Policjanci ratowali topiącego się Polaka. Ten pozywa ich do sądu
O tej sprawie napisał „The Washington Post”. Polak w 2016 roku zatrudnił się na basenie w Fairfax w stanie Wirginia. 21-letni wówczas mężczyzna nie mówił jednak po angielsku i nie potrafił pływać. Do jego obowiązków należało czyszczenie pływalni, ustawianie leżaków oraz sprawdzanie PH wody.
Dziwne zachowanie Polaka
Trzy dni od rozpoczęcia pracy Polak zaczął dziwnie się zachowywać. Zaczął kłócić się z gośćmi oraz mówić do siebie po polsku. Jednej z kobiet, która przyszła na basen, zerwał opaskę z ręki, przez co ta nie mogła wejść do wody. Na miejsce wezwano policję.
Po przyjeździe funkcjonariuszy mężczyzna ich zignorował i ciągle dmuchał w gwizdek. Służby przywiozły więc współlokatora 21-latka, który był Polakiem. Jego jednak też zignorował. Według raportu policyjnego, mężczyzna ciągle krzyczał „jestem ratownikiem” i modlił się po polsku.
W końcu mężczyzna wszedł do basenu i zanurzył się w wodzie, pozostając tam ponad dwie minuty. Po upływie tego czasu funkcjonariusze oraz ratownik postanowili wyciągnąć Polaka na brzeg. Okazało się, że doszło do zatrzymania krążenia. Policjanci rozpoczęli więc reanimację. Udało im się uratować mężczyznę, który trafił do szpitala. Następnie przewieziono go do szpitala psychiatrycznego, gdzie zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową.
Polak pozywa policjantów
Teraz Polak pozwał do sądu policjantów i ratownika, którzy wyciągnęli go z basenu. Twierdzi, że osoby obecne na miejscu zdarzenia celowo zwlekały z udzieleniem mu pomocy. Funkcjonariusze utrzymują, że podjęli słuszną decyzję o zwlekaniu z interwencją, ponieważ 21-latek mógł stanowić dla nich zagrożenie. Według policjantów ryzykowali oni, że agresywny mężczyzna może wciągnąć pod wodę ich lub ratownika.
– Policja pozwoliła, żebym utopił się na ich oczach. Cieszę się, że w końcu zrozumieli, że nie mogą pozwolić mi utonąć, ale nie podziękuję im za to, że przeżyłem przy nich śmierć kliniczną – zaznaczył Polak w rozmowie z „The Washington Post”.