys. złotych pensji miesięcznie. Decyzja o jego przeniesieniu podyktowana była postawieniem Adamowi W. zarzutów prokuratorskich: m.in. przekroczenia uprawnień, a także fizycznego i psychicznego znęcania się nad zatrzymanym w maju 2016 roku Igorem Stachowiakiem.
Śmierć Igora Stachowiaka
Nowe ustalenia ws. śmierci na komisariacie 23-letniego Igora Stachowiaka, do której doszło w maju 2016 roku, wyszły na jaw dopiero dzięki dziennikarskiemu śledztwu. W programie TVN „Superwizjer” ujawniono m.in. wypowiedzi anonimowych osób i fragmenty nagrań. W reportażu autorstwa Wojciecha Bojanowskiego stwierdzono, że zatrzymany był rażony paralizatorem również w policyjnej toalecie.
W TVN24 pokazano nagranie z kamery, która była przymocowana do paralizatora. Mężczyzna był rażony paralizatorem w momencie, kiedy był zakuty w kajdanki, a na to nie zezwalają przepisy. Funkcjonariusze kazali też zatrzymanemu zdjąć spodnie, aby go przeszukać. Po zajściach w toalecie Igor Stachowiak zmarł. Mimo że na komisariacie są zainstalowane kamery, nie zachowały się żadne nagrania z tamtego dnia.