Kodeks Pracy a rozsądek
„Sztuka pobierania podatków porównywać można do skubania gęsi: należy wyrwać
z niej jak najwięcej piór przy jak najmniejszym syczeniu ptaka”.
Jean-Baptiste Colbert
Wytwarzanie dóbr i usług oraz ich konsumpcja to mechanizm wyjątkowo złożony. Wszystko jest od siebie zależne, a przy brakach po którejkolwiek stronie ten delikatny układ ulega zaburzeniu i przeradza się w cykle koniunkturalne. Mądra interwencja administracji państwowej zapobiega zbyt drastycznym wahaniom koniunktury. Co mają wspólnego cykle koniunkturalne z kodeksem pracy? Wszystko. Bez pracowników przedsiębiorstwa nie istnieją, bez przedsiębiorstw ludzie nie mają gdzie pracować i za co żyć. W latach tłustych rynek należy do pracowników, w chudych do pracodawców. Kodeks pracy, narzucony przez państwo, ma ten rynek względnie uspokajać, zapewniać pewną równowagę, zapobiegać patologiom, powodować realizację celów nie tylko indywidualnych, ale również społecznych.
Nowelizacja kodeksu pracy musi spełniać zatem dwa podstawowe cele: dbałość o pracowników – o godną zapłatę i godne warunki do wykonywania pracy; i dbałość o pracodawców - by mogli ową godną zapłatę i godne warunki pracy zapewniać. Ustawodawca, wprowadzając prawo w sferę relacji międzyludzkich, ponosi odpowiedzialność nie tylko za jego skutki krótkoterminowe, ale przede wszystkim długoterminowe. PiS, licząc na efekty krótkoterminowe, będzie się zwracał ku tej części elektoratu, która ma więcej kartek wyborczych; a pracowników jest daleko więcej niż pracodawców. Taki sposób myślenia w ujęciu strategicznym zakończy się jednak tragicznie. Chęć sukcesu na dziś ma wielkie szanse pojutrze przekształcić się w katastrofę, jak widać to na klasycznym przykładzie Detroit, gdzie nadmierne roszczenia wobec przedsiębiorców spowodowały bankructwo miasta.
Trzy elementy układanki: Pracodawcy, Pracownicy i Rząd
Przedsiębiorcy funkcjonują pod stałą presją rynku, na którym lokują swoje produkty czy usługi. Ta presja to popyt „jeżdżący na pstrym koniu”, poddany permanentnie zmieniającemu się zapotrzebowaniu, wpływowi importu, konkurencji, monopolizacji rynku przez wielkie korporacje, polityki czasowego obniżania marż, zmasowanej reklamy, czarnego PR i wielu innych praktyk na pograniczu legalności. Przedsiębiorca jest pod ciągłym monitoringiem urzędu skarbowego, ZUS, banku, Państwowej Inspekcji Pracy, Straży Pożarnej, inspekcji sanitarnej czy handlowej. Opis stanowiska pracy wyposażonego w monitor ekranowy ma jedenaście punktów, przy czym jeden zawiera nakaz, by krzesło miało pięć kółek, a inny, by podnóżek miał nieśliską powierzchnię. Tracimy siły i czas. W tej niepewnej sytuacji przedsiębiorstwo musi na bieżąco badać rynek, walczyć o zamówienia, przewidywać zmiany i wyprzedzająco się do nich dostosowywać. Czas życia produktu czy usługi skraca się i przedsiębiorstwo, by przeżyć, musi inwestować w rozwój. Musi, inaczej zginie.
Jakie narzędzia ma osoba zarządzająca w odniesieniu do pracownika? Wysokość wynagrodzenia podstawowego, premie, nagrody i różne bonusy, a także awans i lepsze warunki pracy jako marchewka; a jako kij przeszeregowanie, obcięcie premii, wreszcie zwolnienie. Ale co ma robić zarząd przedsiębiorstwa, gdy zmienią się warunki rynkowe i musi ono zmienić profil produkcji lub ją ograniczyć? Gdy zmienia się technologia i konieczna jest wymiana pracowników np. z 30 niewykwalifikowanych zawijaczy cukierków w papierki na kilka osób obsługujących automaty, wykonujące taką samą pracę, ale pięć razy szybciej i dokładniej? Pracownicy, z drugiej strony, chcieliby pracy wysokopłatnej, blisko miejsca zamieszkania, nie powodującej stresów ani zmęczenia. Przedsiębiorstwo winno im zapewniać BHP, urlopy, dni wolne, szkolenia i imprezy integracyjne. Awanse mile widziane.
Trzeci element układanki: rząd, który dąży do ściągnięcia jak największych danin pochodnych wynagrodzeń. Ozusowanie umów zlecenia i chęć ozusowania umów o dzieło jest tego przykładem. Można to uczynić różnymi drogami, ale powołana przez PiS komisja kodyfikacyjna proponuje likwidację takich umów i zastąpienie ich umowami o pracę. Jest oczywistością, że ustawodawca MUSI chronić słabszych, czyli pracowników, przed ewidentnie naruszaną umową o pracę. Pracownik musi mieć zabezpieczone podstawowe zdobycze socjalne: urlop wypoczynkowy, dni wolne, ubezpieczenie zdrowotne i właściwe warunki pracy. Czy jednak przedsiębiorstwo powinno przejąć również odpowiedzialność za jego życie rodzinne? W obecnej propozycji kodeksu jest jaskółka zwiastująca ochronę przedsiębiorcy - ale tylko w odniesieniu do mikrofirm, zatrudniających mniej niż 10 osób. Autorzy projektu uważają, że kobieta w ciąży niemogąca wykonywać obowiązków w takiej firmie powinna otrzymywać wynagrodzenie z opieki społecznej. To jest krok we właściwym kierunku. Przecież w art. 18. Konstytucji RP czytamy „…macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Nie przedsiębiorców, a Rzeczypospolitej!
Co dalej z „umowami śmieciowymi”?
Jednym z najtrudniejszych obszarów w proponowanej nowelizacji są tzw. umowy śmieciowe. Zlikwidować je? Ale co zrobić, aby ich brak nie okazał się katastrofalny dla pracodawców? Jak ma działać firma działająca na kontraktach projektowych lub budowlanych: jest zamówienie, jest praca; nie ma zamówień - nie ma pracy? Co ma zrobić w okresie zastoju? W instytutach naukowych pracuje się od projektu do projektu. Część pracowników zatrudnia się na okres projektu. Propozycja kodeksu likwiduje taką możliwość. Co ma zrobić instytut oprócz ogłoszenia bankructwa? Likwidacja umów zleceń w proponowanej nowelizacji to nierozumienie podstawowych zasad ekonomii: podaży i popytu.
Na tysiąc przedsiębiorstw mamy prawdopodobnie dziewięćset różnych relacji przedsiębiorstwo – pracownik. Czy nie prościej sprowadzić kodeks do minimum, a sprawę umowy o pracę zostawić umowie o pracę? Jednocześnie udrożnić działanie związków zawodowych i stowarzyszeń zawodowych, które powinny sformułować swoje katalogi dobrych praktyk (takie katalogi ma już Państwowa Inspekcja Pracy jako minima w odniesieniu do stanowisk pracy).
Jak być pięknym i bogatym!
Likwidacja tzw. umów śmieciowych to życzenie bycia pięknym, bogatym i zdrowym. Skoro jest to problem – a jest – to należałoby go rozwiązać systemowo, nie przerzucając go na Bogu ducha winnych przedsiębiorców. Podsumowując: kodeks – tak, ale skrócony do podstawowych zasad w relacji pracodawca – pracownik. Nadrzędnym celem musi być redukcja niejasnego biurokratyzmu. W tym celu postuluję wdrożenie opracowanego przez prof. Tito Boeriego tzw. kontraktu jednolitego, tj. takiego, w którym dodatkowe uprawnienia pracownika nabywane są wraz ze stażem pracy. W roku 2014 Instytut Badań Strukturalnych zaproponował projekt polskiego wariantu jednolitej umowy o pracę. Jego najważniejsze założenie
- zrównanie okresów wypowiedzenia umów na czas określony i nieokreślony – zostało już zrealizowane przez rząd. Dodatkowo autorzy postulowali:
- skrócenie okresów wypowiedzenia – 2 tygodnie dla mniej niż 12 m-cy stażu, 1 miesiąc dla więcej niż 12 miesięcy stażu, 2 miesiące dla więcej niż 36 m-cy stażu pracy u danego pracodawcy,
- wydłużenie czasu na złożenie pozwu do sądu pracy do 14 lub 30 dni – dałoby to pracownikowi więcej czasu na ochłonięcie po zwolnieniu, zebranie materiałów i zorganizowanie pomocy prawnej,
- zniesienie wyroków przywracających do pracy (powinna być tylko rekompensata),
- zmiana wysokości odpraw (uzależnienie ich od stażu u danego pracodawcy).
Kontrakt taki wolno by było podpisać na czas określony oraz ułamki etatu, przy czym czas spędzony u jednego pracodawcy sumowałby się przy obliczaniu odpraw i czasu wypowiedzenia. A po 3 latach u jednego pracodawcy umowa automatycznie stawałaby się umową na czas nieokreślony.
Do tego należałoby dodać konieczność przejrzenia regulacji w zakresie dokumentacji pracowniczej oraz BHP tak, by przystawały one do rzeczywistości i nie generowały dodatkowych kosztów dla firm. Należy też przyjrzeć się wykorzystywaniu zwolnień lekarskich w celu opóźnienia momentu wypowiedzenia, a także rozważyć zniesienie wynagrodzenia chorobowego dla 1-3 pierwszych dni zwolnienia – w celu uniknięcia symulowania choroby.
Postulat IBS zakłada całkowite zniesienie umów cywilnoprawnych i zastąpienie ich kontraktem jednolitym. Powinna jednak istnieć forma prawna dostosowana do sytuacji, gdy przedmiotem umowy jest wykonanie pewnego, jednoznacznie określonego zadania lub dzieła z konkretnym efektem – np. zaprojektowanie strony internetowej, napisanie raportu, wykonanie sesji zdjęciowej etc. Umowa wygasałaby w momencie, gdy praca zostanie wykonana. Przy tym kontrakt taki powinien być oskładkowany i opodatkowany dokładnie tak, jak umowa o pracę. Bodźcem wyboru tego, a nie innego rodzaju umowy powinien być bowiem charakter pracy, a nie chęć uniknięcia składek.